- Wszystko będzie szło w dół, dopóki mamy rząd, który zablokował duże inwestycje. Ponadto totalnie źle funkcjonują duże firmy, takie, jak Orlen czy KGHM, które wokół siebie miały dziesiątki tysięcy kooperantów. Tymczasem widać totalną nieefektywność, czy niewykorzystywanie środków z Krajowego Programu Odbudowy. Właśnie dowiedzieliśmy się o związanej z tym aferze - okazało się, że pieniądze z KPO idą na budowę czy wyposażanie saun i jachtów, zamiast na poważne inwestycje. Ponadto samorządy mają problem z finansami. Bowiem rząd uciął im część środków, które były im przyznawane za poprzedniego rządu. A w końcu rosną też koszty pracy, które związane są z tym, że oficjalnie wskaźnik inflacji nie jest obecnie wysoki, ale nie pokazuje rzeczywistych jej rozmiarów - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl prof. Zbigniew Krysiak, przewodniczący Rady Programowej z Instytutu Myśli Schumana.
Maciej Pawlak: Według GUS w większości analizowanych obszarów gospodarki w lipcu br. utrzymały się pesymistyczne oceny koniunktury gospodarczej. Negatywne nastroje gospodarcze dominowały przede wszystkim w przetwórstwie przemysłowym, budownictwie, handlu detalicznym i handlu hurtowym. W tych obszarach regionalny wskaźnik ogólnego klimatu koniunktury (R-BCI) w większości województw przyjmował wartości ujemne. Wśród najczęściej wskazywanych barier w prowadzeniu działalności gospodarczej w lipcu br. ponownie dominowały wysokie koszty zatrudnienia, szczególnie w budownictwie oraz zakwaterowaniu i gastronomii. Znaczącym ograniczeniem pozostawała także niepewność ogólnej sytuacji gospodarczej, na którą najczęściej wskazywały firmy z transportu i gospodarki magazynowej oraz handlu hurtowego. Wysokie obciążenia na rzecz budżetu pozostawały ważną barierą m.in. w budownictwie oraz w usługach związanych z transportem i gospodarką magazynową. Od kiedy oceny koniunktury gospodarczej w przemyśle, budownictwie i handlu mogą być bardziej optymistyczne?
Zbigniew Krysiak: Wszystko będzie szło w dół, dopóki mamy rząd, który zablokował duże inwestycje. Ponadto totalnie źle funkcjonują duże firmy, takie, jak Orlen czy KGHM, które wokół siebie miały dziesiątki tysięcy kooperantów. Tymczasem widać totalną nieefektywność, czy niewykorzystywanie środków z Krajowego Programu Odbudowy. Właśnie dowiedzieliśmy się o związanej z tym aferze - okazało się, że pieniądze z KPO idą na budowę czy wyposażanie saun i jachtów, zamiast na poważne inwestycje. Ponadto samorządy mają problem z finansami. Bowiem rząd uciął im część środków, które były im przyznawane za poprzedniego rządu. A w końcu rosną też koszty pracy, które związane są z tym, że oficjalnie wskaźnik inflacji nie jest obecnie wysoki, ale nie pokazuje rzeczywistych jej rozmiarów. Stąd presja na wzrost płac. Pracownicy chcą przecież utrzymać swoją siłę nabywczą.
W których branżach sytuacja wydaje się najtrudniejsza?
Myślę, że m.in. sektor budownictwa, który zwykle w okresie letnim bardzo dobrze prosperował. Tymczasem obecna sytuacja tej branży powoduje, że, wraz z nadchodzącą jesienią i zimą, nie można liczyć na poprawę. Wszystko to składa się na generalny wniosek: gospodarka idzie w dół. Jedno jest pewne, że obecny rząd wymienić należy jak najszybciej.
W lutym 2025 r. mediana wynagrodzeń miesięcznych brutto w gospodarce narodowej była niższa o 23,5% od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w tym miesiącu (9362,47 zł). I wyniosła 7166,00 zł. Przy czym w sektorze publicznym mediana wynagrodzeń wyniosła 9647,50 zł, co stanowiło 134,6% wartości ogółem, natomiast w sektorze prywatnym była równa 6321,84 zł – 88,2% wartości ogółem. Czy jest możliwe, aby mediana wynagrodzeń brutto mogła być bardziej zbliżona do średnich wynagrodzeń brutto? Skąd się biorą tak duże różnice (o 52,6%) w wysokości płac w sektorze publicznym (9647,5 zł) i prywatnym (6321,84 zł)?
Należy brać pod uwagę, że w normalnych warunkach ta mediana się nie zbliży do wysokości przeciętnego wynagrodzenia. Przy czym, jeśli mowa jest o przeciętnym wynagrodzeniu, którego wysokość ogłasza GUS, to dotyczy to sektora przedsiębiorstw, a zatem firm, które zatrudniają co najmniej 10 osób. Podobnie z medianą wynagrodzeń, która wszędzie na świecie i w całej Europie pozostaje na poziomie ok. 50-60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Natomiast problem znajduje się gdzie indziej. Otóż w odniesieniu do atrakcyjności płac mierzy się stosunek wysokości minimalnego wynagrodzenia do przeciętnego wynagrodzenia, a także mediany płac do przeciętnego wynagrodzenia. Zaś w Polsce pod względem wskaźnika minimalnego wynagrodzenia znajdujemy się w czołówce w Unii Europejskiej.
Zatem na czym polega związany z tym problem?
Otóż koszty pracy dla mikro- i małych przedsiębiorstw, przy jednakowym dla wszystkich poziomie minimalnej płacy, są relatywnie dużo wyższe. Sam od dłuższego czasu postuluję, aby minimalne wynagrodzenie było zależne od wielkości przedsiębiorstwa mierzonej ilością zatrudnionych pracowników. Bo dla dużych i bardzo dużych przedsiębiorstw istniejące (i równe dla wszystkich pracowników) minimalne wynagrodzenie jest bardzo atrakcyjne - ich zbytnio nie obciąża. Wręcz przeciwnie mają one dużo większe korzyści z tego tytułu. Natomiast mój postulat idzie w takim kierunku, aby to minimalne wynagrodzenie zwiększyć w dużych i bardzo dużych przedsiębiorstwach, a jednocześnie zmniejszyć w mikro- i małych firmach. Chodzi o to, aby stosunek minimalnych wynagrodzeń w danej grupie wielkości przedsiębiorstw, wobec przeciętnej w nich płacy pod względem jej wielkości, utrzymywał się na poziomie ok. 50-60 proc. Wtedy nasz rynek stanie się bardzo efektywny. Niestety obecny rząd to zaniedbuje. Tymczasem wiemy, że w naszej gospodarce dominuje większość mikro- i małych przedsiębiorstw. I to one stanowią jej silny filar. Zaś w sytuacji wciąż sporych rozmiarów inflacji, różne osoby spekulują, że GUS w jakiś sposób niemiarodajnie ją szacuje.
Na czym to miałoby polegać?
Osobiście nie mam podstaw by tak twierdzić, ale gdyby faktycznie GUS odchodził od zasad stosowanych w przeszłości do badania poziomu inflacji, to byłoby to działanie nieuczciwe, a wręcz fałszujące obraz oceny naszej gospodarki.
A skąd się biorą tak duże różnice (o 52,6%) w medianie płac w sektorze publicznym (9647,5 zł) i prywatnym (6321,84 zł)?
W przypadku sektora publicznego należy zwrócić uwagę w pierwszym rzędzie na ministerstwa. Przecież oficjalnie w przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o wielkich nagrodach w łącznej wysokości ok. pół miliarda zł. Przy czym wbudowane są w nie pewne składniki premii. Bo zasadnicze płace są w sektorze publicznym niższe, ale poziom premii jest za to bardzo wysoki. I to w sumie składa się na końcową płacę brutto. I myślę, że w tym wypadku strategia obecnego rządu polega na tym, żeby „karmić” takimi nagrodami tych urzędników. Bo w sytuacji pewnego chaosu i destrukcji ludzi można utrzymywać w miarę lojalnie. Jest to oczywiście działanie na krótką metę - poprzez „dopieszczenie” ich przyzwoitymi pieniędzmi. Ale wydaje się, że taka jest metoda stosowana przez obecne władze.
Podatek od zysków kapitałowych, tj. tzw. podatek Belki pozostanie. Co spowodowało, ze przetrwał ponad dwie dekady? W jakiej sytuacji może zostać zniesiony?
Obecnie rząd przymierza się do wprowadzenia nowego instrumentu Osobistego Konta Inwestycyjnego (OKI) - możliwość gromadzenia na nim oszczędności, które - w wysokości do 100 tys. zł - nie byłyby objęte podatkiem Belki. Ale niestety ma on być wprowadzony od 2027 r., w każdym razie nie wcześniej niż od połowy 2026 r. A gdy władze tak mówią, to mają chyba na uwadze fakt, że do tej pory ten rząd się rozpadnie. Ale ten instrument oszczędzania wydaje się tak czy inaczej interesujący, ze względu na nieobejmowanie oszczędności do 100 tys. zł - w przeciwieństwie do IKZE - podatkiem Belki. Zaś jeśli przekraczają one 100 tys. zł w przypadku OKI jest przewidziane stosowanie jakiegoś ekwiwalentu podatku Belki. Moim zdaniem należało wprowadzić takie rozwiązanie już dawno. Przy czym osobiście podniósłbym wysokość oszczędzanej w ramach OKI kwoty nieopodatkowanej podatkiem Belki np. do 200 tys. zł, a w każdym razie wyżej niż 100 tys. zł. Pamiętajmy, że istnieje pewna grupa młodych i niezamożnych przy tym ludzi, dorabiających się, których powinno się odciążyć z takiego podatku, bez względu na wysokość kwoty oszczędzonej przez nich w ramach OKI. Błędem byłoby jednocześnie odciążanie od takiego podatku osób bardzo bogatych, posiadających duże kapitały i aktywa - a jest ich sporo. Wobec tego należałoby zreformować istniejący wciąż podatek Belki na zasadzie, na jakiej powiedziałem. Np. nie podlegałyby mu oszczędności do 200 czy 300 tys. zł. Byłoby to po prostu sprawiedliwe. Natomiast z obietnicy całkowitego wycofania się z tego podatku Tusk się wycofuje i jej nie realizuje. Zaś kwestia nowego rozwiązania, tj. OKI, to - można powiedzieć - rodzaj zasłony dymnej. Bo, jak mówiłem, jest to instrument relatywnie atrakcyjny - generalnie oceniałbym go pozytywnie. Takie rozwiązanie można wprowadzić błyskawicznie. Tymczasem obietnica wprowadzenia go od 2027 r. - jest strategią Tuska, który jest po prostu niewiarygodny: obiecuje, ale nie potrafi obietnic zrealizować. Jest to po prostu problem obecnie funkcjonującego i niekompetentnego rządu.