Bartkiewicz dla filarybiznesu.pl: Płace realne powinny rosnąć w solidnym tempie

Prezes NBP podczas ostatniej konferencji prasowej upublicznił wykres, pokazujący, co by było z inflacją, gdyby wszystkie ceny, które są obecnie zamrożone, pozostały zamrożone w najbliższych miesiącach, a więc stawka VAT na żywność pozostałaby na poziomie 0%, a także ceny energii zostały utrzymane na obecnym poziomie. Wówczas inflacja byłaby na poziomie ok. 3-4%. Tymczasem może zmieni się coś w gospodarce światowej, może mylimy się co do potencjału spadku inflacji. Np. nagle się okaże, że inflacja nie na miesiąc, dwa spadnie w okolice celu inflacyjnego NBP (ok. 2,5%), tylko na dłużej. Wówczas RPP będzie ciąć stopy. Są to jednak hipotetyczne scenariusze, na razie mało kto to je zakłada - powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Piotr Bartkiewicz, ekonomista Banku Pekao SA.

Maciej Pawlak: Realny wzrost przeciętnego wynagrodzenia w 2023 r. w stosunku do 2022 r. wyniósł 1,1% - ogłosił GUS (wynagrodzenie wyniosło 7155,48 zł, w 2019 4918,17 zł). Z kolei w 2022 r. wobec 2021 zarobki obniżyły się o 2,1%, w 2021 r. wobec 2020 wzrosły o 3,0 %, a w 2020 wobec 2019 r. wzrosły o 1,7 %. Oznacza to więc, że podczas kilku lat ostatniego kryzysu średnie zarobki na ogół rosły w ujęciu realnym. Czy faktycznie, mimo wysokiej inflacji, zarobki realnie rosły w ostatnich latach?

Piotr Bartkiewicz: W kraju, takim jak Polska, który się systematycznie rozwija, oczekiwalibyśmy, że realny wzrost wynagrodzeń jest faktem. Co do zasady, skoro polska gospodarka rośnie mniej więcej o 4% rocznie, a przy okazji liczba zatrudnionych rośnie o ok. 0,5-1% rocznie, to średnio płace powinny rosnąć o ok. 3-3,5%. Wobec tego wynik z 2023 r. był na pewno poniżej normy, natomiast dzięki dobrej drugiej połowie ub. roku, udało się uniknąć całorocznego spadku płac realnych. Bo pamiętamy, że jeszcze w I połowie ub. roku płace realne spadały o 5-6%, a więc gdy doszło do szczytu inflacji, płace za nią nie nadążały. Zaś z odwrotną sytuacją mamy do czynienia od czerwca ubiegłego roku. I od tego czasu płace znów rosną szybciej od inflacji, a więc rośnie realne wynagrodzenie.

Z czego to wynika?

Głównie z tego, że mamy do czynienia z zaburzeniami obserwowanymi w ostatnich latach, bo przecież duża część panującej u nas wówczas inflacji wynikała z szoków zewnętrznych: pandemicznych, wzrostu cen surowców, energii, a wreszcie mających związek z wojną Rosji w Ukrainie. W tej sytuacji dużo szybciej dostosowują się ceny i cenniki przedsiębiorstw w kraju niż płace. Pracownicy wolniej negocjują podwyżki. Przy czym w niektórych segmentach, jak budżetówka, potrzeba bardziej skomplikowanego procesu, aby płace mogły rosnąć szybciej. Widzimy tu opóźnienia. Bo największy wzrost płac w budżetówce nastąpi dopiero w tym roku, gdy, jak wszystko wskazuje, inflacja będzie dość niska. Chociaż pewnie jeszcze nie tak niska, jak byśmy chcieli. A efekt jest taki, że obecnie jesteśmy w takim okresie, że to konsumenci będą zgarniać te nadwyżki, bo płace realne powinny rosnąć w solidnym tempie – rzędu 5-6%. Według danych GUS w IV kwartale przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrosło o 12%, podczas gdy inflacja w tym okresie wynosiła ok. 6-6,5%. Tak więc płace realne wzrosły w ostatnim czasie o prawie 6%. To jest realny konkret.

Z ogłoszonej w tym tygodniu kwartalnej ankiety NBP nt. sytuacji na rynku kredytowym wynika m.in., że banki w IV kwartale 2023 r. zaostrzyły politykę kredytową w większości segmentów rynku kredytowego. Przy czym głównymi przyczynami tego zaostrzenia były spadek jakości portfela kredytowego i pogorszenie perspektyw makroekonomicznych. Z czego może wynikać spadek jakości portfela kredytowego, tj. pogorszenie spłacalności kredytów? Dlaczego według banków mamy do czynienia z pogorszeniem perspektyw makroekonomicznych skoro w obecnym roku ma dojść do znaczącego wzrostu PKB (3%) w porównaniu z ubiegłorocznym (0,2%)?

Sytuacja w tym sektorze wygląda trochę, jak „prawda czasu – prawda ekranu”. Bowiem to, co się dzieje w gospodarce na poziomie makro, nie zawsze znajduje odzwierciedlenie od razu, a znacznie częściej z opóźnieniem. Znajduje to odzwierciedlenie np. w wynikach przedsiębiorstw. Jakość portfeli kredytowych z reguły się pogarsza później, niż następują poważniejsze zmiany w gospodarce. Mieliśmy taki punkt zwrotny – w II kwartale 2023 r. Przy czym warto zwrócić uwagę, że zyskowność, czy też zagregowana rentowność w sektorze przedsiębiorstw w ostatnich kwartałach spadała. A ponadto wzrost nominalnych przychodów i zysków polskich przedsiębiorstw był dużo niższy niż wcześniej.

Dlaczego?

Głównie dlatego, że spadły na nie obniżki cen. Zatem przedsiębiorstwa, które wcześniej mogły wzrostem przychodów pokryć koszty czy odsetki od spłacanych kredytów, obecnie tego nie mogą zrobić. I to trochę odsłoniło problemy, które mogły mieć niektóre branże. Takie rzeczy pojawiają się z reguły z opóźnieniem.

Na swoim ostatnim posiedzeniu RPP NBP postanowiła utrzymać stopy procentowe NBP na niezmienionym poziomie, w tym stopę referencyjną 5,75% w skali rocznej. Od kiedy i pod jakimi warunkami można oczekiwać spadku stóp, a tym samym obniżenia kosztów spłacania kredytów?

Z ostatnich wypowiedzi prezesa NBP Adama Glapińskiego wynika, że RPP ewidentnie nie widzi na razie potrzeby cięcia stóp procentowych. Przy obecnej ścieżce rozwoju inflacji, wzrostu PKB i innych zmiennych wydaje się to mało prawdopodobne. W kwestii powrotu cięć stóp istnieje jeden czynnik, który może wesprzeć polskich kredytobiorców - to kwestia otoczenia zewnętrznego i wartości złotego. Bo w takim scenariuszu, jaki nam się w tym momencie rysuje, stopy procentowe w Polsce jeszcze zostaną na podwyższonym poziomie nominalnie i realnie. Natomiast w głównych gospodarkach świata będą spadać. Zarówno EBC, jak i FED już się szykują do obniżek stóp procentowych i to się wydarzy wiosną tego roku. Tych obniżek powinno być całkiem sporo w tym roku.

Jak to wpłynie na sytuację w Polsce?

W tej sytuacji okaże się, że parytet stóp procentowych, różnica stóp między Polską, a zagranicą wzrośnie. To może spowodować napływ kapitału do naszego kraju i umocnienie złotego poniżej poziomów 4,30 zł/euro. Zaś owe 4,30 to poziom, przy którym część eksportu robi się dla polskich firm nieopłacalna, zaczynają się u nich obawy o konkurencyjność cenową. Generalnie zbyt mocny złoty mógłby zostać uznany za problem i mógłby sprowokować powrót do cięć stóp procentowych, ale to nie jest wcale takie pewne. Drugi czynnik, który mógłby nas wytrącić z obecnie najbardziej realnego scenariusza stabilizacji stóp na dłużej, to spadek inflacji. Prezes NBP podczas ostatniej konferencji prasowej upublicznił wykres, pokazujący, co by było z inflacją, gdyby wszystkie ceny, które są obecnie zamrożone, pozostały zamrożone w najbliższych miesiącach, a więc stawka VAT na żywność pozostałaby na poziomie 0%, a także ceny energii zostały utrzymane na obecnym poziomie. Wówczas inflacja byłaby na poziomie ok. 3-4%. Tymczasem może zmieni się coś w gospodarce światowej, może mylimy się co do potencjału spadku inflacji. Np. nagle się okaże, że inflacja nie na miesiąc, dwa spadnie w okolice celu inflacyjnego NBP (ok. 2,5%), tylko na dłużej. Wówczas RPP będzie ciąć stopy. Są to jednak hipotetyczne scenariusze, na razie mało kto to je zakłada. Bardziej prawdopodobny wydaje się pierwszy czynnik, o którym mówiłem, tj. umocnienie się złotego. W komentarzach ekonomistów pojawia się ten scenariusz - to zatem mogłoby sprowokować cięcia korekcyjne czy powrót do większych cięć stóp i to jest bardziej prawdopodobny scenariusz.

Jakie są perspektywy inflacji w kolejnych miesiącach skoro RPP NBP w komunikacie po swym ostatnim posiedzeniu napisała m.in., że „w I kw. 2024 r. roczna dynamika CPI prawdopodobnie istotnie spadnie”, a „w przypadku przywrócenia wyższej stawki podatku VAT na żywność oraz podniesienia cen energii, w II połowie 2024 r. inflacja może istotnie wzrosnąć”?

Tak, inflacja może spaść do ok. 2,5%, może trochę więcej w marcu, kwietniu, potem będzie rosnąć. Zaś w miarę, jak wróci „stara” stawka VAT na żywność i będą w jakiejś skali odmrażane ceny energii (zakładamy, że to będzie częściowe odmrożenie cen), inflacja powróci w okolice 5% na koniec roku, natomiast skrajny scenariusz to inflacja ponad 8% - wtedy, kiedy ceny energii powróciłyby do poziomów wyznaczanych przez to, gdzie są światowe rynki surowców i produkcji energii elektrycznej.

Źródło

Skomentuj artykuł: