Nie opłaca się kupować wypasionej bryki na wyprzedaży

Kończy się właśnie szczyt sezonu wyprzedażowego w salonach samochodowych. Można jednak nadal upolować okazje w dobrej cenie. Trzeba jednak uważać, bo wiele egzemplarzy to niechodliwe modele, które znacznie tracą na wartości. Zdaniem mechaników z sieci warsztatowej ProfiAuto Serwis, spadek cen dotyczy zwłaszcza aut naładowanych nowinkami technicznymi, które nie zawsze i nie wszystkim się przydają.

Rabaty na auta z wyprzedaży potrafią sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jednak zdaniem specjalistów mają one tylko wtedy sens, gdy sięgają 20 i więcej procent.

W Polsce przy zakupie samochodu klient patrzy nie tylko na stan pojazdu, ale i na rok produkcji, co jest raczej naszą specyfiką, bo na zachodzie liczy się głównie przebieg, serwis i to czy auto jest z pierwszej ręki oraz bezkolizyjne – podkreśla Dawid Warzecha, sprzedawca samochodów z Katowic.

Dlatego jego zdaniem nie warto sprawdzać kwotowych obniżek, ale procentowe. - Jeśli np. Alfa Romeo daje na model Stelvio rabat do 44000 zł, to wcale to nie znaczy, że tyle sobie zarobimy przy odsprzedaży, bo zaraz po wyjechaniu z salonu to auto ze względu na tzw. stary rocznik i model premium – który najszybciej tanieje - traci na wartości 25 proc. – przekonuje.
Dlatego też niektóre marki – jak np. Audi - nie mają stałych upustów za rocznik 2019, bo to się im nie opłaca ze względu na utrzymywanie poziomu cen. Przeciwieństwem jest Citroen znany od lat z dużych rabatów. – Jednak to mało prestiżowa marka, podobnie jak Fiat i dlatego najbardziej traci na cenie – twierdzi Warzecha. W tym roku Citroen oferuje zniżki do 7000 zł. Natomiast u Fiata rabaty są w granicach10000 zł (Tipo) do 15000 zł (Fiat 500 L, a oferty jest pod adresem salon.fiat.pl). 

Kia oferuje nie tylko upusty od ceny katalogowej, ale i dodatkowe wyposażenie, które dostępne jest w promocyjnej cenie (korzyści sięgają tu 14500 zł). Podobnie Mazda oferuje np. lakier metalizowany za 1 zł, komplet kół zimowych za 2 zł, gwarancję serwisową na 5 lat za 1 zł, czy promocyjny pakiet ubezpieczeń za 1 zł. Jednak zdaniem ekspertów, nad każdym elementem dodatkowego wyposażenia warto się zastanowić, bo to nie tylko dodatkowy koszt, ale często również zbędny wydatek. Np. system ostrzegający przed zjechaniem z pasa drogi w Polsce się za bardzo nie sprawdza.

Sam pomysł nie jest zły, a sygnał dźwiękowy może uchronić kierowcę przed wypadkiem np. w sytuacji, kiedy ten zaśnie za kierownicą. W Polsce skuteczne działanie może być utrudnione z powodu złego oznakowania jezdni – mówi Adam Lehnort, ekspert ProfiAuto.

- Pasy na naszych drogach bardzo często są stare i słabo widoczne, a jeśli dołożymy do tego liczne remonty i pasy tymczasowe, to może okazać się, że system będzie zupełnie nieprzydatny czy nawet irytujący kierowcę ciągłymi powiadomieniami. Na szczęście można go dostosować do własnych potrzeb lub całkowicie dezaktywować – dodaje.

Ostrzeganie przed pojazdem w „martwym polu” też nie do końca jest potrzebne. Eksperci ProfiAuto polecają go jedynie kierowcom dużo podróżującym, w szczególności drogami dwupasmowymi.

Noktowizja w samochodzie to nowinka, można ją spotkać w drogich modelach jak Toyota, Lexus, Honda, Mercedes, Audi czy BMW.  

Kamery z systemem noktowizyjnym pozwalają kierowcy dostrzec przeszkody z odległości kilkudziesięciu, a nawet kilkuset metrów. To szczególnie przydatne poza terenem zabudowanym, kiedy oświetlenie jest minimalne lub nie ma go wcale – wyjaśnia Adam Lehnort. Jego zdaniem, dwie kwestie są jednak problematyczne.

- Pierwszą jest cena, bo takie rozwiązanie to wydatek od kilku do nawet kilkunastu tysięcy złotych i nie każdy kierowca będzie sobie w stanie pozwolić na tak drogi dodatek do samochodu. Druga sprawa to koncentracja i bezpieczeństwo związane z patrzeniem na drogę. Aby zobaczyć obraz z kamery noktowizyjnej, trzeba zerkać na ekran wyświetlacza. Wprawdzie korzystając z nawigacji czy innych systemów robimy to samo, ale bez wątpienia jest to dodatkowy czynnik, który zaburza skupienie kierowcy na drodze – dodaje.

Natomiast ekspert docenia system monitorujący zmęczenie kierowcy, który pojawia się obecnie także w autach ze średniej półki, jako opcję wyposażenia dodatkowego. - System z pewnością nie jest tylko drogim gadżetem, a szczególnie przyda się kierowcom, którzy wybierają się w długie, nocne trasy – przekonuje.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: