Soroczyński: Gospodarka w niektórych regionach i branżach ma się słabo [WYWIAD]

Poprawa koniunktury następuje znacznie wolniej niż można by sobie tego życzyć. Niestety na powierzchni pokazują się elementy, które mogłyby wskazywać na to, że powrót dobrej sytuacji jeszcze potrwa, lub może się ona jeszcze pogorszyć. A te lipcowe wyniki, zwłaszcza handlu detalicznego, jak i przemysłu, okazały się słabsze niż oczekiwano. Do tego dochodzą słabe wyniki dotyczące bezrobocia rejestrowanego - powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.

Maciej Pawlak: Według GUS większość sektorów naszej gospodarki wskazuje na „stabilizację lub pogorszenie” koniunktury. To ostatnie odnosi się zwłaszcza do zakwaterowania i gastronomii. Najsłabsze wskaźniki ogólnego klimatu koniunktury w lipcu br. występowały w branżach: przetwórstwo przemysłowe -7,7; budownictwo -3,3; handel hurtowy -0,3; handel detaliczny -3,6 oraz transport i gospodarka magazynowa 1,1. Z kolei w przypadku zakwaterowania i gastronomii wskaźnik wyniósł 11,5 – oznacza to jednak spory spadek z czerwca br., kiedy wynosił 17,3. Najwyższy, jak od wielu lat, dotyczył finansów i ubezpieczeń: 24,6.  Kiedy koniunktura poprawi się w takich branżach, jak: przemysł, budownictwo, handel czy transport i magazyny – mających decydujący wpływ na rozwój polskiej gospodarki?

Piotr Soroczyński: Poprawa koniunktury następuje znacznie wolniej niż można by sobie tego życzyć. Niestety na powierzchni pokazują się elementy, które mogłyby wskazywać na to, że powrót dobrej sytuacji jeszcze potrwa, lub może się ona jeszcze pogorszyć. A te lipcowe wyniki, zwłaszcza handlu detalicznego, jak i przemysłu, okazały się słabsze niż oczekiwano. Do tego dochodzą słabe wyniki dotyczące bezrobocia rejestrowanego. Przy czym w tym przypadku winę ponosi stosunkowo mała liczba ofert pracy.

To znaczy?

Zwykle co miesiąc na całym naszym rynku przybywało ok. 80-90 tys. nowych takich ofert. Tymczasem w maju było ich już tylko 65 tysięcy, a w czerwcu – 32 tysiące. Zastanawiam się więc w tej sytuacji, czy owo wyczekiwanie na poprawę koniunktury nie zmęczyło przynajmniej części przedsiębiorców tak bardzo, że zaniechali poszukiwania nowych pracowników. To wygląda faktycznie słabo i temu odpowiadają wyniki lipcowej koniunktury. Jeżeli handel detaliczny nie osiąga zbyt dobrych wyników, a podobnie przemysł – to rzecz jasna nie można oczekiwać, że transport będzie na plusie, skoro to ta właśnie branża odpowiada za przewóz produktów przemysłowych i towarów, które sprzedawane są w sklepach. Wobec tego tylko bankowcy i ubezpieczeniowcy mają się z czego cieszyć, jeśli chodzi o wyniki koniunktury w ich branżach.

GUS poinformował, że w lipcu 2025 r. odnotowano pogorszenie nastrojów konsumenckich, dotyczących zarówno obecnej, jak i przyszłej sytuacji. Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK), syntetycznie opisujący obecne tendencje konsumpcji indywidualnej, wyniósł minus 14,0 i był o 4,7 p. proc. niższy w stosunku do czerwca. Z czego wynika to pogorszenie nastrojów konsumentów? Kiedy może nastąpić poprawa tych nastrojów?

Moim zdaniem w tym przypadku chodzi o miks kilku zagadnień. Przede wszystkim o przekonanie konsumentów o tym, że w przyszłości będą mieli łatwiej z pracą, a płace będą dalej rosły – jest mniejsze niż wcześniej. Bo obecnie gospodarka, przynajmniej w niektórych regionach, a także w niektórych branżach, ma się słabo. W związku z tym pracownicy, którzy w tych regionach i branżach pracują, także słyszą na ten temat. Ostatnio słychać też o kolejnych zwolnieniach w niektórych zakładach pracy, jak w przypadku jednego z czołowych producentów okien i drzwi na Opolszczyźnie, który przeżywa bardzo poważne problemy i będzie zwalniał tysiące pracowników. Wobec tego, w wyniku takich informacji medialnych, konsumenci zaczynają się zastanawiać, czy przypadkiem taka sytuacja nie spotka prędzej czy później także ich. Stąd tak słabe ich nastroje.

A co z ewentualną poprawą nastrojów wśród nich?

W niektórych aspektach w zakresie cen nastąpiła poprawa. Bo gdy przeanalizować ceny w handlu detalicznym – one praktycznie nie rosną, bądź nawet lekko spadają w porównaniu z takim samym miesiącu w ubiegłym roku. To wynika z ich porównania zarówno nominalnie, jak i realnie, tj. z uwzględnieniem inflacji. Ale rozumiem, że chodzi tu nie tylko o ewentualne zmiany w cenach. Tyle, że większego ruchu w cenach sklepowych nie ma, bo handlowcy robią wszystko, żeby je utrzymać na niskim poziomie. A jednocześnie, w obecnym okresie wakacyjnym, drożeją ceny usług hotelowych, czy restauracyjnych, skoro są one oparte głównie o płace zatrudnionych w tych branżach pracowników. Zatem, jeśli zwłaszcza najniższe płace szły szybko w górę, nie dziwi, że także ceny usług hotelarskich i gastronomicznych idą szybko w górę. Wobec tego przynajmniej część potencjalnie korzystających z takich usług może popadać w słabsze nastroje, bo gdy dowiadują się jakie cenniki za takie usługi obowiązują obecnie, wolą nie wyjeżdżać na wakacje i pozostać w domu. Tak więc może to być jedna z głównych przyczyn osłabienia nastrojów konsumenckich.

Na koniec czerwca, według GUS stopa bezrobocia w całym kraju wyniosła 5,2%, a liczba bezrobotnych wyniosła niemal 800 tys. (797 tys.). Oznacza to przyrost od maja o ponad 14 tys. osób poszukujących pracy, a także wzrost z 5,0% odnotowanych w maju br. To wynik gorszy niż przewidywały prognozy analityków. Z kolei roczny wzrost bezrobocia wśród osób do 25. roku życia był najwyższy w całej UE. W maju 2025 r. stopa bezrobocia w grupie wiekowej osób do 25 lat wyniosła w Polsce 13,5%, co oznacza wzrost aż o 27,4% rok do roku – wskazują najnowsze dane Eurostatu. Czy to może być trwalszy trend? Jak go wyjaśnić?

Ilość ofert pracy dla młodych istotnie spada. Bo trzeba uwzględnić fakt, że młodzież, zwłaszcza na starcie, szczególnie nieposiadająca wszystkich niezbędnych kwalifikacji, to pracownicy, w których – ze strony pracodawców – trzeba bardzo dużo inwestować. Wobec tego, jeśli w ostatnich latach, dość gwałtownie rósł poziom płacy minimalnej, to wielu pracodawców dostrzega fakt, że opłacalności z zatrudnienia młodego człowieka nie będzie tyle, żeby go chciał u siebie zatrudnić (i odpowiednio opłacić). O ile obecnie pracodawca ma wybór: kogo ma w swojej firmie pozostawić, a kogo zatrudnić, to – za tę samą stawkę (a więc za co najmniej - już obecnie wysoką - płacę minimalną) - woli zatrudnić pracownika bardziej doświadczonego. Bowiem w młodego pracodawca musi zainwestować sporo sił i środków, by przyzwyczaił się do zasad pracy, jakie u niego panują. Osobiście zawsze uważałem, że to, co chce się dobrze zrobić wobec najmniej zarabiających, sprawia, że oni nie mogą potem znaleźć pracy. Bo obecnie dla wielu pracodawców, zwłaszcza z mniejszych firm, obecna stawka minimalna płac jest tak wysoka, że po prostu nie stać ich na zatrudnianie nowych pracowników.

Jak pod względem zatrudniania młodych osób wyglądamy na tle innych państw?

Warto zwrócić uwagę na jeden z ostatnich międzynarodowych raportów koordynowanych przez OECD, według którego – na tle innych krajów - bezrobocie wśród polskiej młodzieży nie jest jednak wysokie. Wśród osób do 25 lat, w Hiszpanii czy w Niemczech bezrobocie wśród młodych sięga poziomu nawet 50 czy 70%. Wobec tego nasze 13,5% bezrobocia w tej grupie wiekowej to wciąż dużo mniej niż gdzie indziej. U nas młodzież wciąż garnie się do pracy. I jeżeli są miejsca pracy do obsadzenia, a koniunktura pozwala zwiększać zatrudnienie, to młodzi ludzie są zatrudniani. Choć z drugiej strony w dużej mierze dotyczy to prac dorywczych i sezonowych, jak np. w gastronomii czy w hotelarstwie, czy w niepełnym wymiarze.

Według GUS sprzedaż detaliczna w firmach co najmniej 10-osobowych w cenach stałych w czerwcu 2025 r. była wyższa niż przed rokiem o 2,2%. Jednak w porównaniu z majem 2025 r. notowano spadek sprzedaży detalicznej o 1,8%. Z kolei wg Eurostatu sprzedaż detaliczna w Polsce w większych, jak i w mniejszych firmach, w maju 2025 r. wzrosła o 3,9% w ujęciu rocznym (r/r), ale spadła o 1,9% w ujęciu miesięcznym (m/m). Czy w kolejnych miesiącach może dojść do większego odbicia w tej branży?

Jeśli zestawia się dane miesiąc do (poprzedniego) miesiąca, to z reguły po bardzo dobrym miesiącu wiosennym (marzec-kwiecień), związanym ze sprzedawaniem wówczas rozmaitych kolekcji wiosenno-letnich, a także z okresem świąt wielkanocnych, w kolejnym miesiącu następują spadki w wielkości sprzedaży. Zatem, gdy w maju występuje spadek, to w czerwcu trudno się spodziewać większego wzrostu. A jeśli w okresie kwietniowo-majowym wielkość sprzedaży jest wyższa niż we wcześniejszych miesiącach, to w czerwcu raczej nie wzrośnie. Wobec tego ostatnie dane GUS i Eurostatu nie są zaskakujące, porównując je miesiąc do miesiąca, jeśli nawet te Eurostatu obejmują wszystkie, także małe firmy, bowiem w handlu detalicznym na te ostatnie przypada jedynie 25% całej sprzedaży, co oznacza, że w tej branży nadaje ton sprzedaż w wielkich sieciach supermarketów. Natomiast bardziej martwi fakt, że gaśnie dynamika wielkości sprzedaży w handlu detalicznym, porównując ją do takiego samego miesiąca w ub. roku. Całkiem niedawno wynosiła ona ok. 4%, a obecnie spadła w okolice 2%. To nie jest dobrze. Gdyby dokonać porównania tej dynamiki z dynamiką wzrostu płac, która (porównując ją rok do roku) wynosi obecnie ok. 8-9%, to wzrost wielkości sprzedaży detalicznej nie jest duży.

Co z tego wynika?

Sprzedaż detaliczna skorelowana jest ze wskaźnikiem ufności konsumenckiej (BWUK), o której wcześniej mówiliśmy. Ludzie nie chcą wydawać zarobionych pieniędzy, bo się obawiają o przyszłość. 
 

Źródło