Restauracje, firmy budowlane i handel coraz dotkliwiej odczuwają problem braku rąk do pracy – pisze „Die Welt”. Według szacunków Instytutu Badań nad Zatrudnieniem (IAB) tylko w sektorze budowlanym nieobsadzonych jest obecnie 250 tysięcy miejsc pracy.
„Sytuacja w branży jest krytyczna” – mówi niemieckiej gazecie „Die Welt” Michael Gilka, dyrektor Federalnego Związku Średnich Przedsiębiorstw Budowlanych (BVMB) w Niemczech. I nie chodzi mu tylko o wzrost cen materiałów budowlanych, zmniejszenie dotacji czy podwyżki stóp procentowych, które od dawna wpłynęły na mniejszą liczbę wydawanych pozwoleń na budowę. „Przedsiębiorca budowlany mówi raczej o braku wykwalifikowanych pracowników” – relacjonuje gazeta.
Branża budowlana potrzebuje przede wszystkim pracowników wykwalifikowanych i specjalistów. Gilka domaga się od rządu nie tylko ułatwień dotyczących imigracji pracowników, ale i zachęt, które uczynią kształcenie zawodowe bardziej atrakcyjnym. Przestrzega, że brak rozwiązań w tej dziedzinie przeszkodzi w osiągnięciu ambitnych celów, jakie postawił przed sobą rząd, dotyczących mobilności, transportu czy transformacji energetycznej. Obiecanych 400 tysięcy nowych mieszkań rocznie po prostu nie będzie miał kto zbudować – ostrzega przedstawiciel branży.
„Eksperci spodziewają się nawet niewypłacalności firm wskutek niedoboru pracowników. I to nie tylko w branży budowlanej” – pisze „Die Welt”. Są już pierwsze firmy, które popadają w kłopoty z tego powodu – mówi gazecie Christoph Niering, syndyk masy upadłościowej i przewodniczący Stowarzyszenia Zawodowego Syndyków i Zarządców Masy Upadłościowej w Niemczech (VID). „Bo bez wystarczającej liczby pracowników nie można realizować zamówień i świadczyć usług” – dodaje.
W ocenie VID ucierpiały prawie wszystkie sektory gospodarki, ale szczególnie branże wymagające licznego personelu.
„Rynek pracy w ostatnich latach przekształcił się w rynek pracownika. Trzeba więc pożegnać się z modelami biznesowymi, które opierają się na swobodnej dostępności wielu tanich pracowników” – mówi Niering. Zmiany demograficzne sprzyjają tej tendencji. Sam Niering zajmuje się już pierwszymi sprawami upadłościowymi, w których brak personelu jest przynajmniej jedną z przyczyn bankructwa.
Firmy z branży gastronomicznej i hotelarskiej dotyka to w pierwszej kolejności – przyznają eksperci. Mocno odczuły skutki pandemii koronawirusa, wzrostu cen energii i problemów z łańcuchami dostaw, a brak personelu może być dla wielu „gwoździem do trumny”. Według Niemieckiego Związku Hotelarzy i Restauratorów (Dehoga) w całym kraju nieobsadzonych pozostaje około 80 tysięcy miejsc pracy w tych sektorach.