Przewoźnicy rezygnują z Wielkiej Brytanii

Po poważnych perturbacjach sytuacja na granicy Wysp z UE w zasadzie wróciła do normy. Mimo to spada liczba chętnych do wożenia tam towarów - wskazuje weekendowe wydanie "Pulsu Biznesu".

Dziennik zwraca uwagę, że najbardziej widoczną konsekwencją brexitu dla branży TSL (transport-spedycja-logistyka) jest przywrócenie kontroli granicznych w przewozie dóbr między krajami wspólnoty i Wielką Brytanią. W rezultacie pod koniec 2020 r. kierowcy utknęli w kilometrowych kolejkach.

"Na szczęście sytuacja wraca już do normy" - pisze gazeta.

Według dziennika w najlepszej sytuacji są ci, którzy odpowiednio wcześnie podpisali umowy z agencjami celnymi i poświęcili czas na dogłębną interpretację nowego prawa. "To głównie firmy, które od dawna specjalizowały się w transporcie do Wielkiej Brytanii, lub przyzwyczajeni do zmian globalni gracze" - wskazuje "PB".

Jak zaznacza gazeta, wyjście Wielkiej Brytanii z UE, mimo podpisania porozumień i umów o współpracy, wymusiło kompletną reorganizację procedur i wymagań prawnych w kwestii przewozów. To z kolei spowodowało wyraźny spadek liczby przewoźników gotowych realizować przewozy na Wyspy.

Dziennik zauważa, że brak orientacji w wymaganych dokumentach i procedurach oraz ograniczona dostępność agencji celnych to problem nie tylko kontynentalnych firm transportowych. "Brexit stanowi wyzwanie także dla brytyjskich zleceniodawców, którzy nie znając obowiązujących wymagań, próbują zrzucić formalności na przewoźników lub spedycję. Koło się zamyka" - podkreśla "Puls Biznesu".

W efekcie często kierowcy wracają do Unii „na pusto”, ponieważ nie chcą brać na siebie odpowiedzialności za dokumenty - dodaje dziennik. "Zleceniodawcy co prawda podnoszą stawki, ale mimo tego część przewoźników po prostu rezygnuje z obsługi tego kierunku" - podkreśla gazeta.

Źródło

Skomentuj artykuł: