Kozłowski dla filarybiznesu.pl: 5-proc. inflacja pozostaje realną perspektywą na kolejne miesiące

Wygląda na to, że jednak wciąż jeszcze będziemy mierzyć się przede wszystkim z czynnikami, które będą powodowały dalsze przyspieszanie wzrostu cen, niż ich hamowanie. Ma to związek przede wszystkim z tym, że popyt konsumencki w dalszym ciągu się rozkręca - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, wiceprezes Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej.

Maciej Pawlak: Inflacja CPI według GUS w sierpniu 2024 r. wyniosła 4,3% (przy wzroście cen usług – o 6,2% i towarów – o 3,6%). To kolejny, po lipcu miesiąc w którym inflacja przekroczyła cel inflacyjny RPP NBP (2,5% z możliwością odchylenia do 1,5%-3,5%. Oprócz cen nośników energii i czynszów mieszkaniowych na wysokość inflacji największy wpływ mają rosnące ceny restauracji i hoteli, a także edukacji. Jakie czynniki mogą w kolejnych miesiącach sprzyjać wyhamowywaniu wzrostowi inflacji? Co może powodować, że może ona jeszcze rosnąć?

Łukasz Kozłowski: Wygląda na to, że jednak wciąż jeszcze będziemy mierzyć się przede wszystkim z czynnikami, które będą powodowały dalsze przyspieszanie wzrostu cen, niż ich hamowanie. Ma to związek przede wszystkim z tym, że popyt konsumencki w dalszym ciągu się rozkręca. Sytuacja pod tym względem jest dużo lepsza niż w ubiegłym roku. W ujęciu realnym dochody gospodarstw domowych rosną, więc następuje odbicie w zakresie konsumpcji. Dodatkowo polityka fiskalna, jak jest obecnie prowadzona, związana z m.in. z wprowadzaniem dodatkowego rodzaju świadczeń socjalnych w przyszłym roku i zwiększaniem rozmaitych transferów socjalnych, również będzie czynnikiem, który spowoduje dodatkowy impuls popytowy w gospodarce. Ponadto inflacja bazowa, nawet w okresie, kiedy inflacja zatrzymywała się w granicach celu inflacyjnego RPP, była relatywnie wysoka. Zatem mechanizmy napędzające wzrost cen w dalszym ciągu utrzymywały się. Tylko dzięki temu, że doszło do mniejszej dynamiki cen energii i żywności, był to czynnik, który powodował, że ogólny wskaźnik inflacji utrzymywał się w granicach celu inflacyjnego. Ale na dłuższą metę może się to zmieniać.

Czy to wszystkie czynniki wpływające bezpośrednio na poziom inflacji?

W grę może jednocześnie wchodzić jednocześnie czynnik regulacyjny, a więc polityka rządu i jego posunięcia, np. w zakresie cen nośników energii, czy wysokości VAT. Od lipca br. inflacja jest przecież wyraźnie wyższa niż w I połowie br., dlatego, że częściowo wygasły rozwiązania związane z zamrożeniem cen energii. Nie można też wykluczać, że w II połowie 2025 r. w dalszym ciągu będziemy obserwowali efekty kolejnych zmian związanych ze stopniowym odmrażaniem tych cen dla gospodarstw domowych. Zatem wygląda na to, że kolejne miesiące br. i rok 2025 będą czasem, kiedy inflacja będzie utrzymywać się na podwyższonym poziomie. To na szczęście nie będzie taki wysoki jej poziom, jaki obserwowaliśmy w latach 2022-2023. Ale 5-proc. inflacja pozostaje realną perspektywą na kolejne miesiące. I dopiero w 2026 r. będziemy mogli spodziewać się opanowania sytuacji w zakresie nadmiernego wzrostu cen.

Co prawda spadki wartości eksportu i importu w pierwszych siedmiu miesiącach br. w stosunku do pierwszych siedmiu miesięcy ub.r. są – według GUS - nieco mniejsze niż w I półroczu br. (w porównaniu do I półrocza ub. roku) wciąż jednak są znaczące, zwłaszcza w złotych: eksport spadł o 8,8%, import – o 7,3%. Czy do końca br. jest szansa, że nasz handel zagraniczny zacznie odbijać? Pod jakimi warunkami?

Istnieje szansa na poprawę wyników naszego handlu zagranicznego. Jest to uwarunkowane przede wszystkim polepszeniem koniunktury u naszych głównych partnerów handlowych – krajów unijnych, a zwłaszcza Niemiec. Niestety popyt zewnętrzny na nasze towary i usługi wygląda słabo. Odbudowuje się on w wolniejszym tempie, niż koniunktura gospodarcza na naszym krajowym rynku. Jest to poważny problem. Szczególnie niekorzystna sytuacja panuje w Niemczech, które są przecież naszym najważniejszym partnerem handlowym. I to również rzutuje na wyniki naszego eksportu.

Jakie są więc możliwości poprawy sytuacji w tym obszarze?

Widzę takie dwie możliwości. Po pierwsze sytuacja gospodarcza na zachodzie Europy zacznie się poprawiać. Jak widać, Europejski Bank Centralny zaczyna obniżać stopy procentowe, co może być czynnikiem, który będzie wspierał koniunkturę w krajach strefy euro. Zaś drugi element to pewna dywersyfikacja naszego eksportu, a więc poszukiwanie rynków, na których jesteśmy w stanie znaleźć więcej zamówień, zbyt na nasze produkty. Wszystko w sytuacji, w której zapotrzebowanie na nie ze strony tradycyjnych, dotychczasowych partnerów, jest mniejsze. Ale stanowi to czynnik, który działa w perspektywie dłuższej niż kilka miesięcy. Jednak może być też jakimś czynnikiem, który potencjalnie pomoże w poprawie wyników w zakresie obrotów naszego handlu zagranicznego.

W I połowie 2024 r. oddano do użytkowania 95,6 tys. mieszkań. Oznacza to, że w stosunku do I poł. ub.r. odnotowano spadek liczby mieszkań o 16,2 tys. (tj. o 14,5%). Ważniejsze wydaje się, że w pierwszym półroczu 2024 r. rozpoczęto budowę 122,4 tys. mieszkań, tj. o 36,8 tys. (43,0%) więcej niż rok wcześniej. Większa była także liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia - wzrosła o 28,7% r/r. Kiedy będzie można mówić o powrocie do boomu mieszkaniowego? Czy w sytuacji, gdy – według różnych szacunków – w naszym kraju brakuje nawet ok. 2 mln mieszkań, (a z ponad wybudowanych w I półroczu 95 tys. lokali na spółdzielcze, zakładowe, komunalne i TBS przypadało zaledwie nieco ponad 2 tysiące) państwo i samorządy nie powinny bardziej aktywnie włączyć się w budownictwo mieszkaniowe?

Myślę, że powrót do istotnego wzrostu liczby oddawanych mieszkań to perspektywa co najmniej 1-2 lat. Chodzi o powrót do poziomu, który obserwowaliśmy jeszcze kilka lat temu, w czasie poprzedniego boomu w tym sektorze. Widać, że pojawiają się kolejne sygnały, świadczące o tym, że w tym kierunku sytuacja może się zmieniać, co ma związek z tym, że wysoki popyt na mieszkania na naszym rynku wciąż istnieje. Biorąc pod uwagę fakt, że ceny na nim w ostatnim czasie wzrosły, stanowi dodatkowy impuls dla deweloperów do zwiększania podaży.

Dlaczego?

Ponieważ jest to biznes zdecydowanie zyskowny, atrakcyjny i wielu kolejnych graczy wchodzi na ten rynek, albo zwiększa skalę swojego zaangażowania na nim, planując budowę kolejnych, nowych mieszkań. Jest to właściwa reakcja rynku na tę sytuację. Natomiast z uwagi na długoterminowy charakter tych projektów, wpływ na bezpośrednią dostępność mieszkań, na boom mieszkaniowy ta sytuacja przełoży się pewnie w perspektywie tych dwóch lat, o których mówiłem.

A co z ewentualnym większym zaangażowaniem się państwa w budownictwo mieszkaniowe?

Uważam, że państwo nie powinno się w nie angażować w jakimś większym wymiarze. Rynek potrafi sam dobrze sobie poradzić z wyzwaniem związanym z budową mieszkań. Natomiast działania związane z bezpośrednią aktywnością państwa w tym obszarze powinny skupiać się bardziej w segmencie mieszkań dostępnych dla osób, osiągających relatywnie niskie dochody. A więc państwo powinno podejmować działania związane raczej ze wsparciem różnego rodzaju inicjatyw samorządowych w tym kierunku – rozmaitych form budownictwa społecznego, realizacji mieszkań na wynajem - z udziałem podmiotów prywatnych, czy spółdzielczych. Takie podmioty mogłyby korzystać z różnych form wsparcia finansowego państwa. Rzecz jasna tego typu programy powinny funkcjonować, ale mieć przy tym ściśle określonych adresatów – powinny to być osoby, które nie mają możliwości nabywania mieszkań na rynku komercyjnym. Poza tym należy wprowadzać odpowiednie rozwiązania dotyczące podaży mieszkań – w kontekście podaży gruntów, działek inwestycyjnych pod budowę nowych osiedli mieszkaniowych. Rzecz jasna wszystko to w ramach pewnego przemyślanego i skoordynowanego planu w kontekście planowania przestrzennego. Np. powinno to być wprowadzanie takich ułatwień, które sprzyjałyby temu, by większe obszary były objęte miejscowymi planami zagospodarowania przestrzennego. To działanie mogłoby objąć grunty posiadane przez Skarb Państwa, spółek SP czy komunalnych. Tak, by te zasoby gruntów można było wykorzystać w sposób, który pomógłby zaspokoić głód mieszkaniowy, co jest związane z niedostateczną skalą realizowanych wcześniej tego typu inwestycji.

Dlaczego, mimo, że w ostatnich tygodniach ceny hurtowe paliw się zmniejszyły na rynkach światowych, na stacjach paliw w naszym kraju wciąż średnio trzeba płacić powyżej 6 zł/litr, a więc marże producentów paliw pozostają wysokie?

Po pierwsze reakcja na obniżki cen paliw hurcie następuje u ich producentów z reguły z opóźnieniem. Zmiana ceny baryłki ropy naftowej denominowana w złotych zawsze przekłada się na cenę końcową paliwa na stacji benzynowej dopiero po jakimś czasie. Nie zmienia się to w każdym razie w tak szybkim tempie, jak zmieniają się notowania rynkowe surowców energetycznych, takich jak ropa naftowa. Takie sytuacje stanowią po prostu okazję dla producentów i dystrybutorów paliw do tego, by choćby przejściowo (bo nie jest to do utrzymania na dłuższa metę) powiększać swoje marże. Dopiero z pewnym opóźnieniem dostosowują oni poziom cen na stacjach paliw do faktycznej zmiany kosztów zakupu surowca. Z kolei, w chwili, gdy następują wzrosty cen hurtowych surowców podwyżki paliw na stacjach następują szybciej niż obniżki. Ale jednocześnie zawsze trudno jest podnosić ceny. Wobec tego w sytuacji obniżek cen surowców paliwowych producenci paliw wykorzystują to jako okazję do poprawienia sobie wyników finansowych.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: