- Wiele czynników będzie odgrywało rolę w potencjalnym wzroście inflacji w kolejnych miesiącach. Wydaje mi się więc, że z podwyższoną - w okolicach 4% - będziemy musieli liczyć się również w kolejnych miesiącach. Być może w lecie jej wzrost nieco przyhamuje, ale bliżej końca roku może znów zacząć przyspieszać - mówi w rozmowie z portalem filarybiznesu.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Maciej Pawlak, filarybiznesu.pl: Koniunktura gospodarcza wg GUS w czerwcu br. w większości branż naszej gospodarki odnotowała dodatnie wskaźniki. Zwraca uwagę w tym kontekście budownictwo, z minus 5,5 punktami. Skąd tak słabe wyniki tej branży, która wcześniej wyróżniała się pozytywnie na tle całej naszej gospodarki?
Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich: Faktycznie branża ta nie ucierpiała tak bardzo wskutek pandemii, jak pierwotnie można było się tego obawiać w kolejnych - drugiej i trzeciej - falach pandemii. Sądzę więc, że ten słaby wynik jej koniunktury w czerwcu może mieć związek z rosnącymi kosztami materiałów budowlanych. To miało z pewnością wpływ na pogorszenie sytuacji finansowej budownictwa. Bowiem firmy budowlane wiążą realizowane kontrakty, na podstawie których zobowiązały się wykonać określone prace po określonej cenie. Tymczasem okazuje się, że koszty wykonawstwa są na wyższym poziomie. Nie zawsze istnieje przecież możliwość dostosowania wartości kontraktu do nowych cen, ich waloryzacji. To jest szczególnie widoczne w budownictwie infrastrukturalnym, gdzie zamawiający - podmiot publiczny - najczęściej ma ograniczone możliwości uwzględnienia waloryzacji kosztów zamówionych robót. Można na to zjawisko patrzeć pod kątem ryzyka biznesowego. Dany kontrakt firma budowlana podpisuje. Zobowiązuje się w nim do zrealizowania go po określonej cenie, tymczasem jego rentowność wygląda zupełnie inaczej, gdy warunki cenowe zmieniają się radykalnie. Wpływają na to przede wszystkim rosnące ceny stali i bardzo wielu innych materiałów i surowców i to w tempie bezprecedensowym. Jest to czynnik, który najbardziej psuje nastroje w budownictwie.
Mówiąc o sytuacji w budownictwie wspomniał Pan, że na jego postrzeganie przez samych przedsiębiorców mają wpływ rosnące ceny materiałów budowlanych. Tymczasem inflacja pozostaje wciąż wysoka. W czerwcu, wg danych GUS wyniosła 4,4% (w porównaniu z czerwcem ub.r.) - okazała się nieco niższa niż w maju (wówczas 4,7%). Czy w najbliższych miesiącach będzie bliższa 4 czy może 5%?
Wydaje mi się, że nie ma szans, by spadła poniżej 4%. Jest natomiast szansa, że w kolejnych miesiącach będzie oscylować na poziomie ok. 4%. Nie zapominajmy jednocześnie, że w maju ocierała się już niemal o 5%. Myślę, że możemy się spodziewać pewnego uspokojenia, jeśli chodzi o dynamikę roczną w okresie wakacji, bo znikną efekty bazowe, tj. znacząco rosnące ostatnio ceny paliw. A były to przecież 30-proc. wzrosty, co przekładało się na dużą dynamikę cen towarów i usług dostępnych na rynku. Ale to nie znaczy, że kończą się już czasy z podwyższonym ryzykiem inflacyjnym. Myślę, że bliżej końca roku, na jesieni, mogą się ujawnić inne czynniki, napędzające wzrost cen.
Na przykład?
Wciąż mamy do czynienia ze znaczącym wzrostem cen wielu surowców, transportu, zakłóceń w łańcuchach logistycznych firm, podnoszeniem cen przez firmy usługowe, po to, by rekompensować sobie koszty ponoszone w czasie pandemii. Zatem mamy do czynienia z kumulacją kilku czynników. A także można do tego dołożyć wpływ obecnych trudności na rynku z pozyskiwaniu nowych pracowników. Obecnie przecież firmy z bardzo wielu branż uskarżają się na braki kadrowe. A to napędza wzrost płac, a w konsekwencji - poziomu inflacji. Na pewno więc wiele czynników będzie odgrywało rolę w potencjalnym wzroście inflacji w kolejnych miesiącach. Wydaje mi się więc, że z podwyższoną - w okolicach 4% - będziemy musieli liczyć się również w kolejnych miesiącach. Być może w lecie jej wzrost nieco przyhamuje, ale bliżej końca roku może znów zacząć przyspieszać.
Od 30 czerwca br. banki w Polsce, udzielające kredyty hipoteczne, musiały na wniosek KNF wdrożyć nową wersję tzw. Rekomendacji „S”. Część ekspertów uważa, że może ona zmniejszyć wielkość zdolności kredytowej starających się o kredyty. Czy faktycznie tak się stanie? Czy osłabi to realny popyt na te kredyty?
W pewnym stopniu tak. Ponieważ banki będą musiały stosować inne zasady obliczania zdolności kredytowej. Dotyczyć to będzie w szczególności osób, które chciałyby wziąć kredyt na dłuższy okres, np. 30-35 lat. Tak czy inaczej ich zdolność kredytowa będzie musiała być ustalana przy założeniu, że kredyt będzie spłacany przez więcej niż 25 lat. Może więc to wpłynąć na zmniejszenie ilości osób starających się o takie kredyty. Choć trzeba powiedzieć, że przy tym wszystkim stopy procentowe pozostają przecież na rekordowo niskim, bliskim zera, poziomie. Tymczasem jeszcze ok. 10 lat temu stopy były jeszcze na poziomie 10%. Samo to powoduje, że mimo wszystko zdolność kredytowa klientów banków jest wciąż bardzo wysoka. A tylko trochę ją zmniejszy nowa wersja Rekomendacji „S”.
Nie osłabi ona więc w znaczącym stopniu popytu na kredyty mieszkaniowe?
Całkiem niedawno analitycy rynku nieruchomości prezentowali wyliczenia, z których wynikało, że w wielu miejscowościach pary otrzymujące nawet wynagrodzenie minimalne są w stanie uzyskać kredyt hipoteczny. To jest efekt obecnego poziomu stóp procentowych. Na widoczne obniżenie popytu na kredyty mieszkaniowe może mieć tak naprawdę zaostrzenie kursu polityki pieniężnej, a nie reguły ostrożnościowe rekomendowane przez KNF. Zwłaszcza, że - zgodnie z regułami Polskiego Ładu - mają być wprowadzone dodatkowe ułatwienia w nabywaniu mieszkań, tj. udzielanie gwarancji państwa nawet do 100% wysokości tzw. wkładu własnego kredytobiorców.
Z danych opublikowanych przez Urząd Transportu Kolejowego wynika, że w maju br. polskimi kolejami podróżowało prawie 19 mln osób, tj. aż o 93% więcej niż w maju ub. roku, gdy wciąż trwały pandemiczne obostrzenia. W tym samym czasie koleje przewiozły o 23% więcej towarów. Czy okres wakacyjny może znacząco powiększyć te wskaźniki?
Jeśli chodzi o dynamikę wzrostu, to pewnie nie będzie ona w kolejnych miesiącach już tak znacząca, jak w maju. Bo przecież będzie już inny punkt odniesienia - rok temu w czerwcu i później, wskutek luzowania obostrzeń, chętnych do podróżowania kolejami przecież przybywało. Skłonność do korzystania z kolei, w porównaniu do innych sposobów przemieszczania się rośnie także i teraz. A ponadto ogólna mobilność Polaków w miesiącach wakacyjnych będzie z pewnością dużo większa - obserwujemy to już teraz. Przełoży się to z pewnością na większą skalę przewozów pasażerów. Wobec tego tegoroczny okres wakacyjny powinien okazać się intensywnym okresem dla podróży. Po okresie pandemicznych obostrzeń skłonność do korzystania z usług turystycznych jest w sposób oczywisty dużo większa. W ten sposób rekompensujemy sobie dotychczasowe ograniczenia w przemieszczaniu się.
Bułgaria zapowiedziała wprowadzenie euro w miejsce własnej waluty od początku 2024 roku. Czy w naszym kraju realny jest podobny krok w bliskiej perspektywie?
Dyskusji na temat wprowadzania euro w naszym kraju raczej nie będzie w jakiejś dającej się przewidzieć perspektywie. Ponieważ negatywne zapowiedzi władz naszego kraju w tej materii są bardzo jasne - zarówno NBP, ministerstwa finansów, czy przedstawicieli rządu. Nie ma z ich strony jakichkolwiek zapowiedzi powrotu do dyskusji na ten temat.