Wyrok śmierci na samochody spalinowe pisany w brukselskich gabinetach

Jak wynika z ustaleń Politico, Komisja Europejska ma dyskutować nad zerową emisją wszystkich aut sprzedawanych po 2035 r. Oznacza to wielką zmianę w przemyśle samochodowym, która jednak – w myśl wcześniejszych zabiegów Brukseli – wydaje się nieunikniona. Prawdopodobnie, elektryczna rewolucja w napędach samochodowych znacząco przyspieszy, bo KE planuje wyśrubować normę już w 2030 r.

Komisja Europejska, jak wynika z ustaleń Politico, do 2030 r. chce, by emisja nowych aut została zredukowana o 60 proc., co stanowi istotny wzrost w porównaniu z dotychczasowymi założeniami (redukcji do 2030 r. o 37,5 proc., co i tak przez wiele państw uznane było za wygórowaną normę). Do 2035 r. - redukcja ma wynosić już (w nowych samochodach) 100 proc. To ma być milowy krok w kierunku znaczącej redukcji emisji spalin ze wszystkich poruszających się po drogach aut w 2050 r. Wniosek dotyczący zaostrzenia norm ma być rozpatrywany przez kraje członkowskie Unii Europejskiej oraz Parlament Europejskiej.

Politico przewiduje, że propozycja KE napotka na silny przeciw ze strony lobby branży motoryzacyjnej, jak również państw, których gospodarki na tej gałęzi przemysłu w istotnej mierze bazują. Część dużych firm motoryzacyjnych powoli zmienia swoją linię produkcyjną, jednak wśród najgorzej przygotowanych do zmian potentatów wymienia się wciąż takie marki jak VW, BMW i Daimler.

Ostrzejsze normy wprowadziła już np. Wielka Brytania, gdzie zakaz sprzedaży nowych aut z silnikami benzynowymi lub wysokoprężnymi obowiązywać będzie od 2030 r. Obecnie, jak wskazuje BBC, udział aut elektrycznych w sprzedaży nowych pojazdów na Wyspach wynosi ok. 7 proc.

Cytowani przez Politico przedstawiciele branży motoryzacyjnej wskazują, że na atrakcyjność „elektryków” wpłynąć może istotnie rozwój punktów ładowania. Wizję niemal całkowitej eliminacji tradycyjnych stacji benzynowych snuł niedawno na stronach BBC Justin Rowlatt. Dziennikarz wskazuje, że punkty ładowania będą znacznie bezpieczniejsze niż stacje paliw, szczególnie w gęstej zabudowie.

„Bezpłatne ładowanie stanie się jak darmowe wi-fi. Mały prezent, który zwabi cię do sklepu” - pisze Rowlatt, który wieszczy dość szybki upadek tradycyjnych stacji benzynowych, których na terenie Wielkiej Brytanii jest blisko 8400.

„Ponieważ pojazdy elektryczne zaczną wypierać benzynę i olej napędowy, będzie mniej działalności związanej z tankowaniem. Stacje benzynowe na granicy rentowności będą upadać. To utrudni kierowcom aut z silnikami spalinowymi znalezienie stacji, a pozostali na rynku operatorzy będą mogli podnieść ceny, by utrzymać zysk. (…) Jednocześnie ładowanie samochodu elektrycznego będzie coraz łatwiejsze, a wraz ze wzrostem rynku, pojazdy elektryczne będą coraz tańsze”

przewiduje dziennikarz BBC.

Od propozycji do realizacji założeń Komisji Europejskiej jest jednak dość długa i kręta droga. Mimo dużego nacisku, jaki Bruksela kładzie na ekologiczne normy, musi mierzyć się z silnym lobby motoryzacyjnym. W ostatnich miesiącach przykładem kroku w tył wykonanego przez unijne organy była sprawa normy EURO 7, w istotny sposób mającej redukować emisję spalin wytwarzanych przez auta z napędami benzynowymi lub wysokoprężnymi. Restrykcyjne regulacje, mające stanowić wyrok na silniki spalinowe zostały poddane analizie i nieco złagodzone. Producenci silników wskazywali, że rekomendowane normy są niemożliwe do spełnienia.

Polska jest daleko na drodze do istotnego zwiększenia udziału aut elektrycznych w ruchu. Według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) oraz Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych (PSPA), na koniec maja 2021 było w Polsce zarejestrowanych ponad 25 tys. aut elektrycznych (przy czym ponad połowa to hybrydy plug-in) oraz funkcjonowało niespełna 1500 stacji ładowania.

- W okresie od czerwca 2019 do maja 2020 w Polsce zainstalowano 479 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych, w ciągu kolejnych 12 miesięcy – już tylko 322. Tempo rozbudowy sieci ładowarek wyraźnie spadło. Jednocześnie wzrasta liczba samochodów osobowych z napędem elektrycznym przypadających na jeden ogólnodostępny punkt ładowania. W maju 2019 r. ten współczynnik wynosił 4,4, rok później 5,3, zaś obecnie – już 8,8. W I kwartale 2021 r. liczba ogólnodostępnych punktów w Polsce względem końca 2020 r. wzrosła o zaledwie 5%, podczas gdy w Niemczech – aż o 10%. To przepaść, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że sieć ładowarek ładowania za naszą zachodnią granicą jest nieporównywalnie bardziej rozbudowana – przekroczyła 40 tys. punktów - tłumaczy Maciej Mazur, dyrektor zarządzający PSPA.

Jakub Faryś z PZPM wskazuje zaś, że popyt na auta elektryczne w Polsce zależy od dwóch czynników - jednym z nich jest właśnie infrastruktura ładowania, a drugim - system dopłat.

- Brak deklaracji dotyczących planów wsparcia hamuje nastroje zakupowe zarówno klientów indywidualnych jak też firmowych - mówi Faryś, cytowany w komunikacie PSPA.

Cena samochodów elektrycznych jest główną przeszkodą wpływającą na rezygnację z jego zakupu. Jak wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie PSPA, auto elektryczne chciałoby mieć 60 proc. Polaków, jednak zdecydowanie większy odsetek widoczny jest w grupach zarabiających co najmniej 7000 zł miesięcznie. Zdaniem ekspertów to najlepiej pokazuje, że "elektryk" to towar dla bardziej zamożnych Polaków. Może to w istotnym stopniu negatywnie wpłynąć na osiągnięcie celu niskoemisyjności.

- Polacy podejmując decyzje zakupowe dotyczące pojazdu, najczęściej kierują się ceną, zamiast całkowitymi kosztami posiadania, a to błędne podejście. Ponadto nie wszyscy wiedzą o tym, że nabywcy samochodów zeroemisyjnych mogli w ubiegłym roku uzyskać dopłatę do zakupu, a według zapowiedzi subsydia zostaną ponownie udostępnione w roku bieżącym

mówi Maciej Mazur.

Gdyby jednak cena aut elektrycznych była porównywalna do ceny aut spalinowych, ponad połowa Polaków deklaruje, że wybrałaby te pierwsze. Jak wskazują specjaliści – to dobry sygnał dla branży, a głównym celem – jest walka o spadek cen.

Skomentuj artykuł: