Unia po prostu nie ma pieniędzy. Myślę, że inwestorzy zdają sobie z tego sprawę, biorą to pod uwagę i są wobec tego bardzo ostrożni. W związku z tym nie przewiduję, żadnego ożywienia gospodarczego w Unii w najbliższym czasie. Uważam wręcz, że dalej będzie stagnacja i cofanie się. Jednoczesne zapowiedzi rządzących w Polsce polityków, że nasza gospodarka ruszy, należy traktować jako zabiegi propagandowe w kontekście zbliżającej się 1 czerwca drugiej tury wyborów prezydenckich. Tymczasem w Unii Europejskiej panuje obiektywnie naprawdę trudna sytuacja. Dlatego wyniki naszego przemysłu są tak słabe. Wszyscy uczestnicy naszego rynku są bardzo ostrożni, bo nie wiedzą czy faktycznie będą wprowadzone zapowiadane „zielone” regulacje, w tym ETS2, czy podatek graniczny na handel węglem - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Bogdan Rzońca, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, przewodniczący europarlamentarnej Komisji Petycji.
Maciej Pawlak: Jak poinformował GUS, po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w kwietniu br. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 0,2% niższym niż w kwietniu ub. roku i o 1,0% wyższym niż w marcu br. Z kolei w styczniu-kwietniu br. produkcja sprzedana przemysłu była o 0,8% wyższa niż w styczniu-kwietniu br. ub.r. (wówczas notowano wzrost również o 0,8%). Czy coś może spowodować większe ożywienie w przemyśle? Jak bardzo duży wpływ na jego rozwój w naszym kraju wywiera konieczność dostosowywania się firm przemysłowych do rozmaitych posunięć w ramach Zielonego Ładu, np. ETS, wskutek czego najsłabiej rozwija się górnictwo (wydobywanie węgla kamiennego i węgla brunatnego spadło rok do roku o 15,5%), czy produkcja chemikaliów i wyrobów chemicznych – spadek r/r o 8,0%?
Bogdan Rzońca: ETS rozkłada całą gospodarkę państw unijnych, nie tylko w Polsce. O tym powszechnie wiadomo, ale lobbingi i rozmaite układy międzynarodowe pogłębiają tylko te negatywne zjawiska. Zbyt bowiem wiele zainwestowano w OZE. I nie ma jak się z tego wycofać. Z kolei wprowadzenie mechanizmu ETS2 spowoduje jeszcze gorsze skutki dla gospodarki niż ETS obecnie funkcjonujący. Wobec tego kraje unijne znajdują się wciąż na równi pochyłej. A ponadto inwestorzy w Europie słabo inwestują, dlatego, że nie mają pewności, co się stanie w przyszłości z pomocą unijną. Narasta także marazm związany z tym, co się stanie z budżetem UE po 2027 r.
Z czego to się bierze?
Po pierwsze nie ma środków na spłatę długów zaciągniętych na Krajowe Plany Odbudowy w poszczególnych państwach członkowskich UE – chodzi przy tym o niebagatelną przecież kwotę 750 mld euro, których nie ma. A spłata tych kredytów (tj. kapitału) ma rozpocząć się od 1 stycznia 2028 r. (wcześniej tylko odsetek). Przy czym potrzeba będzie spłacić już w samym 2028 r. 30 mld euro, a tych pieniędzy nie ma. Istnieje przy tym duża obawa ze strony inwestorów co do tego, w którym kierunku pójdzie Unia. Bowiem obecnie Bruksela zaczyna mówić, że „najważniejsze jest bezpieczeństwo”, a więc daje sygnał, że wszystkie inwestycje w bezpieczeństwo, a więc produkcja zakładów tworzących broń i amunicję – będą dofinansowane. Ale – uwaga! – na to też nie ma pieniędzy. Co prawda niedawno pojawił się komunikat, że jest 150 mld euro, które będą do dyspozycji firm w ramach tzw. programu SAFE. Ale w rzeczywistości owych 150 mld euro nie ma, bo Komisja Europejska musi pożyczyć te środki, a nastepnie będzie udzielać w tym zakresie pożyczek - a zatem nie będą to żadne granty czy dotacje - tym krajom, które o takie pożyczki wystapią. Wobec tego zapowiedź min. Kosimiaka-Kamysza, że Polska weźmie na ten program 120 czy 130 mld euro pożyczek nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Po pierwsze to będą kredyty, które trzeba będzie spłacić. Ponadto zostaną one udzielone jedynie pod warunkiem, że posłużą do sfinansowania produkcji broni, która jest w 65% produkowana na terenie UE. Zatem obecnie liczą się tylko inwestycje w obronność, a reszta segmentów gospodarek stoi w miejscu.
A więc na ożywienie w przemyśle nie ma co w tym momencie liczyć?
Nie. Trzeba się za to liczyć z kolejnymi kredytami, które Unia powinna wziąć, o ile, jak to podkreślał Mario Draghi, chce być konkurencyjna na rynkach światowych. Bowiem w programie Wieloletnich Ram Finansowych po 2017 r., a więc na nową perspektywę finansową UE 2028-2034, zapisano że Unia powinna wziąć 800 mld euro kolejnych kredytów – na poprawę konkurencyjności. Wszystko to razem pokazuje, że Unia po prostu nie ma pieniędzy. Myślę, że inwestorzy zdają sobie z tego sprawę, biorą to pod uwagę i są wobec tego bardzo ostrożni. W związku z tym nie przewiduję, żadnego ożywienia gospodarczego w Unii w najbliższym czasie. Uważam wręcz, że dalej będzie stagnacja i cofanie się. Jednoczesne zapowiedzi rządzących w Polsce polityków, że nasza gospodarka ruszy, należy traktować jako zabiegi propagandowe w kontekście zbliżającej się 1 czerwca drugiej tury wyborów prezydenckich. Tymczasem w Unii Europejskiej panuje obiektywnie naprawdę trudna sytuacja. Dlatego wyniki naszego przemysłu są tak słabe. Wszyscy uczestnicy naszego rynku są bardzo ostrożni, bo nie wiedzą czy faktycznie będą wprowadzone zapowiadane „zielone” regulacje, w tym ETS2, czy podatek graniczny na handel węglem. Moim zdaniem panuje więc obecnie duża destabilizacja w odniesieniu do spodziewanych priorytetów gospodarczych, a przy tym nie maleje obawa, co do tego, że Putin może zaatakować z tej czy z innej strony, wiec trzeba się szybko zbroić. Na to więc w pierwszym rzędzie próbuje się znaleźć środki finansowe w postaci pożyczek.
Wróćmy do spraw krajowych. W styczniu–kwietniu 2025 r. oddano do użytkowania o 3,3% mniej mieszkań niż w styczniu-kwietniu ub. roku. Spadła również liczba mieszkań, na których budowę wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia z projektem budowlanym (o 14,7%) oraz liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto (o 6,8%). Kiedy nastąpi odwrócenie negatywnego trendu w budowlance?
W tej branży też nic się specjalnie na dobre nie zmieni, dlatego, że, jak wiadomo, po obecnych wyborach prezydenckich, na jesieni br. uwolnione zostaną ceny prądu i gazu. Bo przecież dług publiczny w Polsce zbliża się do poziomu 60% PKB i Unia Europejska bierze to pod uwagę. W tej sytuacji trzeba będzie uwolnić ceny energii elektrycznej i gazu. A to jest przecież główna strona kosztowa przy produkcji materiałów budowlanych. W związku z tym nie przewiduję żadnego ożywienia w tej branży – nastąpi w niej stagnacja czy wręcz kryzys. Uważam, że w budownictwie mieszkaniowym nic specjalnie dobrego się nie zadzieje.
Według GUS przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w kwietniu 2025 r. wyniosło 9045,11 zł, tj. wzrosło nominalnie o 9,3% w porównaniu z kwietniem ub. roku, a zatem sporo powyżej kwietniowej inflacji (4,3%). Jakie są szanse na wzrosty średnich płac w kolejnych miesiącach na podobnym realnie poziomie, tj. ok. 5% powyżej inflacji?
Nie widzę tego specjalnie na różowo. Płace nie mogą przecież, nawet tylko w przedsiębiorstwach, tj. w firmach zatrudniających co najmniej 10 osób, tak szybko dalej rosnąć, jeśli są tak słabe wyniki dla praktycznie całej gospodarki. To byłaby jakaś anomalia. Mielibyśmy bowiem wówczas do czynienia z tzw. pustym pieniądzem. I to byłaby katastrofa, którą zresztą przewiduję dla naszej gospodarki.
To znaczy?
Przecież nawet sama Komisja Europejska obniżyła całkiem niedawno szacunek poziomu wzrostu PKB w br. dla Polski z 3,6 proc. do 3,3 proc. Także Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju (EBOR) obniżył prognozę wzrostu PKB dla Polski do 3,3 proc. na 2025 r. z prognozy na poziomie 3,4 proc. w lutym 2025 r. Sama KE szacuje również, że w 2026 r. wzrost gospodarczy w Polsce wyniesie tylko 3 proc. Wobec tego myślę, że jest tak wiele niewiadomych, także w związku z wyborami prezydenckimi, a wręcz do głosu dochodzi dużo zakamuflowanych dezinformacji, że każdy komentarz m.in. na temat dalszego tempa wzrostu średnich płac, byłby obarczony poważnym błędem. Wszystko to, łącznie z kiepskimi danymi dotyczącymi rosnącego deficytu budżetowego, małych wpływów podatkowych i nierealizowanych dochodów budżetowych, wygląda naprawdę bardzo groźnie, wręcz niebezpiecznie.