Co dalej z inflacją? Nasz WYWIAD z ekspertem

Rozpoczynanych już w br. inwestycji mieszkaniowych na pewno będzie już mniej, biorąc pod uwagę tak obecnie wysokie ceny mieszkań i takie problemy z dostępnością finansowania. A także problemy z wygasaniem ubiegłorocznej fali zakupów mieszkań za gotówkę wskutek niskich stóp, bo nie opłacało się otwierać lokat - mówi portalowi FilaryBiznesu.pl Aleksandra Świątkowska, ekonomistka Banku Ochrony Środowiska SA.

Amerykański FED podniósł główną stopę procentową w USA o 75 pb do 1,50-1,75% i zasygnalizował dalsze podwyżki stóp. Także w Szwajcarii nastąpiła pierwsza podwyżka stóp od blisko 15 lat - o 50 pb.: z -0,75 do -0,25%. Podwyżki stóp nastąpiły też w Wlk. Brytanii. Jakie to będzie miało skutki w tych krajach? Jakie będzie miało przełożenie na polską gospodarkę (kredyty hipoteczne i wartość złotego)?

Nie zaskoczyła decyzja Banku Anglii, który stosuje łagodny kurs wobec podwyższania poziomu stóp (wzrost o 25 pb. do 1,25 proc.). Wobec ostatnich decyzji naszej Rady Polityki Pieniężnej (wzrost o 0,75 pkt. proc.) to jednak wzrost stosunkowo niewielki. Jednak największym zaskoczeniem była decyzja szwajcarskiego banku centralnego (SNB). Inflacja w Szwajcarii jest co prawda wyższa od tamtejszego celu inflacyjnego (2%; w Polsce - 2,5% z możliwością odchylenia +/-1 pkt. proc.). Ale nawet, tak jak jest teraz - na poziomie 3% - to pewnie chętnie taki jej poziom chcielibyśmy mieć w naszym kraju. Niespójne są też cele kursowe. Bo ta decyzja będzie umacniała franka szwajcarskiego. Ogólnie wpisuje się to w widoczne nastroje na rynkach światowych. Inflacja postrzegana jest globalnie wciąż jako duży problem. Dalej obserwujemy wzrosty ceny surowców. A do tego następuje postpandemiczny rozpęd gospodarczy w wielu regionach świata. To wciąż powoduje, że w wielu regionach świata banki centralne decydują się na podwyżki stóp oznaczające wzięcie na siebie ryzyka za dalsze kształtowanie się poziomu inflacji. I to też rynki widzą. 

Jakie to ryzyka?

Mogą spowodować pogłębienie się kryzysu gospodarczego. A przecież do silniejszego zacieśnienia polityki stóp procentowych dochodzi po to, by nie dopuścić do utrwalania się oczekiwań inflacyjnych. To jest taka strategia, która obecnie stawia sobie za cel przeprowadzenie tego, co jest w tej sytuacji konieczne do przeprowadzenia, na zasadzie: „wiemy, że może być różnie, ale w tym momencie musimy to robić, wraz ze wszystkim konsekwencjami tego kroku”. 

Jaki wpływ na gospodarki na świecie ma taka strategia?

Niższy wzrost, przy obniżeniu ryzyk inflacyjnych. Przy czym zwłaszcza decyzja Fed przyniosła z natury rzeczy globalny efekt - wzrost awersji do ryzyka. Bo w związku z decyzjami powziętymi przez banki centralne wymienionych krajów, jednak powstaje w tej sytuacji przestrzeń do większych ryzyk dla wzrostu gospodarki globalnej. Choć z drugiej strony - w związku z inną strukturą globalnych przepływów finansowych - to już nie są te czasy, że w związku z podwyżkami stóp w krajach najbogatszych tzw. kraje wschodzące znajdowałyby się na ścieżce bardzo dużego ryzyka. Natomiast generalnie skala tych wzrostów stóp jest bardzo wysoka.

Oczywiście, w wielu gospodarkach - zarówno w USA, jak i w Polsce - można dostrzec efekty popytowe. Ale jednak większość efektów jest podażowa, które naszym zdaniem jeszcze mogą się zwiększyć. Jest to więc swoiste podwójne uderzenie w gospodarkę. Z jednej strony trzeba się zmierzyć z wyższymi cenami surowców w działalności firm, czy w budżetach gospodarstw domowych. A jednocześnie implikuje to wszelkie inne ryzyka, choć bardziej średniookresowe dla perspektyw gospodarki globalnej, szczególnie, że naprawdę trudno już znajdować nowe narzędzia stabilizowania się inflacji.

Czy ostatnie osłabienie złotego - w związku ze wspomnianymi decyzjami kilku banków centralnych  o podwyżkach stóp - będzie miało ma jakieś poważniejsze znaczenie dla naszej gospodarki? Czy też jest to sytuacja przejściowa?

To, co się teraz dzieje, stanowi dość standardowy rodzaj reakcji na wzrost awersji do ryzyka.

Mówimy, że w gospodarce realnej może nastąpić pogorszenie sytuacji, ale nie musi z tego wyjść jakiś scenariusz kryzysowy. Nie można nie przyznać, że jest on teraz wyższy niż nawet miesiąc temu. Natomiast nie mamy go w BOŚ w scenariuszu bazowym. Złoty może się jeszcze zacząć się umacniać. Natomiast trudno też w obecnych warunkach przekonywać, że szybko zniknie ta awersja do ryzyka i że złoty ma silną podstawę do umacniania. Czekamy na to, że efekt zatwierdzenia przez Brukselę naszego Krajowego Planu Odbudowy, który okazał się krótkotrwały, może jeszcze wróci. Dodatkowo panuje sporo zamieszania w odniesieniu do naszej polityki pieniężnej, aczkolwiek uważamy, że ona wpływa na naszą walutę w krótkim okresie. To znaczy, że w dłuższym okresie, nawet gdyby ta skala zacieśniania krajowej polityki pieniężnej była mniejsza od oczekiwań rynkowych, to nie wpłynie w istotny sposób na złotego. Żyjemy w cięższych czasach. Gdy nastroje rynkowe się uspokoją, są jednak szanse, że będzie lepiej. Ale trudno obecnie o taki właśnie scenariusz. Trwałe, lub większe umocnienie złotego oznaczać będzie utrwalanie się bardzo negatywnych scenariuszy. I postrzegane jest to jako czynnik ryzyka.

Wzrost stóp procentowych w naszym kraju ma schładzać wzrost inflacji. Czy nie doprowadzi to jednocześnie do dużego osłabienia rynku kredytów mieszkaniowych oraz do znaczącego zmniejszenia inwestycji mieszkaniowych przez deweloperów?

Właściwie wystarczy postawić pytanie: kiedy to nastąpi? Aktywność w budownictwie będzie solidna jeszcze prawdopodobnie przez kilka miesięcy. To wszystko stanowi odzwierciedlenie niespełna dwuletniego cyklu budowy na rynku deweloperskim. W związku z koronawirusem nastąpił na nim boom. Od przełomu lat 2020/2021 i w kolejnych miesiącach 2021 r. rozpoczynano bardzo wiele budów mieszkań. Tymczasem obecnie deweloperzy nie znaleźli się w jakiejś dramatycznej sytuacji, by nie dokończyli rozpoczętych już inwestycji. Natomiast rozpoczynanych już w br. inwestycji mieszkaniowych na pewno będzie mniej, biorąc pod uwagę tak obecnie wysokie ceny mieszkań i takie problemy z dostępnością ich finansowania. A także problemy z wygasaniem ubiegłorocznej fali zakupów mieszkań za gotówkę wskutek niskich stóp, bo nie opłacało się otwierać lokat. Zresztą panująca przy tym wszystkim generalna niepewność nie sprzyja inwestycjom na rynku nieruchomości. Zatem gdy skończy się efekt oddawania do użytku mieszkań z okresu, gdy zaczęto je budować w rekordowych jak na ostatnie lata ilościach, to oznaczać będzie zdecydowanie niższą niż w ostatnich miesiącach aktywność deweloperów. Nie nastąpi to może z miesiąca na miesiąc, ale będziemy obserwować to zjawisko stopniowo, w perspektywie kilku nadchodzących miesięcy. 

Sytuacja na polskim rynku pracy wydaje się relatywnie stabilna: przy stosunkowo niskim bezrobociu zwiększają się możliwości zatrudniania uchodźców z Ukrainy. Jednocześnie obserwowany jest od miesięcy wzrost płac w przedsiębiorstwach - na poziomie przewyższającym inflację. Jak ta sytuacja będzie się przekładać w naszym kraju na wzrost PKB oraz wzrost samej inflacji w najbliższych miesiącach?

Bardzo trudno jest analizować wpływ czynników, które mają mniejsze znaczenie wobec tak dużych wyzwań w gospodarce. Presja płacowa pracowników może być problemem dla przedsiębiorstw, ale ma to znacznie mniejszy wpływ na inflację w porównaniu do nieustających wzrostów cen surowców. Raczej bardziej obawiam się tego, w jak dużym stopniu spowolni gospodarka i pogorszy się jednak sytuacja na rynku pracy pod wpływem szoku podażowego, tj. braku dostępności surowców z powodu ich wciąż rosnących cen i zakłóceń w łańcuchach dostaw.

Uważamy przy tym, że przy dodatkowych, demograficznych efektach, powinno dojść do wyhamowania poprawy. A, gdy ta sytuacja będzie się wydłużać, albo dojdzie do silniejszego spowolnienia, niż prognozujemy, to w sumie może dojść do wzrostu bezrobocia. Myślę więc, że mimo wszystko, przy dotychczasowym wzroście wydajności pracy, napływ imigrantów z Ukrainy może w pewnym stopniu wpływać na łagodzenie presji na podwyżki płac. Wciąż też firmy wskazują, że jakkolwiek koszty pracy są problemem, to jednak większym problemem jest brak rak do pracy. Jeśli więc obserwujemy spowolnienie z zupełnie innych powodów, to myślę, że sytuacja na rynku pracy będzie raczej wynikiem cyklu gospodarczego niż jego generatorem. 

Na wciąż rosnący poziom inflacji wpływają przede wszystkim zwyżkujące ceny surowców energetycznych oraz żywności. Jak bardzo negatywnie oba te czynniki będą wpływać w nadchodzących miesiącach na rozwój światowej gospodarki?

Na razie nie wiemy, jak będzie wyglądała sytuacja na rynku dostaw ropy naftowej. Można sobie wyobrazić dość zasadnicze ruchy cenowe tego surowca w krótkim okresie - na przykład powrót w ciągu dwóch tygodni z poziomu sprzedaży 150 dol./baryłkę do 110 dol./baryłkę. Tutaj można mówić o wielkiej niewiadomej. Wchodzą w tym przypadku pod uwagę wątki geopolityczne, ale także popyt. Panuje tu przy tym ogromny chaos. Zatem jeśli np. doszłoby do kolejnej niespodziewanej zwyżki cen surowców, w tym przypadku - ropy naftowej, to ona okaże się tym głównym napędem inflacji. Zaś w odniesieniu do inflacji bazowej (po wyłączeniu cen żywności i energii; w maju na poziomie 8,5%, podczas gdy cała inflacja - 13,9%), to jeszcze będzie ona przez kilka miesięcy odzwierciedlać opóźnione efekty kosztowe, które firmy będą przerzucać na klientów. Jeszcze w 2021 i na początku 2022 r. wysokość marż bardzo istotnie wzrosła - po wciąż rosnących cenach sprzedawano jeszcze tańszą produkcję. Ale dopiero teraz ta sytuacja zaczyna boleć firmy. Bo przestrzeń do ustawicznych podwyżek marż zaczęła wygasać. 

A co w najbliższych miesiącach?

Będziemy jeszcze przez kilka najbliższych miesięcy obserwować efekt takiego rozpędu. Myślę, że jeszcze w tym roku inflacja bazowa może wciąż rosnąć. I może ona okazać się istotnym czynnikiem, przyczyniającym się do wzrostu inflacji. Ale będzie to w rzeczywistości efekt opóźniony. Dlatego, że jeszcze do niedawna głównym motorem inflacji były zwyżkujące ceny surowców. Powiedzmy, że ceny ropy ustabilizowałyby się np. na poziomie 110 dol./baryłkę, co już zresztą obserwowaliśmy. Otóż wówczas wciąż to inflacja bazowa decydowałaby o ostatecznym poziomie inflacji, ale jednocześnie w sporym stopniu jako efekt opóźniony wzrostu cen surowców.

Bo w przypadku wzrostu cen paliw efekt przełożenia się na wzrost inflacji jest natychmiastowy.

Ale wpływ na inflację cen produktów innych jest opóźniony. Wydaje nam się, że jednocześnie efekt silnego odbicia postpandemicznego będzie wygasać. Trudno jednocześnie wskazać, który konkretnie czynnik będzie w najbliższych miesiącach miał decydujący wpływ na inflację. Bo gdy wówczas nastąpi jakaś nieprzewidywalna obecnie sytuacja na rynku surowców, to właśnie ich ceny mogą się stać czynnikiem decydującym o wysokości inflacji. 

Źródło

Skomentuj artykuł: