Nie grożą nam takie szoki inflacyjne jak w latach 70-tych czy 90-tych - powiedział dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego Piotr Arak, komentując opublikowane we wtorek dane GUS o inflacji. Wskazał, że czynnikiem hamującym presję na wzrost cen będzie demografia.
We wtorek Główny Urząd Statystyczny, podał tzw. szybki szacunek wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych w grudniu 2019 r. Wzrosły o 3,4 proc. rdr, a w porównaniu z poprzednim miesiącem o 0,8 proc.
"To znacznie więcej niż prognozowali analitycy, którzy spodziewali się inflacji na poziomie ok. 2,9 proc. r/r"
Zaznaczył jednak, że w dalszym ciągu nie przekroczyła ona górnej granicy bezpieczeństwa celu inflacyjnego wynoszącego 2,5 proc. (plus/minus 1 pkt.).
"Ogólnie 2019 rok powinien zamknąć się inflacją na poziomie ok. 3 proc., a w przyszłym roku będziemy się ocierać o 3,5 proc., ale nie wydaje mi się, żebyśmy ten poziom przekroczyli"
Jego zdaniem, przyczyną obserwowanego wzrostu inflacji jest ubiegłoroczna susza, która nakręciła wzrost cen żywności a także wzrost kosztów pracy, spowodowany niedoborami pracowników i podwyżkami płac.
Szef PIE zaznaczył, że o ile kwestie wynikające ze zmian klimatu trudno przewidzieć w 2020 roku, to czynniki demograficzne są bardziej przewidywalne.
"Rosnąca liczba Polaków, która co roku przechodzi na emerytury sprawia, że zmienia się struktura i model konsumpcji"
Podkreślił, że w "starzejącym się społeczeństwie, kwestie związane z inflacją nie są tak bardzo istotne jak w przeszłości".
Zwrócił uwagę, że np. w strefie euro, gdzie problem starzenia się społeczeństwa zaczął się znacznie wcześniej niż w Polsce, stopy procentowe są na poziomie bliskim zera lub są ujemne. Krajem, który w szczególny sposób jest przykładem tych efektów to Japonia.
"Nie grożą nam szoki inflacyjne, których nie potrafimy okiełznać, takie jak w latach 70, 80, czy 90-tych"
Pytany o to, czy w związku ze wzrostem inflacji powinnyśmy się liczyć ze wzrostem oprocentowania kredytów, powiedział, że będzie to zależało od tego, co się wydarzy w pierwszym kwartale tego roku. Nie wykluczył, że np. napięcia na Bliskim Wschodzie mogą przyczynić się do wzrostu cen ropy naftowej i gazu, a w konsekwencji będzie to wpływać na ceny energii.