Ponad 9 tys. ha zalanych lasów w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu, 6 tys. ha w RDLP w Katowicach, 5,1 tys. ha w RDLP w Zielonej Górze i 330 ha w RDLP w Poznaniu - wynika z pierwszych zebranych informacji o skutkach powodzi - podały LP.
Leśnicy zaczynają liczyć straty po powodzi. 6 tys. ha zalanych lasów w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, 5 tys. ha w RDLP w Zielonej Górze, 330 ha w RDLP w Poznaniu i 9 tys. 115 ha tylko po jednym dniu zbierania danych w dyrekcji wrocławskiej, gdzie straty są największe.
W czwartkowym komunikacie Lasów Państwowych przekazano, że trwa liczenie strat w infrastrukturze leśnej.
"Zniszczone są drogi, mosty, przepusty, zbiorniki i urządzenia retencyjne, które służyły nie tylko leśnikom, ale i lokalnym społecznościom. (...) Regionalne dyrekcje Lasów Państwowych dopiero zaczynają liczyć straty, ale już dziś jasno widać, że będą one ogromne"
- poinformowano. Największe straty są w lasach, przez które przeszła powódź i gdzie woda stała przez kilka dni.
"Straty w drzewostanach zależą od tego, jak długo woda będzie stała lesie i od tego, które gatunki drzew zostały podtopione. Np. olsza w wodzie poradzi sobie znakomicie i nic jej nie będzie, ale jeżeli korzenie sosen, dębów czy buków zbyt długo będą w wodzie, te drzewa uduszą się i umrą. Zamarłe drzewa trzeba będzie usunąć i w ich miejsce posadzić nowe. To zadanie leśników " - wyjaśnił cytowany w komunikacie Witold Koss, dyrektor generalny Lasów Państwowych.
W informacji przekazano, że leśnicy od wielu lat przy usuwaniu skutków zdarzeń klęskowych wykorzystują takie gatunki drzew, aby w przyszłości ograniczyć do minimum ryzyko powstania kolejnej klęski. Dodano, że tego typu "przebudowa" trwa od kilkudziesięciu lat w lasach na Dolnym Śląsku, który był jednym z najbardziej pogrążonych regionów podczas ostatniej powodzi.
"Przebudowa lasu to długotrwały proces. Może trwać dziesięciolecia. Czasem zamienia się to w proces ciągły. Często jeden leśniczy zaczyna taki proces, a dopiero jego następca może go ukończyć. Wszystko jest rozciągnięte w czasie i przestrzeni, by zmiana przebiegała najłagodniej"
- podkreślił Koss.
Cytowany w informacji Jan Dzięcielski z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu zwrócił uwagę, że "całe Sudety są porośnięte 100-120 letnimi świerkami, posadzonymi jeszcze przez Niemców. Te drzewostany zostały posadzone niezgodnie z siedliskiem i teraz zamierają. Musimy je przebudować na lasy mieszane jodłowo-bukowo-jaworowe, takie, które dużo wcześniej tam występowały. To pomoże ocalić las i zatrzymać w nim wodę. Teraz dużo się mówi o tym, że w górach wycinaliśmy drzewa. Robiliśmy to po to, by zasadzić nowe. Po to, żeby ten las przetrwał" - tłumaczył.
LP przypomniały, że w lasach od 30 lat są budowane urządzenia retencyjne, które spowalniają spływ wody i rozprowadzają ją po lesie. W samej dyrekcji wrocławskiej jest ich prawie 400. Leśnicy dodają, że żaden las, nawet z najlepszym systemem retencyjnym, nie zatrzymałby takiej ilości wody, jaka spadła przed tygodniem na Dolnym Śląsku. "W wielu miejscach w ciągu 3 dni spadło nawet 400 litrów wody na m2 - to tyle, ile zazwyczaj spada tam przez pół roku" - podsumowano.