Europa drży o swoje dostawy gazu. Putin zadziała jak z Mołdawią?

Republika Mołdawii ogłosiła stan zagrożenia w sektorze energetycznym z powodu przerwania dostaw rosyjskiego gazu. Do tej pory Moskwa zawsze używała kurka z gazem do politycznego podporządkowania kraju.

Europa drży o swoje dostawy gazu. Politycy i opinia publiczna na całym świecie spekulują obecnie, czy Rosja w najbliższych miesiącach będzie jeszcze dostarczać wystarczającą ilość gazu, czy też Władimir Putin wykorzysta sztuczny niedobór eksportu gazu jako polityczny środek nacisku i wkrótce zamrozi kontynent.

Jeden kraj już doświadcza tego scenariusza - Mołdawia, jeden z najbiedniejszych krajów Europy, całkowicie uzależniony od rosyjskiego gazu. Co zaskakujące, rosyjski monopolista gazowy Gazprom nalega obecnie na drastyczny wzrost cen dostaw i spłatę rzekomych starych długów. W ostatnich tygodniach rosyjski koncern znacząco zmniejszył ilość gazu dostarczanego do Mołdawii. Eksperci szacują spadek na około 35 procent.

W ubiegłym tygodniu rząd mołdawski ogłosił z tego powodu stan zagrożenia energetycznego. Wiąże się to z ograniczeniami dla dużych odbiorców: Muszą oni przestawić się na olej opałowy jako źródło energii. Jednocześnie rząd może teraz w trybie awaryjnym kupować gaz z alternatywnych źródeł. Mołdawska spółka Energocom już w poniedziałek (25.10.2021) zawarła z Polską umowę na dostawy gazu. Na dostawy gazu z Rumunii będzie trzeba jeszcze prawdopodobnie poczekać. Rurociąg między miastami Jassy (Rumunia) i Ungheni (Mołdawia), który został ukończony dopiero w tym roku, działa na razie tylko na zasadzie próbnej.
Rosja już kilkakrotnie zakręcała Mołdawii kurek z gazem. Obserwatorzy określają obecny kryzys gazowy jako „manewr szantażu" ze strony Kremla.

Od grudnia ubiegłego roku na czele kraju stoi proeuropejska prezydent Maia Sandu. Wygrała wówczas ze swoim rywalem, dotychczasowym prorosyjskim szefem państwa Igorem Dodonem. Jego Partia Socjalistów Republiki Mołdawii (PSRM) przegrała wybory parlamentarne w lipcu tego roku i obecnie jest w opozycji. Od sierpnia rządzi gabinet proeuropejskich sił reformatorskich z Partii Akcji i Solidarności (PAS) pod kierownictwem premier Natalii Gavrility. Nowi polityczni liderzy Mołdawii chcą wyrwać się z moskiewskiego uścisku, dążą do integracji europejskiej i są w trakcie wdrażania drastycznych reform w zakresie praworządności i walki z korupcją.

Nowe władze Mołdawii nie przyjęły jednak konfrontacyjnego kursu wobec Kremla, a wręcz przeciwnie. Prezydent Maia Sandu i członkowie rządu wielokrotnie podkreślali, że Mołdawia jest zainteresowana normalnymi i dobrymi stosunkami z Rosją. Głowa państwa mówi jednak, że stosunki te muszą być równoprawne. Ale Mołdawia jest od tego daleka.

Oficjalnie rosyjskie władze i Gazprom zaprzeczają, jakoby obecny spór gazowy miał jakiekolwiek podłoże polityczne. Ale w zeszłym tygodniu Walentyna Matwijenko, przewodnicząca Rady Federacji i nominalnie numer trzy w państwie rosyjskim, nie kryła wściekłości: „rażące antyrosyjskie uwagi" mołdawskiej prezydent nieuchronnie wpłyną na bilateralne stosunki, powiedziała Matwijenko. Słowa te padły bezpośrednio po spotkaniu z przewodniczącym mołdawskiego parlamentu Igorem Grosu, które również dotyczyło dostaw gazu.

Od 2007 roku Mołdawia płaci za rosyjski gaz cenę opartą na średniej europejskiej dla kontraktów długoterminowych. W roku obowiązywania kontraktu, który wygasł 30 września, było to około 150 dolarów za 1000 metrów sześciennych gazu. Od tego czasu Gazprom zaskakująco nalicza na rynku spotowym gazu obecną cenę, czyli trzy do czterech razy więcej. Zgodnie z tymczasowym kontraktem na październik Mołdawia musi teraz płacić prawie 800 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Gazprom domaga się również spłaty 700 mln dolarów rzekomych dawnych długów.

Według rosyjskiej firmy chodzi tu o rentowność ekonomiczną. Jednak chociażby Białoruś nadal otrzymuje gaz po cenie około 150 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Rząd mołdawski uważa, że cena 200-300 dolarów jest do przyjęcia.

Wydaje się, że również kwestia zadłużenia jest pretekstem. Nominalny dłużnik – mołdawski monopolista gazowy MoldovaGaz – należy w większości do Gazpromu.

Większość rosyjskiego gazu płynie do separatystycznego Naddniestrza. Chociażby należąca do Rosjan elektrownia gazowa MoldGres produkuje tam energię elektryczną. Nią z kolei zaopatrywana jest cała Republika Mołdawii.

Paradoksalnie, to właśnie te wzajemne powiązania sprawiają, że Rosja raczej nie zakręci obecnie całkowicie kurka z gazem dla Mołdawii – spekulują eksperci. W takim przypadku ucierpiałyby nie tylko rosyjskie firmy w Naddniestrzu – również prorosyjskie nastroje w separatystycznym regionie mogłyby się zmienić.

W obliczu całej tej sytuacji w Republice Mołdawii pojawia się obecnie coraz więcej głosów wzywających do radykalnego zerwania z rosyjską zależnością energetyczną. „Niejednokrotnie doświadczyliśmy, że rosyjski gaz jest wykorzystywany jako broń polityczna przeciwko nam” –  mówi DW mołdawski politolog Igor Botan.

„Powinniśmy wreszcie wyciągnąć z tego konsekwencje. Najwyższy czas, abyśmy zdywersyfikowali i zróżnicowali nasze dostawy energii” – dodaje.

Źródło

Skomentuj artykuł: