Nawet jeszcze przez kilka dni pasażerowie mogą odczuwać skutki poniedziałkowej awarii systemu kontroli lotów w Wielkiej Brytanii - ostrzegają linie lotnicze oraz władze lotnisk. Zakłócenia dotyczą także lotów z Polski i do Polski.
W poniedziałek tuż po południu NATS, brytyjska agencja kontroli lotów, poinformowała, że w efekcie awarii wprowadziła ograniczenia w ruchu lotniczym nad Wielką Brytanią. Wyjaśniła później, że problem polegał na niemożności automatycznego wprowadzania planów lotu, czyli informacji o tym, skąd i o której wylatuje dany samolot, oraz dokąd i jaką trasą zmierza. Te dane trzeba było wprowadzać ręcznie, co trwało znacznie dłużej. Wprawdzie po południu problem został usunięty, ale duża liczba opóźnionych i odwołanych lotów w poniedziałek powoduje, że przywracanie normalnego ruchu może potrwać nawet kilka dni.
Według danych firmy Cirium, która zajmuje się analizą rynku lotniczego, liczba odwołanych lotów we wtorek jest nawet trzykrotnie wyższa niż w poniedziałek - 790 lotów, które miały wystartować z Wielkiej Brytanii, i 785, które miały do niej przylecieć. To ok. 27 proc. wszystkich lotów zaplanowanych na wtorek.
Zakłócenia dotyczą także pewnej liczby lotów z Polski i do Polski, choć przeważnie chodzi o opóźnienia niż odwołania. Np. samolot PLL LOT, który miał wystartować z londyńskiego lotniska Heathrow do Warszawy o 9:35 miejscowego czasu, odleciał z ponad dwugodzinnym opóźnieniem. Opóźnienia miały też niektóre loty linii Wizzair z Polski na lotnisko London-Luton. Linie lotnicze i władze lotnisk apelują do pasażerów, by sprawdzali na bieżąco status swoich lotów, gdyż sytuacja może się szybko zmieniać.