W sektorze usług kosmetycznych, fryzjerskich, gastronomii, handlu detalicznym obserwowaliśmy pewne niedobory w odniesieniu do poziomu zatrudnienia. Ale jednocześnie przybyło przecież 2 mln uchodźców i duża część z nich zapewne znajdzie zatrudnienie w tych branżach. Nie powinno z tym być tam w każdym razie większych problemów - mówi Jakub Bińkowski, członek zarządu i dyrektor departamentu prawa i legislacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w lutym wyniosło 6220,04 zł. Tym samym wzrosło o 11,7 proc. rok do roku (wobec 9,9 proc. prognozowanych przez ekonomistów). Było wiec wyższe od inflacji. Czy taka sytuacja, korzystna dla pracowników utrzyma się dłużej? Czy stanowi istotny impuls do dłuższego utrzymywania się wysokiej inflacji?
Zarobki faktycznie realnie wzrosły powyżej poziomu inflacji i jest to informacja dobra dla pracowników. To oznacza, że mimo wzrostu cen ich realna siła nabywcza rośnie. Natomiast z punktu widzenia ogólnogospodarczego występuje ryzyko wystąpienia spirali cenowo-płacowej.
Wszyscy widzimy rosnące ceny w sklepach, więc masowo uderzamy w pracy do swoich pracodawców po podwyżki. I je dostajemy. Skoro w ten sposób dostajemy więcej pieniędzy, zatrudniająca nas firma ponosi większe koszty, więc musi je sobie odbić w podwyższanych cenach wytwarzanych produktów czy usług. Chociaż faktycznie obserwowana teraz inflacja ma też inne zasadnicze źródła - stanowi konsekwencję wtłoczenia do gospodarki miliardów w ramach kolejnych Tarcz antycovidowych, a także zaburzeń po stronie podażowej: zerwania łańcuchów dostaw, które wystąpiły w związku z zawirowaniami gospodarczymi, okołopandemicznymi.
Czy podwyższona inflacja utrzyma się na dłużej?
Myślę, że będzie się różniła w zależności od sektora, bo pamiętajmy o tym, że wynagrodzenia najbardziej dynamicznie rosną w sektorach, w których najbardziej brakuje pracowników. A więc tych, w których pracodawcy najbardziej konkurują o pracowników. Naturalnym efektem tej konkurencji jest oferowanie wyższych wynagrodzeń. Obecnie napłynęło bardzo wielu uchodźców wojennych z Ukrainy wskutek agresji Rosji. Przy czym są to przeważnie kobiety z dziećmi. A jednocześnie wystąpił przepływ odwrotny: z Polski wyjechało stosunkowo dużo mężczyzn osób narodowości ukraińskiej. Zobaczymy jak na to zjawisko zareaguje rynek pracy. Istnieją bowiem sektory, które utrzymywały ciągłość działania w trakcie pandemii przede wszystkim dzięki pracownikom z Ukrainy. Przynajmniej po części chodzi i te sektory, w których kobiety raczej rzadko znajdują zatrudnienie, np. w budownictwie, w którym w ostatnich tygodniach mogło ubyć nawet 100 tys. pracowników - Ukraińców, którzy wyjechali do ojczyzny bronić jej przed najazdem Rosji. Zatem w takich sektorach zatrudnionych ubywa i będzie ubywało. Wobec tego siłą rzeczy wynagrodzenia będą w nich rosły.
Jednak nie dotyczy to przecież wszystkich sektorów.
Np. w sektorze usług kosmetycznych, fryzjerskich, gastronomii, handlu detalicznym obserwowaliśmy pewne niedobory w odniesieniu do poziomu zatrudnienia. Ale jednocześnie przybyło przecież 2 mln uchodźców i duża część z nich zapewne znajdzie zatrudnienie w tych branżach. Nie powinno z tym być tam w każdym razie większych problemów. A jednocześnie wynagrodzenia w tych sektorach nie będą zapewne rosnąć zbyt dynamicznie. Wobec tego zjawisko potencjalnej dalszej dynamiki wzrostu płac trzeba będzie rozpatrywać w ujęciu sektorowym.
W lutym br. produkcja sprzedana przemysłu była wyższa o 17,6% w porównaniu z lutym ub. roku, kiedy notowano wzrost o 2,5% w stosunku do lutego 2020, natomiast w porównaniu ze styczniem br. wzrosła o 3,6%. Jak bardzo skutki wojny na Ukrainie mogą osłabić tę dynamikę wzrostu w kolejnych miesiącach?
To jest tak naprawdę pytanie o to, jak potoczy się sytuacja na Ukrainie. Trudno byłoby przy tym znaleźć jakiegokolwiek analityka, który jeszcze przed wybuchem wojny najpierw przewidział wielkoskalową inwazję Rosji na Ukrainę. Bo większość z nich twierdziła, że do takiej inwazji nie dojdzie. A, gdy w końcu doszło, to trudno było znaleźć analityka, który twierdziłby, że ta wojna będzie wyglądała w takich sposób, jak wygląda. Bo opór, który stawia naród ukraiński, jest niewyobrażalny, heroiczny - zupełnie przewrócił do góry nogami większość przewidywań o miażdżącej przewadze armii rosyjskiej. Nikt się nie spodziewał takiego jej nieudacznictwa. Tak więc dziś na Ukrainie sytuacja jest trudna do przewidzenia. A to przecież od jej rozwoju będzie zależało to, czy firmy będą w pełni rozwijać produkcję, czy też procesy produkcyjne zostaną wstrzymane. Pamiętajmy też o tym, że o ile w głębokim interesie Polski leży nakładanie jak najpoważniejszych sankcji gospodarczych na Rosję, połączone z bojkotem firm dotąd tam działających, to jednak takie działania mają przecież wpływ także na polską gospodarkę.
A konkretnie jaki to wpływ?
Musimy się liczyć ze wzrostem cen energii, wynikającym ze wzrostu cen surowców. Musimy się liczyć także z tym, że pewne firmy, pewnie już na stałe będą musiały znaleźć nowe, alternatywne wobec rosyjskiego rynki. To jest możliwe, ten proces zapewne jeszcze potrwa. Mieliśmy zresztą wcześniejszy przykład sankcji nałożonych na przemysł żywnościowy. Pamiętamy słynne polskie jabłka, jak i inne nasze owoce i warzywa, które w 2014 r., po zajęciu przez Rosję Krymu, nie mogły być do Rosji eksportowane, wskutek sankcji nałożonych przez ten kraj na Polskę. A jednak nasi przedsiębiorcy sobie świetnie z tym poradzili, znaleźli sobie inne rynki. Rosja nigdy nie była naszym istotnym partnerem handlowym, a nawet przedsiębiorcy skoncentrowani na handlu z tym krajem znaleźli w końcu jakieś wyjście z tej sytuacji. więc wierzę, że i tym razem tak będzie.
W lutym przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w porównaniu z lutym 2021 było wyższe o 2,2% i wyniosło 6474,9 tys. etatów. Jak wojna na Ukrainie może zmienić poziom zatrudnienia w kolejnych miesiącach, skoro część Ukraińców wróciła do swojego kraju, by zaciągnąć się do wojska?
Nie mam wątpliwości, że liczba zatrudnionych w gospodarce sumarycznie, po zbilansowaniu odpływu i przypływu Ukraińców, będzie dalej rosła. Nastąpił przecież w ostatnich latach znaczący przypływ ludzi i wciąż podejmuje u nas pracę ok. 1,5 mln osób z Ukrainy. Choć zapewne, jak mówiliśmy, w zależności od sektora sytuacja będzie jeszcze przez jakiś czas płynna, aż się wyklaruje jakaś ostateczna struktura zatrudnienia. Stąd niektóre sektory będą jeszcze miały problemy ze znalezieniem pracowników, ale gdy przeanalizujemy sytuację w budownictwie, to siłą rzeczy ta branża będzie musiała znaleźć pracowników. Bo zapotrzebowanie na mieszkania przecież wzrośnie. Wiąże się to z kwestią napływu uchodźców do Polski, ale i polityki mieszkaniowej. Te problemy będą musiały być rozwiązane. Zatem sumarycznie stopa zatrudnienia w gospodarce jeszcze wzrośnie. A to z punktu widzenia Polski jest dobrą informacją.
Bo od jakiegoś czasu wiemy, że mamy niedostateczną ilość osób zatrudnionych.
To się przecież także wiąże z niskim od lat przyrostem naturalnym... Wróćmy jednak do ostatnich danych dotyczących gospodarki opublikowanych przez GUS. Inflacja w lutym w porównaniu z lutym ub. roku wzrosła o 8,5% (przy wzroście cen usług o - 9,1% i towarów - o 8,3%). W stosunku do stycznia ceny towarów i usług obniżyły się o 0,3%. Czy kolejne wersje Tarczy antyinflacyjnej i tzw. Tarcza antyputinowska będą w stanie utrzymywać inflację na poziomie jednocyfrowym?
Mam wrażenie, że w związku z tym lutowym poziomem inflacji wiele osób odetchnęło z ulgą, że nie urosła powyżej 10%, a - wręcz przeciwnie - okazała się nawet niższa niż w styczniu (wtedy: 9,2%). Ale z drugiej strony lutowa stopa inflacji i tak przewyższyła poziom spodziewany przez analityków. A pamiętajmy, że przecież choćby NBP, który wcześniej był ostrożny i nie przywiązywał wagi do rosnącej inflacji, obecnie już sygnalizuje, że ten problem będzie jednak narastać. Przy czym coraz więcej analityków wskazuje, że jeszcze w br. inflacja okaże się dwucyfrowa. O tym zresztą, że tak będzie większość ekspertów wskazywała już od dłuższego czasu i wydaje się, że taki rozwój sytuacji w jakiś sposób wewnętrznie po prostu przyjęliśmy do wiadomości. Dużo jednak większy problem polega na tym, że być może czeka nas stagflacja, a więc okres podwyższonych cen, wysokiej inflacji przy jednoczesnym zastoju gospodarczym.
Dlaczego?
Jest to spowodowane tym, że w gospodarkę światową w krótkim okresie uderzyły dwa gigantyczne szoki. Jeden pandemiczny, a drugi - wojenny. A ten drugi w dodatku nie wiadomo, jak się skończy. Wobec tego niewątpliwie przed nami trudne czasy w gospodarce.
W styczniu br. w porównaniu ze styczniem 2021 eksport wzrósł o 16,6%, a import o 28,7%. To kolejny miesiąc z dobrymi wynikami naszego handlu zagranicznego. Jak bardzo wojna na Ukrainie może zakłócić tę dobrą passę? Czy jednak widzi Pan pole do dalszych wzrostów naszego eksportu i importu?
Takie pole jest zawsze. Wniosek, do jakiego możemy dojść, gdy spojrzymy na to, jak Polska radziła sobie z kolejnymi kryzysami, jest generalnie taki, że nasi przedsiębiorcy są bardzo dobrzy w znajdowaniu szans nawet w bardzo trudnych sytuacjach. A nie ulega wątpliwości, że obecnie przeżywamy właśnie taką bardzo trudną sytuację. Utrzymuje się bardzo duża niepewność.
Widzimy przy tym znaczące przesunięcia na realnym rynku w globalnej gospodarce, w tym na rynku kapitałowym. Trudno powiedzieć, czego się spodziewać w najbliższym czasie. Firmy funkcjonują więc w warunkach daleko posuniętej niepewności. Jednak bazując na doświadczeniach z przeszłości i na tym, że udało się nam przejść suchą stopą przez kryzys finansowy z końcówki pierwszej dekady obecnego wieku, także kryzys związany z embargiem rosyjskim na nasze produkty żywnościowe, czy ostatni kryzys pandemiczny, a także, że wcześniej, po zapaści lat 80. zbudowaliśmy gospodarkę rynkową, praktycznie nie mając kapitału, ani aktywów, wierzę w to, że energia i kreatywność polskich przedsiębiorców po raz kolejny zwycięży. I po raz kolejny pokażemy, że nawet w trudnych czasach gospodarczych jesteśmy w stanie zidentyfikować szanse. W przypadku handlu zagranicznego nastąpi poszukiwanie nowych, alternatywnych rynków zbytu. Np. cały czas relatywnie mało handlujemy z krajami azjatyckimi i - generalnie - z całą półkulą południową. Wydaje się też, że gdybyśmy spojrzeli na Unię Europejską, to jest jeszcze sporo jej członków - państw, z którymi moglibyśmy nawiązać jeszcze bliższe relacje handlowe.
Obecnie naszym głównym partnerem handlowym są jednak Niemcy.
Tak, ale widzimy, że wskutek tego, co się dzieje na Ukrainie i wskutek tego, jakie są reakcje poszczególnych państw na to, co się tam dzieje, układ sił i relacji wewnątrz UE ulega pewnej modyfikacji. Wobec tego za jakiś czas zobaczymy, w jakiej Unii Europejskiej obudzimy się po ustaniu tej wojennej zawieruchy, która, mam nadzieję, się jak najszybciej zakończy. Generalnie uważam, że w przyszłość należy patrzeć optymistycznie i mieć nadzieję na to, że po raz kolejny ta kreatywność polskich firm pozwoli nam przejść przez ten gospodarczo trudny czas suchą stopą.