Wbrew pozorom wciąż nie brakuje mieszkań, które można kupić z pomocą preferencyjnego kredytu. Dostępność ta w większości miast wojewódzkich jest jednak nieco niższa niż jeszcze miesiąc temu. Winne są rosnące ceny. Całe szczęście rosną one wolniej niż średnia płaca – piszą Oskar Sękowski, Bartosz Turek, eksperci z firmy HREIT.
Ich zdaniem pierwsze informacje na temat popularności programu „Bezpieczny Kredyt 2%” sugerują, że cieszy się on ogromną popularnością. Aż trudno uwierzyć, że w dokumentach dołączonych do projektu ustawy wprowadzającej „Bezpieczny Kredyt 2%” znajdziemy informację, że w tym roku rząd spodziewał się 10 tys. udzielonych preferencyjnych kredytów. Taką liczbę osób zainteresowanych preferencyjnym kredytem minister Waldemar Buda ogłosił w południe pierwszego dnia obowiązywania programu.
Co więcej, dane na temat ruchu w internecie sugerują, że zainteresowanie „Bezpiecznym Kredytem 2%” nie tylko nie słabnie, ale rośnie wręcz wykładniczo. Chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości, że do końca roku chętnych na tani kredyt będzie więcej niż spodziewało się ministerstwo. Całkiem realne jest udzielenie nawet 40-60 tysięcy preferencyjnych „hipotek”. Wszystko dlatego, że warunki tego programu są bardzo atrakcyjne. Jak dodamy do tego fakt, że spora część młodych Polaków przez ostatnich kilka lat odkładała decyzję o zakupie mieszkania, to mamy prosty przepis na ogromne zainteresowanie programem.
Może więc skoro chętnych będzie tak dużo, to zabraknie mieszkań, które można kupić w programie? To całe szczęście też wydaje się bardzo mało prawdopodobne. Bo choć dostępność mieszkań, które można kupić z wykorzystaniem tańszego kredytu faktycznie topnieje wraz z rosnącym poziomem cen nieruchomości, to proces ten nie jest przecież aż tak gwałtowny – uważają eksperci.
Tymczasem ramach programu single będą mogli pożyczyć maksymalnie 500 tys. złotych na zakup mieszkania. Dla rodzin oraz osób samotnie wychowujących dzieci przewidziany jest z kolei próg 600 tys. zł. Limity te mogą zostać powiększone o posiadaną gotówkę, ale nie więcej niż 200 tys. zł. Tak ustalone limity pozwalają, póki co na swobodny wybór mieszkań w miastach wojewódzkich – przynajmniej w większości z nich. Patrząc z lotu ptaka wygląda to tak, że przeciętnie do programu nawet przy najmniejszym limicie kwalifikuje się ponad połowa mieszkań w miastach wojewódzkich.
Najmniejszy wybór będą miały osoby chcące kupić mieszkanie do 500 tys. zł (np. zaciągając 450 tys. zł preferencyjnego kredytu i dodając do tego 50 tys. wkładu własnego). Nawet jednak mając do wydania pół miliona w większości miast wojewódzkich w tym budżecie wybierać będziemy mogli spośród ponad połowy mieszkań wystawionych na sprzedaż. Problem z wyborem mogą mieć natomiast mieszkańcy stolicy, w której jedynie 11% lokali spełnia takie kryteria. Miesiąc temu było to 13%. Nieco lepiej sytuacja wygląda we Wrocławiu, Gdańsku, Poznaniu. W miastach tych warunki kredytu spełnia od 25% do niemal połowy mieszkań wystawionych na sprzedaż. Z drugiej strony mamy takie miasta wojewódzkie jak Zielona Góra, Toruń, Bydgoszcz czy Gorzów Wielkopolski, w których limit łącznej ceny spełnia ponad 70-80% lokali z dostępnej dziś oferty.
Dużym atutem Bezpiecznego Kredytu 2% jest fakt, że dostęp do finansowania jest łatwiejszy niż w przypadku standardowej „hipoteki. Wszystko dlatego, że zgodnie z rekomendacja KNF, banki mogą uwzględniać fakt, że otrzymując preferencyjny kredyt będziemy płacić niższą ratę niż w przypadku standardowego długu. W efekcie banki mogą wymagać niższych dochodów od osób zgłaszających się po preferencyjny kredyt. Efekt tego jest taki, że średnia płaca nierzadko wystarczy na kredyt na dwupokojowe mieszkanie.
Najmniejszy wymagany dochód będą musieli wykazać przed bankiem przykładowo mieszkańcy Katowic, Kielc czy Bydgoszczy. W miastach tych banki w ramach programu mogą oczekiwać pensji na poziomie około 4,5 tys. zł netto miesięcznie. To mniej niż wynosi średnia płaca w sektorze przedsiębiorstw. Wszystko dlatego, że zgodnie z najnowszymi danymi NBP, mieszkania 2 pokojowe o powierzchni około 50 mkw. kosztują w tych stolicach wojewódzkich mniej niż 320 tys. zł.
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Zielonej Góry, Łodzi, Olsztyna czy Opola. W tych miastach bank może wymagać od potencjalnych kredytobiorców więcej niż wspomniane 4,5 tys. złotych netto, ale mniej niż 5 tys. zł netto.
Na drugim biegunie mamy natomiast takie miasta jak Wrocław, Kraków, Gdańsk i Warszawę. Najtrudniej o kredyt z dopłatą na 2 pokojowe mieszkanie będzie w tym ostatnim mieście. W stolicy bowiem bank może od nas wymagać zarobków na poziomie ponad 8,4 tys. złotych miesięcznie – wynika z szacunków HREIT.