SuperBowl – święto sportu, ale też i popkultury oraz komercji. Na 30-sekundowy spot marki są w stanie wydać 7 milionów dolarów, ale “zapłoną” też billboardy. Filmiki obiegną cały świat dzięki internetowi, więc marki już dziś liczą zyski. O wydarzenie rangi SuperBowl w Polsce trudno, ale krajowi reklamodawcy są spokojni. Ich czas w 2024 roku nadejdzie, a żniwa zapewnią im politycy.
SuperBowl, czyli mecz kończący kolejny sezon ligi NFL to od lat jeden z symboli globalizacji. Futbol Amerykański, choć rozszerza swoje wpływy w świecie kibiców, to i tak nie ma ich aż tylu poza USA, jak chociażby NBA czy nawet piłkarska MLS odkąd jej szeregi zasilił Leo Messi. Jednak raz do roku świat sportu, ale też i popkultury zwraca się ku jednemu z miast w USA, a w tym roku - po raz pierwszy w historii – będzie to Las Vegas. Wydarzenie to jest ważne w znaczeniu stricte sportowym, kulturalnym – poprzez występy gwiazd muzyki w przerwie, ale też niezwykle istotne dla firm, które chcą tego dnia rozpropagować swoje marki.
Tylko w USA sto milionów osób obejrzy w nadchodzącą niedzielę mecz i wbrew pozorom niemal nikt nie ominie reklam, bo jak co roku marketingowcy staną na wyżynach swojej kreatywności, żeby przyciągnąć oko klientów do swoich produktów.
- Co ciekawe, część spotów możemy obejrzeć już dziś. Marki zdecydowały się wypuścić je w formie wideo w mediach społecznościowych – mówi Katarzyna Kociubińska, New Business Manager w ZnajdźReklamę.pl, firmy oferującej kompleksową obsługę kampanii reklamowych.
I dodaje: – Spoty przygotowywane na SuperBowl wychodzą daleko poza jedną prezentację podczas meczu. Jeszcze przed oficjalną premierą filmów można zobaczyć zwiększone zainteresowanie promocyjnymi produktami największych na świecie marek, które od lat kojarzą się z tym świętem sportu w USA. Odbiorcy sami wyszukują i oglądają reklamy, które zostały przygotowane przez ich ulubione firmy. I w ten sposób, 30-sekundowe filmy kosztujące firmy miliony stają się opłacalne – podsumowuje.
Reklamowe sloty w czasie SuperBowl zostały wyprzedane już jesienią. Koszt jednego filmu to nawet 7 milionów dolarów. Szacuje się, że CBS, czyli telewizja transmitująca finałowy mecz, może na tym zarobić grubo ponad pół miliarda dolarów. Dla porównania najdroższa w codziennym polskim cenniku jest zwykle reklama przy “Faktach” w TVN. Jej koszt to ok. 40 tys. zł.
Też mamy swoje “SuperBowl” - choćby w Sylwestra
Wielkie imprezy kuszą wielkich i bogatych reklamodawców. To się po prostu opłaca i żaden księgowy nie patrzy krzywo na kolejne miliony wydane w reklamę przy takich wydarzeniach. Truizm poparty dziesiątkami lat doświadczeń. A jak ma się sprawa w Polsce? Co jest takim naszym SuperBowl?
Trudno od zera wykreować takie wydarzenia. SuperBowl to historia i tradycja, to emocje, które rozlały się - oczywiście też dzięki pracy marketingowców - na cały świat. Próby kopiowania nie zawsze są skuteczne, a właściwie rzadko kiedy udaje się to dobrze zrobić. Popatrzmy na piłkarską Ligę Mistrzów. Wydawałoby się, że potencjał ma nawet większy, bo kibiców europejskiej piłki jest znacznie więcej niż futbolu amerykańskiego, ale nadal skala wydarzenia jest mniejsza. Jednak i w Polsce są wydarzenia, które pobudzają rynek reklamowy i są tylko “nasze”, bo niepowiązane z wydarzeniami na świecie
- podkreśla Kociubińska.
Tych “powiązanych” jest sporo. Oczywiście cenniki reklam idą w górę przy Igrzyskach Olimpijskich, piłkarskich Mistrzostwach Świata czy Europy, wydarzeniach siatkarskich czy przy skokach narciarskich.
– Nie ma chyba większych kibiców sportu od ludzi, którzy zajmują się wyceną czasu antenowego przeznaczonego na reklamy. Gdy polscy sportowcy dają nadzieję na sukces, to cenniki szybują ostro w górę – zaznacza ekspertka ZnajdźReklamę.pl.
Co oprócz sportu? Przez lata bardzo wysoką wycenę miały imprezy sylwestrowe. Z raportu NIK możemy dowiedzieć się, że największe polskie firmy płaciły ogromne kwoty, żeby znaleźć się wśród reklamodawców “Sylwestra Marzeń” organizowanego przez TVP. W latach 2021-22 łączne wpłaty oscylowały wokół czterech milionów złotych, a firmy mogły liczyć zarówno na spoty wideo, jak i na reklamę w internecie czy na nośnikach zewnętrznych wokół miejsca koncertu. Zainteresowanie NIK nie wzięło się przypadkowo, gdyż wśród promujących się najwięcej było spółek Skarbu Państwa.
Powiązania polityki i reklamy jest jednak znacznie bardziej ścisłe, a dla reklamodawców idą czasy żniw. W 2024 roku czekają nas dwie kampanie wyborcze. Szczególnie ta samorządowa może oznaczać wiele milionów złotych wydanych na spoty telewizyjne, internetowe oraz billboardy.
– Lokalni politycy będą chcieli przypomnieć się swoim wyborcom. Nie do każdego zapukają, nie z każdym spotkają się na spotkaniu wyborczym, nie do każdego trafią poprzez media. Billboardy, plakaty czy inne nośniki zewnętrzne pozwolą im natomiast pokazać się także ludziom spoza ich najbliższego kręgu wyborczego – mówi Katarzyna Kociubińska.