W przemyśle samochodowym praca wre, jednak wyprodukowane auta nie mogą trafić do sprzedaży. Taka sytuacja potrwa jeszcze przynajmniej kilka miesięcy.
„Produkcja na hałdy” - w ten sposób pracownicy branży motoryzacyjnej opisują swój obecny model pracy. Oczywiście to określenie nieoficjalne, bo firmy produkujące auta wolą zachowywać dobrą minę do złej gry.
Jak oceniają niemieccy dziennikarze w rzeczywistości sytuacja w głównych fabrykach takich firm jak Volkswagen czy Dailmer (producent aut Mercedes-Benz) jest dramatyczna.
Wszystko przez kryzys na rynku półprzewodników. Te części, głównie wytwarzane z Azji, do europejskich fabryk albo nie trafiają, albo dochodzą z gigantycznymi opóźnieniami. Tymczasem bez tych elementów żaden nowoczesny pojazd nie jest w stanie opuścić fabryki. Półprzewodniki są bowiem niezbędne do działania komputera pokładowego, do systemów uruchamiających poduszki powietrzne, nie wspominając nawet o nawigacji czy o samochodowym systemie audio.
Dlatego auta osobowe, ale i ciężarówki, trafiają z taśm produkcyjnych prosto „na hałdy”, czyli na firmowe parkingi.
„Wyprodukowane przez nas pojazdy są pilnie potrzebne naszym klientom. I naprawdę chcielibyśmy je dostarczyć, ale musimy czekać, aż przyjadą części”
Dziennikarze niemieckich mediów zauważają, że firmy coraz częściej muszą wynajmować specjalne parkingi, by pomieścić zalegające auta. Kiedy pojazdy trafią do klientów? Tego na razie firmy nie potrafią sprecyzować. Niektórzy producenci ostrzegają nabywców, że niektóre zamówione teraz modele mogą trafić do odbiorców dopiero za kilkanaście miesięcy.
Analitycy nie spodziewają się, że problem braku dostępności półprzewodników szybko się skończy. Eksperci uważają, że sytuacja może się poprawić dopiero w przyszłym roku, choć niektórzy przestrzegają, że kłopoty potrwają znacznie dłużej. Firma konsultingowa Alix Partners szacuje, że problemy z półprzewodnikami mogą kosztować całą branżę nawet 210 mld dol.
Dlaczego brakuje półprzewodników? Pandemia koronawirusa z jednej strony spowodowała załamanie łańcucha dostaw. Przy produkcji takich urządzeń kooperuje bowiem wiele firm. Gdy jednak transport był ograniczany, powstały wielkie opóźnienia. Z drugiej strony, przestawienie się na zdalną pracę i naukę spowodowało wielki popyt na sprzęt elektroniczny - np. komputery, konsole czy tablety. A takie urządzenia też bazują na półprzewodnikach. W efekcie fabryki po prostu nie były już w stanie nadążać nad rosnącym zapotrzebowaniem na te części.