Niemcy otwierają swój rynek pracy. Czy pracownicy z Ukrainy wyjadą na Zachód?

1 marca br. w Niemczech wchodzi w życie ustawa, „o napływie fachowej siły roboczej (Fachkräfteeinwanderungsgesetz)”, która umożliwi zatrudnianie pracowników spoza Unii Europejskiej. To nowy i potencjalnie atrakcyjny rynek pracy dla Ukraińców. Czy Polsce grozi masowy odpływ pracowników z Ukrainy? – zastanawia się Weronika Jarosz, specjalista ds. rozwoju biznesu w LeasingTeam Group.

Choć zapotrzebowanie na pracowników w Niemczech jest duże, ostatnie kwartały 2019 r.  przyniosły spadki liczby wolnych wakatów. W 3. kwartale ub.r. było ich 1,36 mln, czyli o 30 tys. mniej niż w 2. kwartale. Jak podaje Bloomberg najnowsze dane o zamówieniach w niemieckim przemyśle również nie są optymistyczne, a stanowią ważny wskaźnik prognozujący wielkość przyszłej produkcji. W grudniu 2019 r. odnotowano nieoczekiwany spadek aż o 8,7 proc. rok do roku, tendencja w dół trwa już 19. miesiąc z rzędu, a tempo spadku jest najszybsze od ponad dekady. Próżno wypatrywać więc oznak ożywienia, ani nawet stabilizacji. Aktualna kondycja niemieckiej gospodarki nie sprzyja więc wzrostowi zatrudnienia.

Co do zapisów samej ustawy - ułatwienia obejmują jedynie wykwalifikowanych pracowników, tzn. osoby z wykształceniem wyższym lub z określonymi kwalifikacjami zawodowymi i dotyczą zniesienia obowiązku badania prawa pierwszeństwa (sprawdzania czy daną pracę może podjąć obywatel Niemiec lub UE) oraz zniesienia ograniczenia wobec konkretnych zawodów (Engpassberufe). 

Jednocześnie nowa regulacja narzuca istotne wymogi, które kandydat musi spełniać, by podjąć pracę, czyli posiadać udokumentowane kwalifikacje zawodowe i/lub wykształcenie równoważne z niemieckim, wykazać się znajomością języka niemieckiego na poziomie przynajmniej B1 (zaledwie 2-4 proc. obywateli ukraińskich zna go na tym poziomie), a także dysponować środkami do życia na czas aż do uzyskania pierwszych dochodów.

Czynnikiem hamującym masowy napływ kandydatów spoza UE do Niemiec są m.in. wysokie koszty początkowe, które muszą ponieść. Z jednej są to koszty pobytu (zanim kandydat dopełni wszystkich procedur, uzyska pozwolenie na pobyt czasowy w celu wykonywania pracy, co może trwać i kilka tygodni, a wreszcie podejmie pracę i otrzyma pierwsze wynagrodzenie), z drugiej te administracyjne związane z uzyskaniem potrzebnych zezwoleń, np. koszty tłumaczeń, które mogą wynieść kilkaset euro. Niezależnie od początkowych inwestycji, przyjezdny pracownik musi liczyć się także z wysokimi bieżącymi kosztami życia, wynajmu mieszkania czy transportu. Dlatego, pomimo potencjalnej atrakcyjności niemieckiego rynku pracy, faktyczny zysk pracowników wcale nie musi znaczącą różnić się od tego w Polsce na analogicznym stanowisku. 

Pracownicy i agencje pracy z Ukrainy wykazują oczywiście zainteresowanie pracą w Niemczech, ale wymienione tu uwarunkowania stanowią obiektywne bariery, często nie do pokonania. 
Czy zatem Polsce grozi destabilizacja rynku pracy spowodowana masową emigracją zarobkową Ukraińców do Niemiec? W krótkiej i średniookresowej perspektywie polski rynek nie powinien odnotować odpływu kadry, zwłaszcza dlatego, że obywatele Ukrainy pracują u nas głównie w segmencie blue collar, zaś niemiecka ustawa otwiera możliwości tylko wysoko wykwalifikowanym i wykształconym pracownikom. Dodatkowo, choć perspektywa pracy w Niemczech wydaje się kusząca, teoretyczne zalety przesłaniają praktyczne przeszkody: wysokie koszty i wymogi proceduralne, na które ani pracownicy, ani firmy pośrednictwa na Ukrainie nie są i nie będą w najbliższych latach gotowe.

Realny odpływ pracowników z Ukrainy do Niemiec według ekspertów to perspektywa co najmniej pięciu lat. 
 

Skomentuj artykuł: