W Pradze przerwano negocjacje w sprawie Turowa. Polscy eksperci zwracają uwagę, że szybkie rozwiązanie sporu nie jest w interesie Czechów. Konflikt jest na rękę biznesmenom czeskim, którzy mają wielkie udziały w kopalniach węgla brunatnego.
Rada Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki NSZZ Solidarność oficjalnie poinformowała o podjęciu decyzji ws. manifestacji, która odbędzie się 22 października w Luksemburgu pod siedzibą Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jest to związane z karami nałożonymi na nasz kraj w związku z wydobyciem węgla brunatnego w kopalni Turów. Zdaniem Solidarności, decyzja TSUE „zagrażająca bezpieczeństwu energetycznemu naszego kraju”. Przypomnijmy, że Czesi złożyli w lutym w Trybunale Sprawiedliwości UE pozew. Sprzeciwili się wówczas rozbudowie turoszowskiej kopalni. Wnieśli także o nakaz wstrzymania wydobycia jako środek tymczasowy. Pozew argumentowali ochroną swoich obywateli. Mimo to w kwietniu br. polski minister klimatu i środowiska przedłużył obowiązującą do 2026 r. koncesję na wydobycie węgla brunatnego ze złoża Turów do 2044 r. Sprawa wokół kopalni zaogniła się w maju, kiedy TSUE nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia. Polska nie zastosowała się do decyzji Trybunału, a Czesi nie wycofali skargi. W czerwcu do skargi przyłączyła się także Komisja Europejska. W poniedziałek, 20 września, została nałożona kara na Polskę - na mocy postanowienia wydanego przez wiceprezes Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Rosario Silvę de Lapuertę. Za każdy dzień działalności turoszowskiej kopalni mamy płacić KE 0,5 mln euro. W opinii polskich polityków i ekspertów, konflikt dotyczy nie tyle ekologii, co polityki i pieniędzy. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro na antenie RMF FM powiedział, że jest to „wojna o energetykę”. – Spór o Turów trzeba widzieć w szerszym kontekście wojny o energetykę, która odbywa się dzisiaj w Europie. Oczywiście to nie jest tak przedstawiane, mówi się w pewnej idei obrony klimatu, ale tak naprawdę to jest wielka operacja Rosji i Niemiec – zaznaczył Ziobro, tłumacząc sytuację wokół Turowa. – Czesi są akolitami Niemiec. Nie wiem, czy pan o tym, wie, że na terenie Niemiec działają wielkie kopalnie węgla brunatnego należące do czeskich oligarchów. To jest system naczyń połączonych. Tak naprawdę rzecz zmierza do tego, aby Polski w większym stopniu była zależna i kupowała, aby ktoś na tym zarabiał. Tak naprawdę jeśli ktoś nie wie, o co chodzi, to tak w głębi widać, że chodzi o pieniądze – tłumaczył. Prokurator Generalny dał też radę premierowi Morawieckiemu, by „grał twardo”. – Nie wolno ustępować, nie wolno być zbyt uległym wobec agendy europejskiej – podkreślał. – Jeśli będziemy ulegać, to będziemy płacić jeszcze więcej. Polska będzie ograna i będziemy ogrywani, Polacy będą krajem ubóstwa energetycznego, będziemy płacić najwięcej za rachunki w Europie – dodawał. Zaznaczył, że Solidarna Polska przed tym przestrzegała, że zgoda na zaostrzenie pakietu klimatyczno-energetycznego pod pięknymi szlachetnymi hasłami ochrony klimatu na świecie będzie prowadzić tego, że od stycznia, a może wcześniej, wielu z państwa będzie płacić 20, 30, a niektórzy nawet 40 procent więcej za prąd i za ciepło. Podobne opinie formułowali wcześnie polscy eksperci. Ekspert rynku OZE z Instytutu Jagiellońskiego Piotr Rudyszyn już wiele miesięcy temu alarmował, że Polska elektrownia nie jest na rękę biznesmenom zza granicy. W rozmowie z portalem tvp.info stweirdził, iż Czesi chcą doprowadzić do scenariusza, w którym co najmniej do 2030 r. będziemy zmuszeni kupować energię. – Najbliższe kopalnie są w Czechach i Niemczech, a tak się składa, że te niemieckie też należą do czeskich właścicieli, oligarchów – zaznaczył. – Decyzją TSUE byłem bardzo zaskoczony, bo nie jest ona adekwatna do tego, co się dzieje. To strzelanie armatą do nie swojego wróbla. Z kolei nie zaskakuje mnie tocząca się rozgrywka czeskich oligarchów, dla których Polska jest jednym z największych konkurentów – dodał Rudyszyn. Ekspert z Instytutu Jagiellońskiego ocenia, że mamy do czynienia z twardą biznesową grą, która od jakiegoś czasu mocno łączona jest z polityką. – Czechy są niewielką oligarchią, w której nikogo nie dziwi, że najbogatszy obywatel jest premierem – zaznacza. Dodaje, że wokół Andreja Babisza „sprytnie uciszono szereg śledztw dotyczących podejrzeń o defraudacje finansowe i wyłudzenia dotacji unijnych”. Wskazuje, że polityk – choć bardziej biznesmen – jest właścicielem ogromnego koncernu rolniczo-spożywczego Agrofert, ma setki tysięcy hektarów ziemi, kontroluje setki mniejszych firm, ma najpoczytniejsze dzienniki „Lidove Noviny” i „Mlada Fronta Dnes”, trzy stacje telewizyjne i jedną radiową. – Nie wyobrażam sobie, żeby Mateusz Morawiecki miał – proporcjonalnie – 500 tys. hektarów ziemi, należały do niego „Rzeczpospolita” i „Dziennik”, a do tego na przykład cała telewizja Polsat i jeszcze jakieś radio oraz by prywatnie miał on konflikt z dużym zagranicznym koncernem: bo mało kto wie, że Babisz walczy o 3 mld zł z polskim Orlenem – zaznacza Piotr Rudyszyn. Uważa, że po decyzji TSUE „czescy oligarchowie zacierają ręce, a najbogatszym z nich jest premier kraju”. Dodaje, że tymczasem również ministrowie w czeskim rządzie to najczęściej „zaufani współpracownicy Babisza i często byli dyrektorzy w jego firmach”. Po decyzji TSUE możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy zakłada, że Warszawa porozumie się z Pragą. Drugi to wejście Polski na ścieżkę prawnego sporu z Unią. Piotr Rudyszyn w tym miejscu wskazuje, że służby już dawno powinny odrobić lekcję i mieć świadomość, „kim jest premier Babisz i kto ma interes w zamknięciu Turowa”. – Moim zdaniem rozmowa premierów jest bezskuteczna. Przy największych zdolnościach negocjacyjnych polski rząd nie jest przecież w stanie dyskutować z oligarchami. To powinno się odbyć na poziomie europejskim – uważa. Zaznacza, że ponieważ chodzi o potężne interesy, za naszą południową granicą od dawna polskim oknom czy materiałom budowlanym tworzy się czarny PR, a na naszej żywności nikt nie zostawia suchej nitki. Rudyszyn przypomina, jak Babisz w niewybredny sposób odmówił w jednej z telewizji zjedzenia w programie polskiej kiełbasy. Kolejna sprawa to coraz mocniejsza obecność Orlenu (Benziny) na czeskim rynku. Zdaniem Rudyszyna problemem nie jest więc środowisko, a pieniądze. Ekspert z Instytutu Jagiellońskiego zapewnia, że PGE słusznie i szybko zareagowała udowadniając, że problemy z wodą w czeskim Uhelnie nie są winą Turowa. – Wioska jest bardzo wysoko i dlatego mają potężne problemy z wodą. Wynika to między innymi z tego, że mają najgorszą gospodarkę wodną i upustynnienie jeszcze większe niż Polska – tłumaczy. Skoro porozumienie z Czechami wydaje się niemożliwe, czekają nas zapewne liczne sprawy w Trybunale. Czy Polska może tam zostać pociągnięta do odpowiedzialności? – Moim zdaniem tylko za to, że nie wykonamy postanowienia TSUE. Natomiast w całym sporze po stronie czeskiej nie znajduję żadnych merytorycznych argumentów – mówi portalowi tvp.info Piotr Rudyszyn.
Kompleks w Turowie to trzeci po Bełchatowie i Koninie producent węgla brunatnego w kraju. Wydobywa co roku prawie 5 mln ton węgla, który jest natychmiast spalany w elektrowni. Elektrownia ma moc 1968 MW, w zeszłym roku wyprodukowała 5,2 TWh prądu, czyli 3 proc. krajowego wytwarzania. Produkcja prądu w Turowie od 2015 r. systematycznie się zmniejsza, ale w 2020 r. spadek nieco wyhamował. Turów zatrudnia bezpośrednio ok. 3,6 tys. ludzi, wg PGE w otoczeniu kompleksu pracuje ok. 15 tys. Gdyby Turów nagle zamknięto, bylibyśmy skazani na zakup energii od sąsiadów. – Zaraz może się okazać, że trzeba będzie podpisać umowę z Czechami do 2030 r., bo będzie zamknięta odkrywka, będziemy potrzebowali energii, a nie będziemy w stanie tego zastąpić. Węgiel jest potrzebny w miksie energetycznym – mówi Rudyszyn o ocenia, że udział tego surowca powinien być coraz mniejszy, ale wciąż jest on w pewnym stopniu niezbędny.