W Polsce brakuje i rąk do pracy i robotów

Roboty pojawiają się na masową skalę w coraz większej liczbie hal fabrycznych i linii montażowych. Roboty są szybsze, bardziej wydajne i nie potrzebują przerw, a to jest kluczowe, gdyż firmy mają trudności z zatrudnieniem wystarczającej liczby osób do realizacji rosnących zamówień. Los pracowników jest zagrożony? W Polsce jeszcze nie. Bardziej zasadne jest pytanie, czy niedostatecznie wykorzystywanie nowoczesnych technologii w polskich przedsiębiorstwach nie sprawi, że przestaną być konkurencyjne.

Według Association for Advancing Automation, amerykańskiej grupy handlowej zajmującej się automatyzacją i cyfryzacją gospodarki, zamówienia na roboty, które potrzebne są w miejscu pracy wzrosły w pierwszym kwartale 2022 roku o rekordowe 40%, a wydatki na nie wyniosą ok. 1,6 miliarda dolarów.

Wydajność pracy? Roboty biją nas na głowę

Powodów, dla których szefowie firm coraz łaskawiej spoglądają na roboty jest wiele – coraz mniej ludzi gotowych na fizyczną pracą w przemyśle, rosnące płacowe wymagania, a tym samym walka niemal na finansowe wyniszczenie o pracownika, ale też reperkusje związane z COVID-19 i próba zapobiegania na przyszłość sytuacji, w których firma ma przestoje, bo cześć pracowników jest na przymusowej kwarantannie.

Przykład? Amerykańska firma Delphon, zajmująca się m.in. produkcją sprzętu medycznego, straciła 40% dni produkcji w styczniu, kiedy koronawirus rozprzestrzenił się wśród pracowników. Zakłócenie przyspieszyło zakup przez firmę trzech dodatkowych robotów na początku tego roku.

– Robotyzacja przyspiesza tam, gdzie jest niezbędna i… zbawienna, czyli głównie w sektorze przemysłowym. Rozwinięte, a nawet rozwijające się gospodarki krajowe cierpią na brak rąk do pracy. Potencjalni kandydaci mają coraz wyższe wykształcenie i coraz mniej ochoty na żmudną i wymagającą fizycznie pracę w przemyśle. Drugą kwestią jest wzrost wydajności i efektywności. Roboty w fabrykach po prostu pracują szybciej – mówi Radosław Pawlak, Senior Business Analyst w Symetrii, trener UXUPGRADE, specjalizujący się w szkoleniach dotyczących analityki.

Kolejny przykład z USA. Klienci Athena Manufacturing LP, firmy produkującej i obrabiającej sprzęt metalowy stosowany w przemyśle półprzewodnikowym, energetycznym i lotniczym, znacząco zwiększyli swoje zamówienia. Jednak producent miał trudności ze znalezieniem wystarczającej liczby pracowników na drugą zmianę w dni powszednie i w weekendy. Athena zdecydowała się kupić siedem robotów w ciągu ostatnich 18 miesięcy i efekt jest widoczny gołym okiem. Szlifowanie spawów zajmowało pracownikowi około trzech godzin, a robot jest teraz w stanie zrobić to w 30 minut. I nie potrzebuje przerw, które są zrozumiałe podczas pracy ludzi, gdyż praca z narzędziem szlifierskim wymaga używania dużej siły.

Ludzie nadal mają przewagę

Robota należy jednak wcześniej stworzyć, a w tym przypadku trwało to dość długo, bo potrzebnych było około czterech lat na badania i samą produkcję. Późniejsza konfiguracja sprzętu już nie jest zbyt czasochłonna, bo gotowe roboty można dostarczyć i zainstalować w kilka tygodni, a zaprogramować działanie poprzez aplikację na telefon.

– To jest zarazem odpowiedź na ludzki strach przed tym, że maszyny od razu nas zastąpią. Nie, najpierw musi ktoś stworzyć robota, później kontrolować jego działanie, a następnie unowocześniać. Roboty czy inne narzędzia oparte o nowoczesne technologie muszą działać intuicyjnie, stąd konieczność przeprowadzenia całego procesu badania doświadczeń użytkownika, aby finalnie oddać produkt, który nie tylko będzie wykonywał swoje zadanie, ale też, żeby był jak najprostszy w obsłudze. To wszystko najpierw muszą zrobić ludzie, bo to my możemy wyciągać wnioski z badań i sprawdzać jak przekładają się one w dalszych krokach na użytkowanie produktów – zaznacza Radosław Pawlak z Symetrii UX.

Polska robotami nie stoi. To błąd?

Choć tzw. gęstość robotyzacji w przemyśle w Polsce stale rośnie, to ogólny poziom nadal utrzymuje się na dość niskim poziomie 52 robotów na 10 000 pracowników (Słowacja – 175, Czechy – 162, Węgry – 120, Rumunia – 28). Łączna liczba robotów przemysłowych pracujących w kraju sięgnęła ponad 17 tys. sztuk. Jednak w 2020 roku zainstalowano ich aż o 19% (łącznie 2 147 sztuk) – tak wynika z najnowszego raportu opublikowanego w styczniu przez Międzynarodową Federację Robotyki (IFR).

– Pracownicy nie mają się czego bać? Nie jest to zero-jedynkowa sytuacja, bo z jednej strony praca w sektorze przemysłowym jest dostępna, ale brak rozwoju w nowoczesne technologie mogą sprawić, że polskie firmy szybko przestaną być konkurencyjne, więc stracą szanse na ciekawe i długofalowe zamówienia – zaznacza Radosław Pawlak z Symetrii UX.

Nie tylko w przemyśle roboty zastępują człowieka. W branży handlowej widzimy, że coraz częściej samoobsługowe kasy stanowią o sile sklepu. Furorę zyskują choćby bezobsługowe sklepy Żabki, ale też kasy samoobsługowe w popularnych sieciach dyskontowych.

Pytanie jednak, czy rzeczywiście zastępują ludzi, a może tylko wypełniają wakaty na które i tak nie byłoby chętnych. Według najnowszego badania Głównego Urzędu Statystycznego, na koniec IV kwartału 2021 r. w Polsce odnotowano 137,4 tys. wolnych miejsc pracy i było to więcej o 62,8 proc. niż w analogicznym okresie 2020 roku. Jak zaznaczają autorzy badania, sytuację na polskim rynku pracy należy skorygować w wyniku inwazji Rosji w Ukrainie i wynikającego z niej napływu uchodźców.

Eksperci Personal Service, jednej z największych w Polsce firm HR, którzy badali polski rynek pracy, uważają, że mimo powolnego tempa pracodawcy mają świadomość, iż automatyzacja zmieni strukturę zatrudnienia. Dlatego 65 proc. firm planuje przekwalifikować pracowników, którym robot zabierze pracę. Co więcej, według nich aż 20 proc. zawodów już wkrótce zniknie, a aż 70 proc. ulegnie przeobrażeniu.

Gdzie szukać wzoru postępowania? Zapewne znowu w USA. Wspomniana już firma Delphon wykorzystuje tzw. coboty, które obracają i przytrzymują urządzenia, podczas gdy pracownik obsługuje drukarkę, która nakłada atrament na urządzenie, na którym powinny pojawić się napisy. Dwa coboty zredukowały trzyosobową ekipę drukującą do jednego, oszczędzając firmie 16 000 dolarów miesięcznie.

Dwa inne coboty firmy Delphon montują opakowania do wysyłki półprzewodników i innych delikatnych ładunków. Przedsiębiorstwo poprawiło produktywność firmy, w wyniku czego przesyłki wzrosły odpowiednio o około 15% w 2021 i 2020 roku.

Co ważne jednak, firma nie zmniejszyła zatrudnienia, bo jak zapewniają zarządzający nią, zostali przeniesieni – po wcześniejszym przeszkoleniu – na inne odcinki.

– To wyzwanie przed którym stoją firmy i pracownicy. Już dziś wiele organizacji myśli parę lat w przód i stara się dostosowywać nie tylko produkcję do nowych możliwości technologicznych, ale też inwestuje w obecnych pracowników, aby byli gotowi na nowe zadania. Rynek pracy nie jest bowiem z gumy i ewentualne braki nie zawsze da się uzupełnić ludźmi, którzy dopiero wchodzą w życie zawodowe – podkreśla Radosław Pawlak z Symetrii UX, która organizuje m.in. bootcampy, które mają pomóc w przebranżowieniu się w kierunku UX designera.

Źródło

Skomentuj artykuł: