Ukarany, choć posiadał uprawnienia do jazdy motocyklem. Sąd nie sprawdził, ale wyrok wydał

Zasada jest prosta: chcąc kierować pojazdami mechanicznymi (np. samochodem lub motocyklem) musisz posiadać odpowiednie uprawnienia. Równocześnie nie ma już obowiązku noszenia przy sobie prawa jazdy i nie grożą za to – teoretycznie! - żadne konsekwencje. A jednak pewien motocyklista został uznany za winnego popełnienia wykroczenia oraz ukarany.

Najpierw treść art. 94 Kodeksu wykroczeń dotyczącego prowadzenia pojazdów bez uprawnień. W paragrafie 1 czytamy: „Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu prowadzi pojazd mechaniczny, nie mając do tego uprawnienia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny nie niższej niż 1500 złotych”. Z kolei w paragrafie 3 zastrzeżono, że w przypadku popełnienia wskazanego wykroczenia, obligatoryjnie orzekany jest zakaz prowadzenia pojazdów - sąd decyduje na jak długi okres. 

Prawo jest jednoznaczne, a ze względu na bezpieczeństwo na drogach powinno być rygorystycznie stosowane. Nie można bowiem dopuścić do sytuacji, aby bezkarni byli delikwenci, którzy kierują samochodami nie posiadając uprawnień, a więc i umiejętności - przez co narażają zdrowie oraz życie innych uczestników ruchu drogowego.

Równocześnie jednak od kilku już lat kierowcy nie mają obowiązku posiadania przy sobie prawa jazdy w formie plastikowego dokumentu. Za jego brak nie powinny grozić żadne konsekwencje. Powód prozaiczny. Informacje o uprawnieniach każdego zmotoryzowanego znajdują się w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, z którego korzystają policjanci. Wystarczy więc, że kierowca zatrzymany do kontroli posiada jakikolwiek inny dokument (np. dowód osobisty lub paszport), który pozwala potwierdzić tożsamość, a wtedy funkcjonariusze bez problemu zweryfikują w CEPiK, czy może siadać za kierownicą.

Dlatego mocno zaskakuje historia, którą opisał Rzecznik Praw Obywatelskich – podczas ubiegłorocznych wakacji kierujący motocyklem został obwiniony o brak uprawnień (wspomniany czyn z art. 94 § 1 k.w.), a sąd wyrokiem nakazowym uznał mężczyznę za winnego, wymierzył 1500 złotych grzywny i orzekł zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na sześć miesięcy. 

Tymczasem okazało się, że ukarany… miał uprawnienia! Bowiem starostwo powiatowe wydało - kilka tygodni przed feralną kontrolą - prawo jazdy kategorii AM, A1, A2, A, B1, B. Oczywiście, wcześniej mężczyzna zdał stosowny egzamin.
„Dokument prawa jazdy kat. „A"  zamówiono 27 czerwca 2024 r. i wtedy wydano decyzję o nadaniu mu uprawnienia” – podkreśla biuro RPO, które podjęło interwencję w sprawie wątpliwego wyroku nakazowego.

Podkreślając: „Miał on zatem uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych kat. "A" od 27 czerwca 2024 r., a więc i w dacie przypisanego mu czynu. Sam dokument prawa jazdy odebrał zaś 15 lipca 2024 r. Nie był on ograniczony w realizacji swoich uprawnień, niezależnie od tego czy i kiedy odebrał dokument prawa jazdy”. 

RPO zaznaczył, że prawo jazdy nie stanowi dokumentu uprawniającego do prowadzenia pojazdu, a jedynie potwierdza posiadanie takiego uprawnienia. 

„Za brak uprawnienia, o którym mowa w art. 94 § 1 k.w., nie może zostać uznana sytuacja, gdy kierujący nie odebrał faktycznie dokumentu z urzędu, bądź taka, gdzie owo uprawnienie nie zostało w prawidłowy sposób odnotowane w systemie informatycznym” 

– podsumował Rzecznik Praw Obywatelskich, który złożył kasację na korzyść ukaranego motocyklisty, domagając się uchylenia wyroku i uniewinnienia.
 

Źródło