Ekspert: Biznes z obszaru nowoczesnych technologii może pierwszy wyjść z kryzysu

Biznes z obszaru nowoczesnych technologii może pierwszy wyjść z kryzysu - mówi w rozmowie filarybiznesu.pl Dariusz Świniarski, zarządzający portfelami doradca inwestycyjny.


Jakie wnioski z obecnego kryzysu powinien wyciągnąć polski biznes? Które z segmentów polskiej gospodarki będą miały największe szanse na rozwój? 

Widać wyraźnie, że biznes działający w obszarze nowoczesnych technologii będzie miał największe szanse, jako pierwszy wyjść z kryzysu. Mam na myśli spółki dostarczające oprogramowanie do pracy zdalnej i oprogramowanie w chmurze. W okresie, gdy kryzys zostanie opanowany, z pewnością zarządy będą myślały, jak sytuację rozwiązać, by umożliwić jak najbardziej efektywną pracę, w razie wystąpienia takich jak obecnie sytuacjach w przyszłości. Bo np. banki, czy duże organizacje takie możliwości  zapewniły  swoim pracownikom od razu. Nie było problemu z pracą zdalną. Natomiast wiadomo, że wiele spółek usługowych musiało szybko dokupować choćby same laptopy, bo zatrudnieni pracowali na komputerach stacjonarnych. Są już komentarze prezesów spółek dystrybuujących takich sprzęt, np. AB. Oni dostrzegają, że popyt na ich usługi jest dużo silniejszy – zarówno na hardware, jak i na software, czyli na oprogramowanie. U nas funkcjonowanie w tzw. chmurze nie jest jeszcze, co prawda rozwinięte - działa państwowa spółka Operator Chmury Krajowej (OChK) z udziałami Polskiego Funduszu Rozwoju i PKO BP, z którą współpracują największe spółki branży IT, jak Accenture, Asseco, Comarch czy Sygnity, a ostatnio także Google. Jasno widać, że działalność OChK będzie rozwijana w przyszłości. Z kolei, myśląc o polskich spółkach obecnych na polskiej giełdzie, z kryzysu wyjdą także dość szybko producenci gier komputerowych. Ich kursy na giełdzie nawet w obecnej sytuacji były relatywnie najsilniejsze.. CD Projekt – jeszcze nie zaraportował wyników za 2019 rok, ale 11 bit Studios, Ten Square Games, czy PlayWay na prawdę pokazały dobre wyniki na koniec 4. kwartału ub.r. Przy czym niektóre z tych spółek publikują  miesięczne raporty sprzedażowe z obecnego roku,  których wyniki są rosnące, pomimo kryzysu.. 

W które polskie firmy kryzys uderzy najbardziej?

Oprócz branży hotelarsko-turystycznej, gastronomicznej czy motoryzacyjnej, najgorsza sytuacja panuje w spółkach dystrybucji nie - spożywczej, jak np. np. w firmach takich, jak CCC, LPP, VRG. One operują na dużych wolumenach, stąd, każde zaburzenie w sprzedaży powoduje problemy z płynnością. Zaburzenia związane z prowadzeniem biznesu w dotychczasowym wymiarze okazało się dla nich bardzo szkodliwe. Nie realizując sprzedaży nie mają wystarczających środków na bieżące działanie - choćby na płacenie czynszów czy wypłaty pensji dla pracowników. Ale przede wszystkim nie mają, z czego zapłacić za zamówiony wcześniej towar, który już do nich nadchodzi. Firmy te już raportują, że rozmawiają z bankami o rozłożeniu spłaty kredytów, wstrzymują opłaty za faktoring, leasing. Widać, że znajdują się w złej sytuacji. Mam nadzieję, że tarcza antykryzysowa pozwoli m.in. na obniżenie czy zawieszenie pobierania czynszów dzierżawcom powierzchni w centrach handlowych. Myślę, że takim spółkom da to spory oddech, bo dla nich te opłaty stanowią jedną czwartą ponoszonych kosztów działalności. 

Jak sytuacja wygląda obecnie w innych branżach?

Bardzo dobrze trzymają się spółki budowlane. One cały czas realizują swoje inwestycje, sezon im sprzyja, zima okazała się ciepła. Ich biznesy rozwijają się stabilnie. Dobrze widać to po działalności choćby Budimeksu. 

Jak na obecny kryzys zareagują banki?

Na pewno spodziewane spowolnienie i wzrost bezrobocia do nawet 8-9 proc. (z obecnych nieco ponad 5 proc.) oraz spadek PKB w 2020 roku do 0-1 proc. w br. może odbić się niekorzystnie na bankach. Te, bowiem już raportują, że obniżenie stopy procentowej z 1,5 do 1 proc. przez NBP wpłynie niekorzystnie, w granicach 20-100 mln zł, na wielkość średniorocznego zysku netto przypadającego na jeden bank. Do tego dochodzi zakaz wypłacania dywidend, a to z kolei negatywnie wpłynie na ich wskaźnik ROE (pokazujący ile groszy czystego zysku udało się osiągnąć z 1 zł kapitałów własnych). Ponadto negatywnie na  zysk netto banków wpłynie wyższy poziom rezerw w związku z pogorszonym otoczeniem gospodarczym, czy spadek wolumenów udzielanych kredytów.

Czy zagraża nam wzrost inflacji?

Ewentualny wzrost inflacji na szczęście schłodzą niskie ceny ropy naftowej i benzyny. Z kolei część inflacji, nieuwzględniająca cen żywności, energii i paliw (tzw. inflacja bazowa) jeszcze długie miesiące może być podwyższona, powyżej tzw. celu inflacyjnego RPP (z odchyleniami, tj. 3,5 proc.) . Inflacja w marcu będzie prawdopodobnie wciąż porównywalna z lutową (4,7 proc. w porównaniu z lutym 2019 r.). 


Czy obecne osłabienie złotówki wobec podstawowych walut międzynarodowych będzie dalej się pogłębiać? Czy nasza waluta doszła już do „dna”?

Moim zdaniem w dużej mierze już obecnie rynki zdyskontowały „koronakryzys”. Przypomnę, że ok. 2008 r., podczas poprzedniego kryzysu, złoty osiągnął poziom 4,75 za euro. A na razie doszliśmy kilka dni temu do 4,62 zł. I na tym poziomie złoty się zatrzymał. Z kolei za dolara płaciliśmy  ostatnio w granicach 4,32 zł – są to, wydaje się, poziomy stanowiące wyraźny opór. Widać, że dolar przestał się już umacniać (euro do dolara wzrosło nieco z poziomu 1,07 do 1,11). Gdyby poziom ten miał zmierzać w kierunku do 1,0 byłoby to dla złotego niekorzystne. Jednak amerykański Fed podejmuje wiele działań, które osłabiają dolara, dlatego drastycznego ryzyka dalszego osłabiania złotego obecnie nie ma. Oczywiście zakładając, że sytuacja związana z koronawrusem gwałtownie się nie pogorszy. Cały czas przy tym występuje podwyższona wartość franka szwajcarskiego, który zakotwiczył się w okolicach 4,30 zł i nie widać przestrzeni do spadku. Jest to z kolei pokłosie umocnienia tej waluty wobec euro (w granicach 1,06). Dopóki w tym przypadku nie nastąpi wzrost w stronę 1,10-1,15, to nie ma szans liczyć, by frank potaniał wobec złotego. Trzeba się z tym poziomem liczyć w najbliższych kilku miesiącach. Dopóki się „koronakryzys” nie skończy mało prawdopodobne jest osłabienie franka wobec naszej waluty. Nie jest to niestety dobra wiadomość dla frankowiczów. 
 

Źródło

Skomentuj artykuł: