Kto czeka na pieniądze?

Najwięcej zadłużonych warsztatów, producentów i dystrybutorów znajduje się w województwach: mazowieckim (92,9 mln zł), śląskim (69,1 mln zł) oraz wielkopolskim (49,4 mln zł). Na drugim biegunie, czyli z najmniejszym zadłużeniem, są firmy z woj. opolskiego, podlaskiego i lubuskiego. W tych regionach łączne długi przedsiębiorstw motoryzacyjnych nie przekraczają 10 mln zł.

 

Średnie zadłużenie jednej firmy motoryzacyjnej wynosi 35 510 zł, ale rekordzista – hurtownia motoryzacyjna ze Śląska, zalega swoim wierzycielom na blisko 4,8 mln zł.

Najwięcej, bo 212 mln zł, stanowią zaległości wobec instytucji finansowych i ubezpieczeniowych, 133,7 mln zł mają do odzyskania fundusze sekurytyzacyjne i firmy windykacyjne, a 35,4 mln zł pragną odzyskać wierzyciele z branży handlowej.

Pracownicy spędzają na L4 nawet mniej czasu niż przed pandemią

Pandemia nie wpłynęła w znaczący sposób na liczbę dni chorobowych u pracowników.
Co piąty zatrudniony wziął ich mniej, a u 43 proc. liczba zwolnień lekarskich w czasie pandemii nie zmieniła się w porównaniu do wcześniejszych lat - wynika z badania zleconego przez Personnel Service. Potwierdzają to dane ZUS. W pierwszym kwartale br. lekarze wystawili 5,2 mln zwolnień. To o 17 proc. mniej niż rok temu. Dobre zdrowie pracowników nie jest jednak skutkiem działań firm. Aż 94 proc. zatrudnionych twierdzi, że dbanie o ich kondycję powinno być obowiązkiem pracodawcy, ale ponad połowa nie zauważyła, by od wybuchu pandemii coś w tej kwestii się zmieniło.

Z danych ZUS wynika, że w pierwszym kwartale br. lekarze wystawili 5,2 mln zwolnień, czyli o 17 proc. mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Z trendów wartych odnotowania w zestawieniu ZUS wybija się wzrost zwolnień ze względu na COVID-19 oraz w związku z dolegliwościami natury psychicznej. O ile w pierwszym kwartale 2020 r., czyli na początku pandemii, zwolnienia lekarskie z powodu COVID-19 wystawiono tylko 303 osobom na okres łącznie 4259 dni, to rok później nieobecnych w pracy z tego powodu było 207 tys. Polaków łącznie przez 1,6 mln dni. Zwolnienia z powodu reakcji na ciężki stres i zaburzeń adaptacyjnych wystawiono dla 120 tys. osób na aż 2,3 mln dni. Złe samopoczucie i zmęczenie dolegało 72 tys. osób, co odpowiada 424 tys. dniom. Epizod depresyjny jako powód L4 miało wpisane 65 tys. osób (1,3 mln dni), a inne zaburzenia lękowe to 59 tys. zwolnień, czyli 1,2 mln dni. Łączna liczba wystawionych z powyższych powodów zwolnień wzrosła w ciągu roku o ponad 35 proc. (z 234 tys. do 317 tys.), a liczba dni spowodowanych nimi nieobecności w pracy o 12,5 proc. (z 4,19 mln do 5,23 mln).

- Tak duży wzrost zwolnień chorobowych ze względu na problemy psychiczne powinien być wskazówką dla pracodawców. Do tej pory firmy rzadko zajmowały się zdrowiem psychicznym zatrudnionych. Oferowano przede wszystkim prywatną opiekę medyczną, ale głównie bez psychologa, karty na siłownię i zdrowe przekąski w pracy. To oczywiście istotne elementy, ale aż 94 proc. pracowników mówi wprost, że zależy im na opiece pracodawców w zakresie ich zdrowia. Oprócz prywatnej opieki medycznej, na drugim miejscu najbardziej chcą pomocy psychologicznej. To skutek pandemii, która pogłębiła nasze lęki, wypchnęła nas na pracę zdalną i nie dała czasu na przygotowanie się do nowej sytuacji - mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service SA.

Brak zwiększonego zainteresowania zdrowiem pracowników ze strony pracodawców może wynikać z tego, że wbrew pozorom liczba dni zwolnienia chorobowego w czasie pandemii nie zmieniła się. U 43 proc. pracowników liczba dni na L4 była taka sama w pandemii jak przed jej wybuchem, a co piąty pracownik przyznał, że chorował rzadziej. Najczęściej tę odpowiedź wskazywały osoby starsze, powyżej 55 roku życia (27 proc.). Więcej zwolnień wzięło zaledwie 12 proc. zatrudnionych, z czego co czwarty z nich zatrudniony był na umowę o pracę na niepełny etat. Częściej chorowały osoby młode, w wieku 25-34 (16 proc.).

- Co ciekawe, z naszego badania wynika, że im większa firma, tym mniej zwolnień lekarskich. Mniej dni chorobowego brali pracownicy największych firm - 23 proc. w porównaniu do  19 proc. zatrudnionych w najmniejszych przedsiębiorstwach. Ta zależność często jest wynikiem lepszej struktury organizacyjnej największych zakładów. To w tych firmach szybko uregulowano kwestię pracy zdalnej, zachęcano do szczepień, a benefity zdrowotne są często mocniej rozbudowane, niż w małych firmach - mówi Inglot.

Źródło

Skomentuj artykuł: