Czy kryzys energetyczny jest tak poważny, że nastąpi awaria, która dotknie cały kontynent europejski? Polska chce gwarantować odbiorcom dostawy prądu i ciepła. Jednak są kraj, które ostrzegają przed powyższym scenariuszem.
Tego, jak przygotować się do blackoutu, który "może mieć o wiele gorsze konsekwencje niż pandemia" uczy m.in. austriackie ministerstwo obrony, niemiecki rząd i służby cywilne Hiszpanii. Austriackie Ministerstwa Obrony od początku ubiegłego miesiąca wysyła ostrzeżenie do ludności w tej sprawie. Za pomocą wideo trwającego niespełna pięć minut i serii bardzo szczegółowych instrukcji armia austriacka wyjaśnia obywatelom, w jakim scenariuszu żyliby i co powinni zrobić w przypadku ogólnego zaciemnienia.
„Specjaliści spodziewają się blackoutu w ciągu najbliższych pięciu lat” - ostrzega serwis austriackiej armii.
Według zawartych tam informacji zaciemnienie „oznacza utratę dostaw żywności, artykułów higienicznych lub leków ” oraz „czasami problemy z zaopatrzeniem w wodę i odprowadzaniem ścieków”. Według Observera, armia austriacka przeprowadziła też kilka ćwiczeń, które rozważają taki scenariusz. Według austriackich wojskowych w tym scenariuszu potrzebne będą „świece, zapałki, baterie, gaśnice, alarmy czadu, woda (dwa litry na osobę dziennie przez trzy do pięciu dni), napoje, herbata, kawa”. Na liście znajdują się również „trwała żywność na dwa tygodnie (makaron, ryż, żywność w puszkach), niezbędne leki na dwa tygodnie, zestaw pierwszej pomocy, artykuły higieniczne, worki na śmieci i taśmy samoprzylepne”. Ponadto wskazane jest, aby „zawsze mieć samochód zaopatrzony w paliwo”.
„Nikt nie wie dokładnie, co stanie się w wyniku zaciemnienia. Pewne jest to, że nie wrócimy szybko do naszej rutyny” - w ten sposób kończy się pierwsza oficjalna wiadomość z europejskiego zamożnego kraju ostrzegająca przed katastrofą, o której eksperci wiedzą, że nastąpi – tylko nie wiem kiedy .
Podobny problem jest też analizowany w Niemczech. Wydział Ochrony Cywilnej Nadrenii Północnej-Westfalii zorganizował nawet Dzień Wsparcia w Sytuacjach Kryzysowych. Odbył się on w centrum Bonn przy współpracy z Federalnym Ministerstwem Ochrony Cywilnej, a hasło wydarzenia brzmiało "Blackout: co robić, gdy nic nie działa". Jednym z zaleceń niemieckich ekspertów było przygotowanie dla każdego członka rodziny plecaka z odzieżą na pięć dni, środkami pierwszej pomocy, artykułami higienicznymi i niepsująca się żywnością.
Niemcy wciąż pamiętają wielką awarię w Münster, 15 lat temu, gdzie z powodu śniegu tysiące osób w środku zimy przez 6 dni pozostało bez prądu. Ostrzeżenie do swoich mieszkańców wysłała też Szwajcaria. Tamtejszy rząd argumentuje, że obawy przed blackoutem związane są przede wszystkim z trudnościami kraju w aktualizacji umów handlowych i energetycznych z UE oraz zależnością od europejskiego rynku energetycznego. Szwajcarska prasa ujawniła kilka dni temu dokument rządowy ostrzegający przed możliwymi przerwami w dostawach prądu.
"Świat bez elektryczności może mieć o wiele gorsze konsekwencje niż pandemia" - czytamy w publikacji "Neue Zürcher Zeitung".
W rządowym dokumencie poważny blackout został uznany za "najgorsze zagrożenie dla Szwajcarii" w ciągu najbliższych czterech lat - do 2025 roku. Możliwości długotrwałych przerw w dostawach prądu analizują też w Hiszpanii. W imieniu rządu wypowiedziała się tam Teresa Ribera, trzecia wicepremier i minister ds. transformacji ekologicznej i wyzwań demograficznych. Uspokoiła, że w Hiszpanii możliwość blackoutu nie jest duża, bo kraj prawie nie jest połączony z Europą siecią przesyłową.
- W tym sensie jesteśmy swego rodzaju wyspą energetyczną - uspokajała wicepremier.
Hiszpania jest jednak uzależniona od Północnej Afryki, a gaz przestał płynąć jedną z dwóch głównych nitek gazociągu Maghreb-Europa (GME), który z Algierii zasila Madryt w około 42 proc. surowca. Nie wszystkich uspokoiły zobowiązania Algieru do kontynuowania przesyłu gazu drugą nitką i utrzymania dostaw zbiornikowcami. Od miesięcy przed kryzysem energetycznym w Europie przestrzega m.in. Antonio Turiel - doktor fizyki teoretycznej, matematyk i badacz CSIC (Consejo Superior de Investigaciones Científicas) - największej w Hiszpanii publicznej instytucji naukowej. Jego zdaniem, na blackout realnie narażone są wszystkie kraje Starego Kontynentu.
- To może być przerwa w dostawie prądu nie na kilka godzin, ale na dni lub tygodni - ostrzega Turiel. Tłumaczył, że dotąd kraje kompensowały niestabilności przesyłowe za pomocą regulatorów mocy do włączania i wyłączania elektrowni cieplnych. - Odbywało się to przy użyciu gazu, a ponieważ teraz go brakuje, zaczynamy mieć problemy - argumentował naukowiec. Hiszpan przypomniał, że od dawna wiadomo było, że Europa będzie miała problemy z dostawami gazu, ponieważ Algieria i Rosja osiągnęły maksimum jego produkcji a są głównymi dostawcami surowca do naszego kontynentu.
- Kryzys energetyczny już się rozpoczął, a sprzedajemy go jako fakt, który nagle spadł z nieba, o którym nie wiedzieliśmy. A to nieprawda, wiedzieliśmy o nim od lat
Przed zgubnymi skutkami polityki energetycznej Unii Europejskiej od lat ostrzegają też politycy. Niestety, biurokraci w Brukseli lekceważą te głosy. O zawodności Odnawialnych Źródeł Energii wielokrotnie mówiła posłanka PiS Izabela Kloc. Jej opinie potwierdził przebieg ostatniego COP26 w Glasgow, kiedy to po raz kolejny wiatrowe źródła zawiodły i trzeba było skorzystać z innych, żeby ekologiczny zlot mógł trwać.
- Brytyjczycy mają już przećwiczone warianty awaryjne i w takich sytuacjach włączają elektrownie węglowe. Tak było i tym razem. Uczestników COP26 uratowały przed ciemnościami stare i sprawdzone „węglówki”. Pomijając prestiżową wpadkę, awaryjne przełączanie energetyki odnawialnej na tradycyjną jest bardzo kosztowne. Dwie jednostki opalane węglem w Drax otrzymywały 4000 funtów za megawatogodzinę. To prawie sto razy więcej niż przed wybuchem obecnego kryzysu energetycznego - zaznacza Kloc.
John Constable, redaktor do spraw energii portalu Net Zero Watch, pisze wprost: „Strategia energetyczna Wielkiej Brytanii jest narodowym wstydem. Niestety wkrótce będzie to narodowa katastrofa”.
- Poza nielicznymi wyjątkami nikt nie ma odwagi mówić o ciemnej stronie zielonej rewolucji, czyli o kryzysie energetycznym i gospodarczym - uważa Kloc. - Stojący na czele polskiej delegacji premier Mateusz Morawiecki przekonywał, że transformacja nie może odbyć się kosztem ludzi, a zmierzając do neutralności klimatycznej nie wolno nam zapomnieć o konsekwencjach ekonomicznych - dodaje. Niestety, były to głosy odosobnione.
- Unia Europejska bierze na siebie światowy ciężar walki ze zmianami klimatu. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że nasz obszar geopolityczny odpowiada zaledwie za 9 proc. światowej emisji dwutlenku węgla. Możemy osiągnąć neutralność klimatyczną nawet jutro, a Ziemia nawet tego nie zauważy - podkreśla Kloc.
Natomiast na pewno zauważymy wzrost rachunków za gaz, prąd i ciepło. A w niektórych krajach również dotkliwe braki energii. Taki jest na dzisiaj bilans Zielonej rewolucji.