Często nazywany jest „glejtem”, bo osoba ścigana (np. Europejskim Nakazem Aresztowania) dostaje gwarancję: jeśli dobrowolnie wróci do kraju i będzie współpracować z wymiarem sprawiedliwości, nie trafi – przed prawomocnym wyrokiem – za kratki. Wprawdzie wniosków o list żelazny nie brakuje, to w ostatnich latach wydawany jest wyjątkowo rzadko. Powód prozaiczny. Zanim sąd podejmie decyzję o przyznaniu swoistej ochrony, to policjanci wcześniej namierzają i zatrzymują poszukiwanego.
Mecenas Luka Szaranowicz, obrońca Michała K., złożył wniosek o wydanie listu żelaznego dla byłego szefa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Późnej sytuacja się zmieniła, bo za K. wydano Europejski Nakaz Aresztowania, został zatrzymany w Londynie i w brytyjskim areszcie będzie czekał na rozprawę ekstradycyjną, ale wniosek adwokata jest aktualny. Sąd Okręgowy w Warszawie wyznaczył nawet - na 1 października - termin posiedzenia, na którym zajmie się kwestią listu żelaznego.
Ta informacja sprowokowała dyskusję, czym jest list żelazny i jakie niesie ze sobą konsekwencje. Choć w polskim prawie istnieje od dziesięcioleci i był czas, że dość często po niego sięgano, ale od dłuższego czasu sądy wyjątkowo rzadko się nim zajmują.
Powód jest dość prozaiczny. Dawniej - w latach ’90, czy na początku tego stulecia - procedura ściągnięcia do Polski osoby poszukiwanej listem gończym i zatrzymanej poza granicami kraju, była dość skomplikowana, a przede wszystkim czasochłonna. Obecnie, gdy policje niemalże z całego świata ze sobą współpracują, a na Starym Kontynencie funkcjonuje Europejski Nakaz Aresztowania, wygląda to zgoła inaczej.
W Encyklopedii Prawa opracowanej przez infor.pl w klarowny sposób wyjaśniono istotę tej instytucji:
To specjalny dokument, przyrzekający oskarżonemu pozostawanie na wolności do czasu prawomocnego zakończenia procedury karnej. W zamian za list żelazny oskarżony zobowiązuje się odpowiadać w procesie z tzw. „wolnej stopy”.
„List żelazny wydaje się przeważnie w sytuacjach, w których nie ma możliwości przymusowego doprowadzenia oskarżonego przed oblicze sądu. Przeważnie chodzi o przypadki, w których oskarżony pozostaje poza granicami kraju w nieznanym miejscu lub też brak jest możliwości ściągnięcia go na terytorium jurysdykcji polskich sądów (np. wobec niemożności ekstradycji)”
– czytamy na infor.pl
W Kodeksie Postępowania Karnego temu zagadnieniu poświęcony został cały rozdział, a kluczowy art. 281 kpk § 1 mówi o przesłankach wydania listu żelaznego:
„Jeżeli oskarżony przebywający za granicą złoży oświadczenie, że stawi się do sądu lub do prokuratora w oznaczonym terminie pod warunkiem odpowiadania z wolnej stopy, właściwy miejscowo sąd okręgowy może wydać oskarżonemu list żelazny”.
Taka sytuacja nie dotyczy wyłącznie oskarżonego. Podkreślono (§ 2), że w postępowaniu przygotowawczym list żelazny może być wydany na wniosek prokuratora albo przy braku jego sprzeciwu.
„Wydając list żelazny, sąd uchyla tymczasowe aresztowanie. Postanowienie o uchyleniu tymczasowego aresztowania staje się wykonalne z dniem uprawomocnienia się postanowienia o wydaniu listu żelaznego” – zaznaczono w Kodeksie postępowania karnego.
Natomiast z art. 282 kpk dowiadujemy się o obowiązkach osoby, która została objęta gwarancjami listu żelaznego:
1) będzie się stawiał w oznaczonym terminie na wezwanie sądu, a w postępowaniu przygotowawczym - także na wezwanie prokuratora;
2) nie będzie się wydalał bez pozwolenia sądu z obranego miejsca pobytu w kraju;
3) nie będzie nakłaniał do fałszywych zeznań lub wyjaśnień albo w inny bezprawny sposób starał się utrudniać postępowanie karne.
Wydanie listu żelaznego może być również dodatkowo uzależnione od złożenia poręczenia majątkowego.
Jak wspomnieliśmy, w latach 90-tych sięgano po list żelazny znacznie częściej niż obecnie, a przynajmniej nie brakowało wniosków o jego przyznanie.
Oczywiście, najsłynniejszy przypadek wiąże się z bokserem Andrzejem Gołotą, który był poszukiwany za udział w pobiciu, ale wyjechał z kraju i na stałe przebywał w Stanach Zjednoczonych. Doszło do kuriozalnej sytuacji, że Gołota reprezentował Polskę na arenie międzynarodowej, choć równocześnie był ścigany listem gończym przez prokuraturę. W końcu bokser otrzymał list żelazny, przyleciał do kraju bez obawy, że zostanie zatrzymany i tymczasowo aresztowany, a przed sądem we Włocławku zapadł wyrok.
W ostatniej dekadzie najczęściej powtarzał się scenariusz: zatrzymanie poszukiwanego zanim sąd rozpoznał wniosek o list żelazny. Tak było chociażby w przypadku Grzegorza Ł., uważanego za pomysłodawcę skoku stulecia, gdy bandyci ukradli 7 milionów złotych. Grzegorz Ł. ukrywał się na Ukrainie i tam wpadł. Z kolei Magdalena K., podejrzana o kierowanie gangiem w Krakowie i za to ścigana listem gończym i Europejskim Nakazem Aresztowania, próbowała schronić się na Słowacji. Ona aż dwa razy wnioskowała o przyznanie listu żelaznego, ale w końcu poddana została ekstradycji i trafiła do aresztu.
Natomiast Sebastian M., kierowca bmw, doprowadził do tragicznego wypadku, w którym zginęła trzyosobowa rodzina. Mężczyzna natychmiast wyjechał z Polski, a jego adwokat wkrótce złożył wniosek o wydanie listu żelaznego. Okazało się podejrzany przebywa w Zjednoczonych Emiratów Arabskich, tamtejsza policja go zatrzymała i wydawało się, że temat jest nieaktualny. Ale on opuścił areszt i nadal przebywa w ZEA.