Są duże znaki zapytania, czy program "Mieszkanie na start" w ogóle wejdzie w życie. Bo trwa dyskusja na ten temat. Padają w niej argumenty, że nie należy bardziej stymulować popytu na kupno mieszkań, który tylko kreuje wzrost cen. A zamiast tego należy postawić na działania propodażowe: udostępnianie nowych gruntów pod budowę, ułatwienia proceduralne itd. Można wiec powiedzieć, że to, co się dzieje obecnie w sektorze mieszkaniowym stanowi pokłosie tego się działo na rynku pod koniec ub. roku. Nie zwiastuje to jakiegoś boomu - o ile nie zostanie uruchomiony nowy program mieszkaniowy. Gdyby go faktycznie nie uruchomiono, nastąpi raczej wychłodzenie rynku. A generalnie - po bardzo słabym okresie na tym rynku z lat 2022-2023 - w tej chwili panuje na nim raczej pewna stabilizacja, czy uspokojenie - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Łukasz Tarnawa, główny ekonomista Banku Ochrony Środowiska SA, dyrektor Biura Analiz Makroekonomicznych i Sektorowych.
Maciej Pawlak: Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej w I kwartale br. według GUS wyniosło 8147,38 zł. W porównaniu do ub. roku wzrosło nominalnie o 14,4%. Wzrost ten był zbliżony do notowanego w I kw. 2023 r. Badane wynagrodzenie było zróżnicowane m.in. ze względu na sektor własności. W sektorze publicznym było o 18,1% wyższe od przeciętnego wynagrodzenia ogółem, natomiast w sektorze prywatnym niższe o 6,8%. Skąd taka duża rozbieżność w poziomie średnich zarobków obu sektorów?
Łukasz Tarnawa: Dane za I kwartał br. z wysokością średnich wynagrodzeń w gospodarce narodowej, które wskazały na wyraźnie wyższy wzrost przeciętnego wynagrodzenia w sektorze publicznym wobec prywatnego, to odbicie głównie efektu podwyżek wynagrodzeń w sferze budżetowej (21% r/r). W sektorze przedsiębiorstw dynamika płac była wysoka, choć wyraźnie niższa (12,5% r/r), także w przedsiębiorstwach zaliczanych do sektora publicznego (13,6% r/r). Generalnie najwyższą dynamikę wzrostu płac notują firmy z obszaru energetyki i górnictwa zaliczane do sektora publicznego. To one podbijają w górę wyniki sektora publicznego. Z kolei część działalności, która mogłaby być kojarzona z działalnością w sektorze publicznym, nie jest uwzględniana w statystykach GUS.
Czy mimo spadku inflacji średnie płace będą dalej rosnąć realnie, a więc powyżej poziomu inflacji, zwłaszcza w kontekście spodziewanych od 1 lipca podwyżek cen energii?
Realne płace wzrosły w I kwartale br. i prawdopodobnie trend ten utrzymał się także w II kwartale, w którym utrzymywała się relatywnie niska inflacja. Natomiast od III kwartału dynamika wzrostu płac zacznie słabnąć, bowiem w tym czasie, od początku lipca inflacja ponownie wzrośnie - powyżej 4%. Wobec tego pozytywny, z punktu widzenia realnych dochodów, efekt niższej inflacji, nie będzie już odczuwany, tak jak dotąd. Co prawda będzie ona wciąż relatywnie niska, jednak nie tak niska, jak w II kwartale br., który się kończy. Z drugiej strony można oczekiwać, że także nominalne płace będą stopniowo się obniżały. Bowiem są pewne bariery, które przedsiębiorstwa są w stanie akceptować. Jednak przedsiębiorcy zaczynają odczuwać stres z powodu dotychczasowej dynamiki wzrostu płac.
Co na to wskazuje?
O tym może świadczyć fakt, że nieco mocniej spada zatrudnienie, co pokazały dane z samego sektora przedsiębiorstw. Generalnie, całokształt danych od początku br. pokazuje, że choć sytuacja w zakresie zatrudnienia nie sygnalizuje wielkiego problemu z popytem na pracę, jednak istnieje pewna wstrzemięźliwość wśród przedsiębiorstw wobec przyjmowania nowych pracowników, wynikająca zapewne z barier kosztowych. Natomiast trzeba poczynić jeszcze jedno zastrzeżenie. Bo przecież od 1 lipca wejdzie w życie kolejna podwyżka płacy minimalnej, która jeszcze przez jakiś czas będzie jeszcze podbijać ogólny wzrost płac. Ale generalnie można powiedzieć, że szczyt wzrostu realnych płac obecnie dobiega końca.
Według Urzędu Regulacji Energetyki rachunki za gaz dla gospodarstw domowych od lipca wzrosną ostatecznie średnio o 20 proc., a nie jak zakładano wcześniej o 10 proc. Jak bardzo podbije to poziom inflacji, która w czerwcu, według szacunków GUS wyniosła 2,6 proc.?
Wzrost rachunków za gaz o 10% oznacza podwyższenie wskaźnika inflacji CPI w relacji do analogicznego okresu ub.r. o 0,3 pkt. proc. Wzrost rachunku za gaz o 20% oznacza podwyższenie wskaźnika CPI w relacji do analogicznego okresu ub.r. o 0,6 pkt. proc. Czyli podwyższenie o 10 pkt. proc. skali wzrostu rachunku za gaz oznacza wyższy wskaźnik CPI w relacji do analogicznego okresu ub.r. o 0,3 pkt. proc. Sama zmiana wzrostu cen gazu ze spodziewanych wcześniej 10% do 20%, w stosunku do cen obecnych, istotnie nie zmienia poziomu inflacji. Trzeba tu bowiem uwzględniać łącznie spodziewany w tym samym czasie wzrost cen innych nośników energii. Rachunki za prąd wzrosną w tym samym czasie o ok. 20-30%. Jednym słowem, przy założeniu, że od lipca ostatecznie wzrosną ceny za energię elektryczną, łącznie z dodatkowymi opłatami (stałymi, zmiennymi itd.), a także przy częściowym odmrożeniu cen za energię cieplną - najpierw przyniesie to wzrost cen (i inflacji) od lipca. Zaś w kolejnych tygodniach sukcesywnie będą zatwierdzane nowe taryfy kolejnych przedsiębiorstw ciepłowniczych w całym kraju. W związku z tym można oczekiwać, że tylko w lipcu z tytułu wzrostu cen gazu, prądu i ciepła inflacja skoczy z czerwcowego poziomu 2,6% do lekko powyżej 4%.
Co prawda w I kw. 2024 r. oddano do użytkowania w Polsce ok. 48,8 tys. mieszkań, tj. o ok. 18% mniej niż w IV kw. ub.r. oraz ok. 12% mniej niż w I kw. 2023 r., jednak liczba ok. 60,1 tys. mieszkań, których budowę rozpoczęto w I kw. br. była wyższa o 56% od notowanej w I kw. 2023 r., oraz wyższa o 20% względem IV kwartału ub.r. Czy można już mówić o początku boomu mieszkaniowego?
Jeszcze nie. Zwiększona liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto w I kwartale br. wynika z faktu, że dokładnie przed rokiem, na przełomie 2022/2023 r. mieliśmy do czynienia z największym „dołkiem” na naszym rynku mieszkaniowym. Stanowiło to efekt tego, że w tamtym okresie zaczęły oddziaływać na ten sektor wysokie stopy procentowe, a dostępność mieszkań uległa jednocześnie pewnemu ograniczeniu. Ale w połowie ub. roku nadszedł okresowy impuls, wynikający z efektu wejścia w życie programu „Bezpieczny kredyt 2%”. To właśnie pod ten program zaczęło się wówczas okresowe rozpoczynanie budów mieszkań. To z kolei sprawiło, że deweloperzy ruszyli z inwestycjami. Część z nich - pod oczekiwany kolejny rządowy program „Mieszkanie na start”. Musimy przy tym pamiętać, że cykl mieszkaniowy: od początku budowy do oddania do użytku trwa średnio dwa lata. Zatem liczba oddawanych mieszkań stanowi pochodną tego, co się działo w „dołku”, który dotknął ten sektor budownictwa dwa lata temu. A obecnie dochodzi do tego efekt rozpędu, bo jeszcze w styczniu-lutym br. była procedowana część wniosków osób, które chciały kupić mieszkanie w ramach programu „Bezpieczny kredyt 2%”. Jednocześnie, z początkiem br. część deweloperów tworzyła z klientami konstrukcje pod nowy program obecnego rządu „Mieszkanie na start”.
Podobno ma on wystartować pod koniec br.?
No właśnie, są duże znaki zapytania, czy ten kolejny program w ogóle wejdzie w życie. Bo trwa dyskusja na ten temat. Padają w niej argumenty, że nie należy bardziej stymulować popytu na kupno mieszkań, który tylko kreuje wzrost cen. A zamiast tego należy postawić na działania propodażowe: udostępnianie nowych gruntów pod budowę, ułatwienia proceduralne itd. Można wiec powiedzieć, że to, co się dzieje obecnie w sektorze mieszkaniowym stanowi pokłosie tego się działo na rynku pod koniec ub. roku. Nie zwiastuje to jakiegoś boomu - o ile nie zostanie uruchomiony nowy program mieszkaniowy. Gdyby go faktycznie nie uruchomiono, nastąpi raczej wychłodzenie rynku. A generalnie - po bardzo słabym okresie na tym rynku z lat 2022-2023 - w tej chwili panuje na nim raczej pewna stabilizacja, czy uspokojenie.