W każdym z miesięcy 2021 r. rodacy kupowali obligacje warte od 3 do 4 mld złotych. W sumie w całym ubiegłym roku nabywców znalazły papiery warte aż 43,3 mld złotych. To historyczny rekord – o ponad połowę wyższy niż w rekordowym dotychczas 2020 roku.
- Jest to przede wszystkim efekt poszukiwania przez nas sposobu na bezpieczne inwestowanie. Przez większą część roku oferta rządowych papierów była ponadto znacznie lepsza niż to co oferowały banki na lokatach. Bardzo ważną motywacją przy zakupach obligacji była też chęć ochrony kapitału przed inflacją. Na tej triadzie - słabych lokatach, inflacji i poszukiwaniu bezpieczeństwa w ostatnich miesiącach korzystały nie tylko obligacje, ale też nieruchomości czy złoto - wyjaśnia Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments. - Ostatnie miesiące przyniosły trochę zmian, które zaczynają mieć już wpływ na to jakie obligacje kupują Polacy. Choć w całym 2021 roku ponad połowa sprzedaży przypadała na papiery trzymiesięczne, to odsetek ten w grudniu spadł (z 54,3% w listopadzie do 51,5% w grudniu). Nie był to przypadek. Oprocentowanie trzymiesięcznych papierów opiewa przecież na 0,5%. Większość banków jest już w stanie z takim wynikiem bardzo konkretnie konkurować. Pojawiły się nawet promocyjne oferty pozwalające zarobić 3-4% w skali roku. Są one oczywiście limitowane. Nawet jednak jeśli mamy do zainwestowania większe kwoty, to w bankach i tak znajdziemy oferty z oprocentowaniem na poziomie 1-2%, w przypadku których nie trzeba spełniać zbyt wyśrubowanych warunków dodatkowych. Takie oferty już w grudniu powodowały, że mniejszą popularnością cieszyły się obligacje trzymiesięczne. Podobnie sprawa się ma z papierami dwuletnimi, których oprocentowanie wynosi 1%, co jest propozycją coraz mniej konkurencyjną na tle czołówki bankowych lokat.
Grudzień przyniósł za to wzrost popularności obligacji cztero- i dziesięcioletnich, których zadaniem jest ochrona kapitału przed inflacją. - Działa to tak, że w przypadku tych papierów znamy jedynie oprocentowanie, które obowiązywać będzie w pierwszym roku. Potem oprocentowanie ma być ustalane w oparciu o odczyty inflacji. W przypadku „czterolatek” oprocentowanie ma być wyznaczone poprzez dodanie 0,75 pkt. proc. do najświeższego odczytu inflacji publikowanego przez GUS. Za to oprocentowanie papierów dziesięcioletnich opiewać ma na 1 pkt. proc. ponad inflację - zaznacza ekspert. - Niestety większość inwestorów może się na detalicznych papierach zawieść. Chodzi o to, że najczęściej naliczone odsetki nie pozwolą pokonać spodziewanej inflacji. Sprawa jest oczywista w przypadku obligacji 3-miesięcznych i 2-letnich. Nadzieję na utrzymanie siły nabywczej kapitału dają dopiero papiery cztero- czy dziesięcioletnie. Problem w tym, że jest to możliwe o ile inflacja nie będzie zbyt wysoka, a dziś większość prognoz mówi o tym, że ze wzmożoną inflacją szybko się nie pożegnamy. Chodzi o to, że co prawda oprocentowanie papierów czteroletnich i dłuższych rośnie wraz ze wzrostem inflacji, ale w pierwszym roku też nie mamy szans na realny zysk. Dlaczego? Załóżmy, że w grudniu 2021 roku kupiliśmy obligację 10-letnią. Po roku zarobimy 1,7% (minus podatek od zysków kapitałowych). To niewiele jeśli wziąć pod uwagę, że wg. wstępnych prognoz NBP w 2022 roku inflacja ma wynieść aż 7,6%. Podobnie Polski Instytut Ekonomiczny przewiduje, że w 2022 roku wzrost cen dóbr i usług opiewać będzie na około 7,3% (prognoza formułowana jeszcze w grudniu 2021 roku). Jeśli te przewidywania się sprawdzą, to już w pierwszym roku dziesięcioletniej inwestycji nasze oszczędności stracą na wartości prawie 6% (realnie, czyli po potrąceniu inflacji) - dodaje.