- Przyjęcie tej dyrektywy oznacza ogromne obciążenia dla naszej gospodarki i miliardy złotych, które będą musieli zapłacić obywatele w postaci wyższych cen za energię elektryczną czy ciepło - mówi wicepremier Jacek Sasin podczas konferencji Impact'23 w Poznaniu.
Dyrektywa Fit for 55 przewiduje przyśpieszenie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych Unii Europejskiej o co najmniej 55 proc. do 2030 roku (w porównaniu z rokiem 1990) i osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Unijne regulacje oznaczają zubożenie Polaków i zahamowanie rozwoju Polski. To nowe podatki od przemysłu, samochodów, budynków, drogie podróże samolotem. To podwyżki cen benzyny, ogrzewania i prądu.
- Nie negujemy transformacji energetycznej, ale musimy iść w swoim tempie, a kluczowe jest dla nas bezpieczeństwo energetyczne. Nasze argumenty muszą być uwzględnione – uzasadnia wicepremier Jacek Sasin.
Główne regulacje dotyczą m.in. reformy unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS), nowego granicznego podatku węglowego (CBAM), a także utworzenia Społecznego Funduszu Klimatycznego (SCF). Unijny pakiet wprowadza także zakaz rejestracji samochodów spalinowych od 2035 r. Od 2026 r. za używanie swoich aut osobowych Polacy mieliby zapłacić nowy unijny podatek. Polityka klimatyczna ma też objąć rolnictwo i leśnictwo. Jak podkreślił wicepremier proponowane zmiany radykalnie obniżą konkurencyjność polskiej gospodarki i nie mogą zostać przyjęte przez nas bez zastrzeżeń.
Eksperci z Banku Pekao SA. szacują, że całkowite koszty związane z pakietem wyniosą dla Polski 527,5 mld euro, natomiast wdrożenie unijnych dyrektyw Fit for 55 może kosztować czteroosobową rodzinę w Polsce do 2030 r. dodatkowe ćwierć miliona zł (ok. 64 tys. zł osobę).
- Obrońcy tych rozwiązań mówią, że to również zyski. Nie mówią już o tym, że powstająca luka to 1,2 bln zł. Trudno sobie wyobrazić, byśmy byli w stanie to udźwignąć – mówi wicepremier Jacek Sasin.
Jak podkreśla wicepremier Polska na tle Europy jest krajem o modelu energetyki opartym o węgiel. 70 proc. energii w Polsce jest produkowana z tego surowca. Aby to się mogło zmienić potrzeba ogromnych inwestycji, które wymagają czasu i wielkich pieniędzy.
- Oczekiwaliśmy od partnerów z Unii Europejskiej, że przyjdzie refleksja, że transformacja energetyczna tak, ale z uwzględnieniem specyfiki naszego kraju – podkreśla wicepremier Jacek Sasin.
Polska od początku prac nad pakietem „Fit for 55” stanowczo mu się sprzeciwia. Nowym elementem, którego zdecydowanie nie popiera jest włączenie do systemu EU ETS budynków i transportu drogowego. Paliwa używane w tych sektorach będą obłożone dodatkową opłatą, co oznacza, że im więcej emisji z danego paliwa, tym opłata będzie wyższa. Będzie się to przekładało na wzrost kosztów ogrzewania i korzystania z transportu, zarówno w Polsce, jak i w innych państwach UE.
Tymczasem polska energetyka stoi przed ogromnymi wyzwaniami. Z jednej strony rośnie zapotrzebowanie na energię, z drugiej transformacja energetyczna i unijna polityka klimatyczna zmuszają nas do pozyskiwania nowych źródeł. Polska potrzebuje energii, która zabezpieczy nie tylko codzienne potrzeby społeczeństwa, ale też wzmocni konkurencyjność naszej gospodarki. Transformacja energetyczna Polski zakłada rozwój energetyki atomowej.
„Polityka energetyczna Polski do roku 2040” – przewiduje, że do 2040 r. będziemy mieć trzy wielkoskalowe elektrownie jądrowe. Pierwsza, rządowa, powstanie w oparciu o amerykańską technologię na Pomorzu, a lokalizacja drugiej zostanie wyznaczona wkrótce. Trzecia elektrownia jądrowa, realizowana jako projekt biznesowy przez PGE i ZE PAK we współpracy z Koreańczykami będzie uzupełnieniem projektu rządowego.
Równolegle największe polskie spółki, jak np. Orlen czy KGHM, planują inwestycje w tzw. SMR-y, czyli technologię małych reaktorów jądrowych, które dopełnią program rządowy. Uaktualniona PEP2040 przewiduje, że w 2040 r. ok. 73 proc. energii elektrycznej w Polsce będzie pochodzić z atomu oraz OZE.