Unia Europejska coraz pewniej mówi o wprowadzeniu specjalnego podatku, który docelowo ma ograniczyć emisję dwutlenku węgla. Już teraz parlamentarzyści Wspólnoty dali zielone światło dla kolejnych przepisów. Co kryje się pod hasłem „CBAM” i przede wszystkim - jaki wpływ może mieć na europejski biznes?
Jak przypomina Piotr Ostaszewski, członek zarządu Respect Energy SA, o projekcie CBAM, czyli Carbon Border Adjustment Mechanism, mówiło się już od początku roku, tj. od 5 lutego, gdy europarlamentarna komisja ds. środowiska przyjęła rezolucję w sprawie granicznego podatku węglowego.
Nowe rozwiązanie nakładałoby na towary importowane do państw UE rodzaj klimatycznego cła, ale pod pewnym warunkiem. Z dodatkową opłatą spotkałyby się spółki działające lub regularnie handlujące w państwach, które nie prowadzą restrykcyjnej polityki klimatycznej. Kolejnym adresatem CBAM są towary, których produkcja przyczynia się do dużej emisji dwutlenku węgla. Jak wyjaśniają przedstawiciele unijnej legislatury, opłata ma wyrównywać koszty emisji ponoszone przez producentów w różnych regionach świata.
Na ten moment wiadomo, że wysokość daniny miałaby zależeć od stopnia emisyjności produkcji danego towaru i różnicy pomiędzy ceną uprawnienia do emisji w UE a ewentualnym kosztem emisji ponoszonym w kraju eksportera.
W tym miejscu podnoszą się głosy, iż szczególnie europejski przemysł może ucierpieć na nadchodzących zmianach podatkowych. Głównym zarzutem w stronę CBAM jest potencjalny scenariusz, w którym producenci towarów wysokoemisyjnych „przeprowadzą się” do państw o mniej restrykcyjnej polityce klimatycznej. W praktyce takich krajów na świecie jest coraz mniej, a to kolejny sygnał dla europejskiego biznesu, że kwestie zmian klimatycznych coraz wyraźniej wpływają na filozofię funkcjonowania przedsiębiorstw.
W ogonie starań o neutralność klimatyczną znalazła się Rosja, Arabia Saudyjska oraz Turcja, choć w tych regionach odstraszają starcia z fiskusem oraz niestabilna sytuacja wewnętrzna.
Jeśli jednak te argumenty nie przemawiają do potencjalnych „uciekinierów” nad rozwiązaniem pracują już europarlamentarzyści.
Według eurodeputowanych, aby uniknąć sytuacji, w której koncerny przeniosą swoją produkcję poza Wspólnotę, CBAM musi być częścią szerszej strategii przemysłowej Unii. Tym samym, dodatkowa opłata powinna obejmować cały import towarów objętych europejskim systemem handlu emisjami (EU ETS). Głos ze Strasburga rozbrzmiał dokładnie w środę, 10 marca, kiedy Parlament Europejski przyjął rezolucję w sprawie granicznego podatku od emisji CO2.
Za projektem podatku zagłosowało 444 europarlamentarzystów, 70 było przeciw, a 181 wstrzymało się od głosu. CBAM poparli również deputowani z Polski (niezależnie od przynależności do danej frakcji w PE). Jeśli efekty prac brukselskich urzędników będą trzymać się harmonogramu, w 2023 r. podatek oficjalnie wejdzie do unijnej legislatury. W gmachu Parlamentu pojawiły się nie tylko wyniki głosowania, ale i szczegółowe wskaźniki, z którymi obecnie mierzy się Unia w kwestii klimatu - a te nie należą do najbardziej optymistycznych.
Tylko na przykładzie transportu węgla z australijskiego Newcastle do portów w Amsterdamie, Rotterdamie i Antwerpii (tzw. trasa ARA) wykazano, że roczna emisja dwutlenku węgla do atmosfery wyniosła 4,2 mld kg, a więc 4,2 tony. Mówimy tu o przewozie 17 mln t węgla kokosowego, czyli na tonę przypada około 250 kg uwalnianego CO2. Czy te wskaźniki przyspieszą prace nad projektem?
Całkiem możliwe, ponieważ wzmożony ruch za Atlantykiem w stronę źródeł odnawialnych i coraz większa dominacja Chin w segmencie fotowoltaiki wymusza na Unii intensyfikację starań o wsparcie lokalnego rynku OZE - a ten sporo zyska w świetle potencjalnych zmian podatkowych, ponieważ szacowany zastrzyk środków z CBAM to od 5 do 14 mld euro