Kto nam zafundował inflację - Rosja czy USA?

Przykręcanie przez Kreml gazowego kurka i wojna w Ukrainie wywołały “putinflację” - to jedna z teorii na temat skokowego wzrostu cen w Europie. Jednak wielu ekspertów twierdzi, że inflacyjna zaraza dotarła do nas, podobnie jak ziemniaki, z Ameryki - a konkretnie z USA. 

- Fed (Rezerwa Federalna realizująca zadania banku centralnego Stanów Zjednoczonych - przyp, red.) drukuje tryliony dolarów, a w ten sposób szkodzi w długim terminie amerykańskiej gospodarce – twierdzi dr Ron Paul, znany libertarianin, członek Partii Republikańskiej, który kilka razy startował w wyborach na prezydenta USA. Według niego Plunge Protection Team - jak nazywa się często Grupę Roboczą ds. Rynków Finansowych - robi wszystko, by podtrzymać wzrost wycen akcji i indeksów giełdowych. 

Drukowanie pustego pieniądza to jest kradzież

Zdaniem Rona Paula odbywa się to kosztem zwykłych ludzi, bo rośnie inflacja, co podnosi koszty życia Amerykanów. - To jest kradzież, to jest nakładanie wysokiego podatku na społeczeństwo. I to jest uzależnianie wielu osób i firm od taniego pieniądza, trudno odstawić ten narkotyk – wskazuje Paul. Podobną opinię o amerykańskiej polityce monetarnej głosi prof. Witold M. Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, doradca wielu polskich polityków. - Od końca roku 2007, kiedy zaczęły wybuchać kryzysy, a w rządowo-bankowej odpowiedzi zaczęły dziać się cuda z pieniądzem, podaż pieniądza w USA wzrosła niemal trzykrotnie. W tym samym czasie PKB zwiększył się tylko o 18 proc. - pisze w jednym ze swoich felietonów na łamach “Rzeczpospolitej”. -  Zgodnie z podręcznikami ekonomii powinno to już dawno doprowadzić do silnej inflacji, a poziom cen w USA powinien się co najmniej podwoić. A o ile w rzeczywistości wzrosły ceny? O liche 27 proc. Nie tylko nie było inflacji – czasem była wręcz deflacja, czyli spadek cen! Teraz ceny nieco przyspieszyły, ale stało się tak głównie za sprawą drożejącej na całym świecie ropy naftowej - dodaje. Gdzie więc podziały się miliardy “wydrukowane” przez rząd USA? - Odpowiedź jest prosta. Nie wydali ich na zakupy towarów w sklepach, więc wydali je na zakup aktywów, głównie akcji i nieruchomości - wyjaśnia profesor. - Przeciętny poziom cen akcji na giełdzie nowojorskiej wzrósł od roku 2007 niemal czterokrotnie i bije historyczne rekordy, nawet po skorygowaniu o inflację - dodaje. Ceny domów początkowo spadły, ale w porównaniu z rokiem 2007 zdążyły już wzrosnąć niemal o połowę i też są najwyższe w historii.

Uciekamy od lokat i windujemy ceny nieruchomości

W Polsce jest zupełnie podobnie - po krótkim załamaniu na rynku nieruchomości w latach 2007-2008, ceny nieustannie rosną. Dość powiedzieć, że dziś mieszkania są nawet trzy do pięciu razy droższe, a cena metra kwadratowego mieszkania w Warszawie dobiła do 20 tys. zł! Eksperci twierdzą, że na tym się nie skończy, bo w obliczu szalejącej inflacji lokaty oraz obligacje przynoszą realne straty. - Zmartwienie Amerykanów to i nasz problem. Bo wystarczy sobie przypomnieć, że w 2007 r. zarówno ceny amerykańskich akcji, jak i nieruchomości były spekulacyjnie zawyżone, a ich załamanie w 2009 r. zapoczątkowało potężny kryzys finansowy, który odczuł cały świat. Jeśli więc teraz poziom tych cen jest znacznie wyższy niż wtedy, czy nie powinniśmy się obawiać? - pyta prof. Witold M. Orłowski.

Dr Ron Paul też jest przekonany, że “pusty pieniądz” przyniesie duże problemy. Jego zdaniem, amerykański dolar zmierza prostą drogą do upadku. - Polityka Fedu doprowadzi do finansowego i ekonomicznego kolapsu w Ameryce. Ten masowy druk pieniądza nie może się dobrze skończyć. Dlatego zaradni już dziś kupują złoto, które powinno ochronić kapitał – stwierdził polityk. Według Paula, obecnie cały system finansowy i gospodarczy Zachodu jest bardzo wrażliwy. - U jego podstaw są kardynalne błędy. On jest źle skonstruowany. To jest konstrukcja, która może się bardzo łatwo rozpaść podczas poważniejszych wstrząsów, niczym domek z kart – prognozuje Paul. Tym, którzy nie mają gotówki na inwestycje, daje zaskakującą radę - warto też inwestować w… relacje ludzkie. - Dobre stosunki z sąsiadami i rodziną przydają się w życiu, a szczególnie wtedy, gdy robi się ciężko. A taki ciężki okres może dopiero być przed Ameryką - stwierdził polityk. I przypomina, że od lutego 2020 r., czyli od ostatniego miesiąca bez epidemii, aż do lipca 2021 r. podaż pieniądza wzrosła w USA o 32,7 proc. Tymczasem na przestrzeni ostatnich dwóch lat amerykańskie PKB urosło tylko o 2 proc. Ekonomiści twierdzą, że matematyki nie da się oszukać - jeśli masa pieniądza rośnie dużo szybciej niż produkcja i usługi, które wytwarzamy, to znaczy, że pieniądz traci na wartości. 

Niestety, w Polsce podaż pieniądza rosła do tej pory też znacznie szybciej niż gospodarka. Polacy też sporo zainwestowali na giełdzie, a przede wszystkim w nieruchomości. Jednak ze względu na to, że jesteśmy społeczeństwem na dorobku, znaczna część “łatwego grosza” poszła na konsumpcję. A to daje nie tylko państwu dodatkowe podatki, ale i wzrost inflacji. Potwierdza to przykład Szwajcarii, którą też dotyka wzrost cen surowców, a mimo to inflacja tam jest zaskakująco niska - wzrost cen szacuje się w tym kraju na 2,4 proc. Ale też podaż pieniądza jest tam znacznie mniejsza - w granicach 8,4 proc.

Źródło

Skomentuj artykuł: