Myślę, że ta kolejna odsłona Tarczy finansowej jest oczekiwana. Choć szkoda, że zgoda na nią Komisji Europejskiej przychodzi po tak długim okresie oczekiwania. Najważniejsze, że mamy wreszcie zielone światło i że powinno się to okazać działaniem, które na pewno poprawi sytuację naszych przedsiębiorców. Ale nie łudzę się, że całkowicie. Z pos. Tadeuszem Cymańskim (PiS), wiceprzewodniczącym sejmowej komisji finansów publicznych, przewodniczącym podkomisji ds. projektów ustaw frankowych, rozmawia Maciej Pawlak.
Czy 35 mld zł pomocy przedsiębiorcom w ramach Tarczy finansowej na łagodzenie negatywnych skutków pandemii, na co udzieliła zgody Komisja Europejska, to pomoc wystarczająca?
Każda ocena, również ocena działań naszego rządu, musi uwzględniać skalę możliwości i skalę pomocy, w porównaniu z taką pomocą udzielaną przez inne, bogatsze kraje. I na tym tle nie musimy się niczego wstydzić. Musimy przy tym uwzględniać spór o dopuszczalne granice zadłużania się państwa w obecnych, nadzwyczajnych warunkach pandemicznych. Obecne warunki nadają temu sporowi nowy kształt. Jestem gotów przyjąć część krytycznych uwag pod adresem rządu. Z punktu widzenia przedsiębiorców istotne jest, jak głęboki i długo trwający jest lockdown dotykający poszczególnych branż. Każdy będzie przez nich kontestowany, bo przecież z tego tytułu ponoszą oni mniejsze lub większe straty. Wracając do pytania, myślę, że ta kolejna odsłona Tarczy finansowej jest oczekiwana. Choć szkoda, że zgoda na nią Komisji Europejskiej przychodzi po tak długim okresie oczekiwania. Najważniejsze, że mamy wreszcie zielone światło i że powinno się to okazać działaniem, które na pewno poprawi sytuację naszych przedsiębiorców. Ale nie łudzę się, że całkowicie.
Dlaczego?
Nawet bowiem przy okazji dotychczasowych Tarcz nie zawsze udaje się precyzyjnie określić wszystkich potrzebujących pomocy jej adresatów. Otrzymuję wiele sygnałów ze strony przedsiębiorców reprezentujących niszowe branże, np. ze środowiska przewodników turystycznych. Można oczekiwać wobec nich lepszych, szybszych działań, które są czasem spóźnione - posłowie sygnalizują te problemy rządowi. Jednak pewnie nigdy nie będzie idealnie. Kłóci się z tym konieczny nieraz pośpiech przy wprowadzaniu rozmaitych obostrzeń, a z drugiej - oczekiwania ze strony przedsiębiorców, by pomoc wobec nich była wprowadzana jak najszybciej. Całkiem niedawno znany przed laty polityk, Jan Maria Rokita, odniósł się do może niezbyt fortunnej wypowiedzi wiceministra finansów Piotra Patkowskiego, że przedsiębiorcy - w razie problemów związanych z lockdownami - mogą się przebranżowić. Ale przecież, zauważył Rokita, w konsekwencji wojny, trzęsienia ziemi, tsunami itd., a także COVID-19, pewne straty powstają niejako „siłą rzeczy”. W rezultacie nawet najbogatsze państwa w takich nadzwyczajnych okolicznościach nie są w stanie wszystkiego uratować. Zaś obecnie oczekiwania przedsiębiorców, rozbudzone w związku z pierwszą falą pandemii szybką pomocą finansową Polskiego Funduszu Rozwoju, przekładają się na ich twarde i jednoznaczne postulaty udzielenia im kolejnej, natychmiastowej pomocy ze strony państwa w możliwie maksymalnym rozmiarze. Z drugiej strony ryzyko popełniania błędów, nawet bolesnych, dotkliwych dla wielu ludzi, jest niejako wpisane w strategię każdego rządu.
A co z branżami typu kluby fitness, ośrodki sportowe, kluby nocne czy kasyna, które dość nagle mają zostać objęte, co najmniej na trzy poświąteczne tygodnie, ścisłym lockdownem. I to mimo ich zapewnień, że obecnie funkcjonują ze ścisłym przestrzeganiem zasad sanitarno-epidemiologicznych?
Za mało się mówi o tym, że rząd musi w swoich działaniach kierować się opiniami epidemiologów, czy wirusologów. Patrząc na kraje europejskie - także nie ma jednolitych zasad walki z obecną epidemią. A statystyki dotyczące zachorowań i zgonów z powodu koronawirusa bywają wręcz przerażające. Trwa jednocześnie walka polityczna opozycji z rządem. Jednak proszę mi wskazać choćby jednego polityka, niezależnie od opcji politycznej, który jednoznacznie zażąda od rządu, by skończył z lockdownami i pozwolił na otwieranie hoteli. Rzecz jasna zawsze opozycja może powiedzieć, że to czy tamto posunięcie rządu mogło być przeprowadzone szybciej. A z drugiej strony wyobraźmy sobie, co by było, gdyby rząd nie wprowadził lockdownu. I gdyby okazało się, że nastąpiłby wówczas gwałtowny wzrost liczby zgonów. Z pewnością doszłoby wówczas do ataków pod hasłem: to rząd jest winien temu, że ludzie umierają. Wracając do pytania, zwracam uwagę, że padają zarzuty, że niektórzy przedsiębiorcy otrzymali pomoc, mimo, że im się nie należała. A z kolei inni - zbyt małą, mimo, że na nią zasługiwali. Dobrym przykładem są w tym kontekście artyści.
Jak ocenia Pan mijający rok w odniesieniu do rozwiązywania problemów związanych ze spłacaniem hipotecznych kredytów frankowych?
Uważam, że cenną inicjatywę podjął w grudniu prezes Komisji Nadzoru Finansowego, Jacek Jastrzębski. KNF zaproponował bankom, by wychodziły wobec skarżących je kredytobiorców z propozycjami pozasądowych ugód, które byłyby realną alternatywą do ścieżki sądowej. Klienci mogliby wówczas rozliczać się z bankiem, który przeliczałby na złote ich kredyt odpowiednio oprocentowany, wraz ze stosowaną historycznie dla takich kredytów marżą. To rozwiązanie nie jest może odkrywcze. Ale przecież i prezydencki projekt ustawy, mającej dopomóc frankowiczom nie rozwiązywał wszystkich problemów, bo zresztą nie miał ich wszystkich rozwiązywać. Tym bardziej, że mieliśmy wśród samych frankowiczów do czynienia z bardzo różnymi sytuacjami. Było wśród nich przecież wiele osób, które miały świadomość podejmowanego ryzyka. Wybierały je przy tym świadomie, będąc w dobrej sytuacji finansowej. Tymczasem popierany przez posłów projekt prezydenckiej ustawy miał charakter socjalny. Był skierowany tylko do pewnej kategorii frankowiczów, ale dość mocno wzmacniał wcześniej udzielaną im pomoc. W pomyśle przedstawionym przez szefa KNF zwraca uwagę, że zachęca on do zawierania ugód pozasądowych. Zaś banki, widzą, co się święci, że sądy stawały w ostatnich miesiącach po stronie kredytobiorców, kwestionując zapisy umów kredytowych z niczym nieograniczonym ustalaniem przez banki wielkości tzw. spreadów, czyli różnicy między kursem kupna i sprzedaży franka przeliczanego na złotówki. Przypomnę w tym miejscu, że dla rodzin o bardzo niskich dochodach, przy tym wielodzietnych, projekt prezydenckiej ustawy oferował bardzo istotną pomoc, z możliwością redukcji ostatnich 44. rat włącznie.
Czy pomysł prezesa Jastrzębskiego to faktycznie optymalne rozwiązanie problemów frankowiczów?
Rzecz jasna nie ma rozwiązania „raz na zawsze”. Może być tak, że dojdzie faktycznie do masowego zawierania ugód pozasądowych. Jednak co się stanie, gdy np. w wyniku niespodziewanej zmiany kursu franka szwajcarskiego okaże się, że spłacany kredyt po przeliczeniu na złotówki będzie droższy? A przecież w czasach, gdy tak popularne były kredyty frankowe kurs szwajcarskiej waluty był zupełnie inny niż obecnie. Możliwe więc są jego zmiany. Mimo wszystko zadowolony jestem z inicjatywy szefa KNF i przyjmuję ją z wielką nadzieją. Myślę, że można jednak mówić o racjonalnym porozumieniu. Tym bardziej, że naszego państwa nie stać w tej chwili na jakieś finansowe zaangażowanie się w rozwiązywanie problemów frankowiczów.