Sklepy, z których korzystają setki milionów klientów, mogą przestać istnieć

Od kilku miesięcy media na całym świecie informują o firmach, które wpadły w poważne tarapaty z powodu kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa. Doniesienia dotyczą przede wszystkim rynku amerykańskiego i tamtejszych potentatów handlu detalicznego. Sklepy, z których usług korzystają setki milionów klientów, mogą przestać istnieć. Ci, którzy utrzymali się na powierzchni, zrozumieli, że trzeba na poważnie wziąć się za rozwój w e-commerce.

Niedawno okazało się, że Polskę opuści francuska sieć odzieżowa Camaieu. Firma zdecydowała się na taki ruch z powodu spadku sprzedaży spowodowanego pandemią. Pracę z tego powodu straci ponad 140 osób. W tym samym czasie z rynku brytyjskiego docierają doniesienia o wielkich problemach marki Hotter Shoes, działającej od przeszło 60 lat. A za naszą zachodnią granicą sieć domów towarowych Karstadt Kaufhof ma zamknąć kilkadziesiąt placówek i zwolnić kilka tysięcy osób, o czym informuje m.in. Agencja Reutera. Z pewnością nie jest to koniec kiepskich wiadomości z europejskiego sektora handlu.

Amerykańscy detaliści w potrzasku

Znacznie gorzej sprawa wygląda jednak za oceanem. Serwis CNBC podawał niedawno, że według prognoz Coresight Research, amerykańscy detaliści w tym roku mogą zamknąć 25 tys. sklepów, z czego nawet 60 proc. ulokowanych jest w galeriach handlowych. Dla ukazania skali problemu warto dodać, że według CNBC w roku 2019 w USA zamknięto 9300 sklepów. I był to niechlubny rekord. Z bankructwem zmagają się m.in. J.Crew, True Religion, Victoria’s Secret, Tailored Brands, Francesca's czy Brooks Brothers. O rekordowej stracie kwartalnej sięgającej blisko miliarda dolarów poinformował także Gap. A to jedynie przykłady z segmentu odzieżowego.

Lista jest znacznie dłuższa, znaleźć można na niej przedstawicieli różnych branż. W tarapatach są GNC, Pier 1 Imports, Gold's Gym, Hertz czy Sur La Table. Tymczasem media publikują kolejne zestawienia firm, które należy obserwować, bo ich kondycja finansowa wydaje się nieciekawa. Część z nich zapewne zniknie z rynku, inne zostaną przejęte, pozostałe muszą opracować plan restrukturyzacji, który pozwoli uratować biznes. Nierzadko będzie się to jednak wiązać z koniecznością likwidacji nawet setek sklepów i zwolnieniem tysięcy pracowników.
 

- Pandemia o takiej skali to w naszych czasach zjawisko bez precedensu. Jej prawdziwy wpływ na handel i pozostałe segmenty gospodarki poznamy pewnie dopiero za kilka lat. (...) Nie można jednak powiedzieć, że obecna fala bankructw to wyłącznie efekt zamknięcia sklepów na kilka tygodni. Część firm od dawna zmagała się z problemami, a lockdown po prostu przyspieszył pewne procesy, był swoistym katalizatorem. Niektóre podmioty w jakimś stopniu same przyczyniły się do kryzysu, ponieważ lekceważyły nowe rozwiązania, rynek e-commerce, potrzebę ewolucji 

mówi Sascha Stockem, CEO Nethansy, która wprowadza polskie i niemieckie firmy na Amazona, gdzie kompleksowo zarządza ich obecnością i sprzedażą.

Spóźniony zapłon 

Trudno nie przyznać mu racji, gdy spojrzy się np. na prognozy firmy eMarketer. Wynika z nich, że chociaż w tym roku sprzedaż detaliczna w USA spadnie o 10 proc., to segment e-commerce urośnie o 18 proc. Nie jest to jednak wyłącznie specyfika handlu w USA. Niedawno nasz minister finansów, Tadeusz Kościński, przywoływał dane Głównego Urzędu Statystycznego i wskazywał, że w kwietniu 2020 roku sprzedaż detaliczna spadła w naszym kraju o ponad 22 proc., ale sprzedaż w internecie wzrosła o 28 proc. Jednocześnie minister zakomunikował, że wartość polskiego handlu internetowego może w tym roku przekroczyć 100 mld zł. Dla porównania w ubiegłym roku było to 50 mld zł.

Z badania przeprowadzonego przez agencję Catchers za pośrednictwem panelu badawczego Ariadna wynika z kolei, że co trzeci Polak podczas pandemii częściej korzysta z handlu internetowego, a 6 proc. respondentów zadeklarowało, że zakupy online zaczęło robić w związku z koronawirusem i ograniczeniami w handlu tradycyjnym. O tym, jakim impulsem dla rozwoju e-commerce w Polsce była pandemia, najlepiej świadczą poczynania sieci sklepów z żywnością.

Kaufland, Żabka, Polomarket i Stokrotka zaczęły testować i wdrażać rozwiązanie click&collect, w którym klienci mogą zdalnie rezerwować produkty i odbierać je w wybranym sklepie. Biedronka nawiązała z kolei współpracę z operatorem aplikacji Glovo i umożliwiła zamawianie zakupów do domu. Partnerem Auchana został natomiast Inpost, który będzie tworzył sieć lodówkomatów.

Poproszony o komentarz szef Nethansy nie pozostawia wątpliwości.

– Gdyby nie pandemia, te działania nie miałyby miejsca albo byłyby notorycznie odkładane na później. Do niedawna handel online żywnością w Polsce rozwijał się powoli, dużym sieciom niespecjalnie zależało na jego ekspansji. Nowa sytuacja wymaga radykalnych działań. Ich efekty z nami zostaną – zapewnia Stockem i dodaje, że wielu klientów przekonało się, że zakupy w sieci są wygodne i nie należy się ich bać. – Będą korzystać z tych nowinek nawet wtedy, gdy sytuacja się unormuje, a koronawirus przestanie być problemem. Kto raz zasmakował w e-commerce, nie będzie chciał z tego rezygnować. A przewagę nad konkurencją zdobędą ci, którzy w porę to zrozumieją.

Odważne kroki gigantów

Co ciekawe, pokaźna część detalistów zdawała sobie sprawę ze znaczenia e-commerce jeszcze przed wybuchem pandemii. Z badania przeprowadzonego na początku roku przez Retail Week wynika, że 40 proc. podmiotów z tej grupy planowało w 2020 roku inwestycje w handel w sieci. To właśnie rozwój technologiczny miał stanowić oś zmian dostosowujących ich biznes do nowych warunków. Ciekawym przykładem takiej metamorfozy jest hiszpański holding odzieżowy Inditex, do którego należą m.in. marki Zara, Pull&Bear, Bershka czy Stradivarius. Iberyjski gigant zamierza zamknąć 1200 sklepów, o czym informował m.in. Guardian.

Jednocześnie firma zainwestuje 3 mld dolarów w cyfrową transformację. Plan ten ma być realizowany w latach 2020-2022 i przewiduje ekspansję na rynku e-commerce oraz rozwój platformy IT scalającej różne sfery biznesu, na który składa się dzisiaj około 7,4 tys. sklepów. Inditex chce, by w roku 2022 e-commerce odpowiadał za jedną czwartą jego wyników. W ubiegłym roku było to 14 proc.

Podobną ścieżką może pójść np. Adidas. Serwis Business Insider prezentując wyniki niemieckiej firmy z początku roku, wskazał, że zamierza ona postawić na dynamiczny rozwój sprzedaży w internecie. Podczas rozmowy w akcjonariuszami korporacji na ten element wskazał CEO Adidasa, Kasper Rorsted. Wydaje się to kluczową decyzją w sytuacji, gdy zyski w pierwszym kwartale spadają o 97 proc. w porównaniu z analogicznym okresem w roku poprzedzającym, za co w głównej mierze odpowiada zamknięcie sklepów stacjonarnych na całym świecie.

Ambitne plany na tym polu ma również Carrefour. Niedawno firma informowała, że zamierza udostępnić francuskim klientom nowe rozwiązanie zakupowe: Asystenta Google. Dzięki temu konsumenci mogą dyktować narzędziu Google listę zakupów, a ta zostanie przekształcona w koszyk zakupowy w sklepie Carrefour. Te działania nie są podejmowane pod wpływem chwili i obecnej sytuacji – największa europejska sieć supermarketów już na początku 2018 roku informowała, że do roku 2022 zamierza przeznaczyć 2,8 mld euro na rozwój e-commerce. Nie jest tajemnicą, że firma chce w ten sposób odpowiedzieć na presję m.in. ze strony Amazona.

Znak czasów 

Niewątpliwie ciekawym przykładem zmian, do jakich doprowadziła pandemia koronawirusa jest pojawienie się w e-handlu kilku marek luksusowych zegarków. Do niedawna producenci tzw. „szwajcarów” wzbraniali się przed sprzedażą online, tłumacząc, że ich nabycie musi być wyjątkowym doznaniem i wykracza to poza zwykłą transakcję kupna-sprzedaży. Jednak zamknięcie sklepów stacjonarnych oraz zawieszenie ruchu turystycznego, od którego w znacznym stopniu uzależniona jest ta branża, skłoniły niektórych graczy do rewizji strategii.

Na e-handel zdecydowały się m.in. Hublot, Zenith czy Ulysse Nardin. Oczywiście nie oznacza to, że zmiany wprowadzili wszyscy producenci – Rolex czy Patek Philippe wydają się być niewzruszeni efektami lockdownu i nie zamierzają oferować swoich czasomierzy online. Jednak w ich przypadku największą barierą zakupową dla klientów prawdopodobnie nie jest zamknięty butik czy brak e-sklepu…
 

– Zwrócenie się w kierunku e-commerce nie jest oczywiście odpowiedzią na wszystkie problemy firmy. Warto pamiętać, że pandemia koronawirusa uderzyła poważnie w łańcuchy dostaw i w niektórych przypadkach przerwała je na pewien czas. Część sklepów internetowych nie tylko nie skorzystała na boomie e-handlu, ale wpadła wręcz w tarapaty. To pokazuje, że nie ma idealnych rozwiązań. Warto jednak dywersyfikować biznes, szukać nowych rozwiązań i ścieżek rozwoju. Z pewnością ułatwi to prowadzenie firmy i uczyni ją mniej podatną na tak nieoczekiwane sytuacje

wyjaśnia Stockem.
Źródło

Skomentuj artykuł: