Do lombardu po garaż, do mięsnego po gotówkę - biznes pożyczkowy domaga się uregulowania konkurencyjnej branży, która rozkwita w pandemii - podaje dzisiaj "Puls Biznesu".
"Branża lombardowa, której podstawowa działalność de facto polega na udzielaniu krótkoterminowych pożyczek pod zastaw wartościowych przedmiotów, znalazła się na świeczniku. Wszystko przez wybiórcze dokręcanie śruby innym podmiotom" - czytamy w dzienniku.
- Banki czy firmy pożyczkowe są mocno uregulowane, a lombardy nie, mimo sygnalizowania przez sektor finansowy takiej potrzeby
Jak podaje czasopismo, rozgoryczeni przedsiębiorcy wzięli sprawy w swoje ręce.
"ZPP zlecił butikowi badawczemu Maison & Partners dogłębne zbadanie rynku lombardów. Kilkumiesięczne prace, polegające na badaniach ilościowych i jakościowych, analizie danych, wywiadach telefonicznych, ankietach elektronicznych czy tajemniczym kliencie, w maju tego roku zaowocowały 72-stronnicowym raportem. >>Rynek lombardów w Polsce<<" - poinformowano.
"Problemem jest (...) brak ustawowej definicji lombardu" - napisano.
- Lombardy ze względu na specyfikę prowadzonej działalności powinny podlegać pod ustawę o kredycie konsumenckim. Właściciele lombardów skutecznie jednak obchodzą obowiązujące prawo, podpisując z klientami umowę na świadczenie usług komisowych lub przechowania przedmiotu - mówi Palutkiewicz. "PB" pisze, że w skrajnych przypadkach lombardy funkcjonują jako sklepy mięsne.
Z raportu wynika m.in., "że w branży lombardowej brakuje jednolitych zasad informowania o warunkach świadczonych usług czy standardów obsługi klienta. Wycena przedmiotu oddane pod zastaw metodą na oko wynosi średnio 35 proc".
"Szacuje się, że oprocentowanie pożyczek w lombardach sięga nawet 550 proc. w skali roku" - podano.