W ostatnich dniach Bitcoin przekroczył „magiczną” barierę 60 tys. dolarów i jego kurs wciąż systematycznie rośnie. Wysokie notowania kryptowaluty powodują jednak wśród części ekspertów włączenie czerwonej lampki. Jon Cunliffe, wiceszef Banku Anglii ostrzega, że realny jest krach aktywów cyfrowych, który mocno odbije się na rynkach finansowych.
Bitcoin, który od kilku tygodni notuje istotne wzrosty kursu, w ostatnich dniach przekroczył granicę 60 tys. dolarów. To rekordowe notowania tej kryptowaluty, która jeszcze kilka miesięcy temu była w sporym dołku. Teraz Bitcoin wraca do kursów z wiosny 2021, a eksperci pytają, jak długo jeszcze będzie obserwować wzrosty. Coraz bardziej realne wydają się spekulacje analityków, którzy wróżyli niedawno, że na koniec 2021 r. najpopularniejsza z kryptowalut osiągnie poziom 100 tys. dolarów. Bitcoin z „tandetnego”, jak określała go część ekspertów, znów stał się niezwykle atrakcyjny. Firmy analityczne notują zwiększoną aktywność inwestorów, porównywalną z tą, która stała za hossą waluty na początku tego roku.
Inwestorów dodatkowo nakręca fakt, że niedługo amerykański regulator może dać jednoznacznie zielone światło dla wejścia na giełdę funduszy ETF z kontraktami terminowymi na Bitcoin, co zdecydowanie ułatwi inwestowanie w cyfrową walutę. Apetyt rozbudził czwartkowy wpis na Twitterze amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, (SEC) w którym zawarto poradę dla inwestujących w fundusze z bitcoinowymi kontraktami.
Jeśli bitcoinowe fundusze ETF zadebiutują na giełdzie, będzie to duży triumf zwolenników aktywów cyfrowych, a dla całej branży – punkt zwrotny. To, czy ostatecznie fundusze wejdą na giełdę, może zdaniem analityków mieć istotne przełożenie na kurs Bitcoina. Wyczekiwany debiut podnosi cenę, jednak wzrost może nie trwać długo.
- Inwestorzy powinni zdawać sobie sprawę, że szanse na stały wzrost powyżej 60 tys. dolarów i przebicie poprzednich rekordów mogą zamienić równie dobrze w scenariusz: „kup plotkę, sprzedaj wiadomość” - mówił, cytowany przez CNBC, Mikkel Morch z funduszu ARK36.
Nie brakuje krytyków kryptowaluty, którzy twierdzą, że „bańka” może szybko pęknąć i jest to typowe dla aktywów cechujących się dużą niestabilnością. Znów głośniej wybrzmiały opinie o konieczności wzmocnienia regulacji i kontroli rynku kryptowalut.
Prezes JP Morgan Chase, Jamie Dimon, jest zdania, że kwestią czasu jest regulacja Bitcoina i innych aktywów cyfrowych przez rządy.
- Uważam, że Bitcoin jest bezwartościowy
Przy innej sposobności, Dimon w październiku określił Bitcoina mianem „złota głupców”, pozbawionego większej wartości.
Sprawa regulacji coraz mocniej wybrzmiewa w USA, które – jak wynika z danych - Cambridge Center for Alternative Finance - stały się numerem jeden dla "górników" kryptowalut. Blisko 36 proc. całego hashrate'u, zbiorowej mocy obliczeniowej, Bitcoina pochodzi właśnie z USA, co oznacza kilkukrotny wzrost w porównaniu z ubiegłym rokiem. Tym samym Stany Zjednoczone wyprzedziły Chiny, które od kilku miesięcy prowadza restrykcyjną politykę wobec "minerów", owocującą exodusem wielu z nich. W ramach "wielkiej migracji górniczej" - jak niekiedy określają ten proces media - znaczna część chińskich "minerów" trafiła właśnie do USA. Zmiana destynacji "górników" może pozytywnie wpłynąć również na podnoszony od dłuższego czasu problem klimatyczny związany z wydobywaniem kryptowalut wraz ze zwiększeniem wykorzystywania do tego procesu „czystej energii” pochodzącej m.in. z OZE.
Wiele wskazuje na to, że "górników" w USA będzie przybywać. Z jednej strony są to zachęty firm-operatorów wydobycia, a także samych stanów, z drugiej fakt, że inne kraje, do których wynieśli się chińscy "minerzy" mogą być tylko krótkim przystankiem. Tak może być z Kazachstanem, który jest drugą siłą pod względem wydobywana Bitcoina, jednak - jak zauważa CNBC - niedługo wejdzie tam życie prawo obciążające podatkowo branże aktywów cyfrowych.
Potrzeba regulacji jest wciąż mocno akcentowana za Oceanem, jednak kilka tygodni temu Jerome Powell, szef Rezerwy Federalnej USA i Gary Gensler z SEC dali sygnał luzowania polityki wobec kryptowalut i zadeklarowali, że "nie będą walczyć z nimi tak ostro, jak zrobiły to Chiny". Eksperci twierdzą, że takie deklaracje odbiją się pozytywnym echem także wśród instytucji finansowych planujących obrót Bitcoinem.
Najgłośniejszym komentarzem dotyczącym kryptowalut w minionym tygodniu wydaje się jednak ten, który przedstawił Jon Cunliffe, wiceszef Banku Anglii. Wskazał on na konieczność uregulowania kwestii kryptowalut i określił tę sprawę jako „pilną”. Dodał, że krytpowalutom – choć obecnie to ryzyko zdaje się być oddalone – grozi załamanie i „jest wiele bardzo istotnych powodów”, dla których miałoby się to stać całkiem niedługo.
Cunliffe dokonał porównania z sytuacją poprzedzająca kryzys ekonomiczny w 2008 i stwierdził, że „nie trzeba odpowiadać za dużą część sektora finansowego, by spowodować problemy ze stabilnością”.
Uznał, że istnieje ryzyko, by na rynkach finansowych w najbliższym czasie mogło dojść do podobnego wstrząsu.
- Taki upadek jest z pewnością scenariuszem prawdopodobnym, biorąc pod uwagę brak wartości wewnętrznej i w efekcie zmienność cen, możliwość negatywnego oddziaływania między aktywami cyfrowymi, słabości cybernetyczne i operacyjne
Przestrzegł, że instytucje finansowe coraz bardziej angażują się w rynek kryptowalut, a "powiązania między kryptowalutami a tradycyjnym systemem finansowym wciąż rosną".