Nawet przy pewnym odrodzeniu eksportu, choć ono staje wciąż pod znakiem zapytania wobec międzynarodowych wojen handlowych, to wraz z wciąż oczekiwaną koniunkturą na naszych głównych rynkach eksportowych – w Niemczech i innych krajach UE – deficyt handlowy Polski może się utrzymywać, a nawet narastać, podobnie jak deficyt na rachunku obrotów bieżących. Właśnie poznaliśmy dane na ten temat za luty br. Okazało się, że mamy do czynienia z deficytem, choć niewielkim (0,1% PKB), ale po raz pierwszy od dłuższego czasu (zarówno w styczniu br., jak i w poprzednich miesiącach ub.r. odnotowywana była na tym rachunku nadwyżka). Naszym zdaniem do końca roku deficyt ten może wzrosnąć do poziomu 1% PKB - powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego.
Maciej Pawlak: Według danych NBP w lutym br. nastąpiły dalsze spadki w handlu zagranicznym towarami. Wartość eksportu zmniejszyła się o 4,8% w stosunku do lutego 2024 r. i wyniosła 113,8 mld zł. Była więc nie tylko niższa niż w lutym 2024 r., ale także niższa niż w lutym 2023 r. Również wartość importu obniżyła się w lutym br. o 1,2% w porównaniu z rokiem poprzednim i wyniosła 117,6 mld zł – był to najniższy poziom importu od 2021 r. Z czego wynikają równoległe spadki w eksporcie i imporcie? Jak bardzo może się to okazać długotrwałą tendencją?
Piotr Bujak: Wynika to z tego powodu, że w ub. roku słabej radziły sobie inwestycje, podczas gdy jeszcze w 2023 r. rosły one w dwucyfrowym tempie – był to bowiem ostatni rok na wykorzystywanie środków unijnych z poprzedniej wieloletniej finansowej perspektywy unijnej. I zawsze po takim przełomie następuje osłabienie aktywności inwestycyjnej. To było wyraźne w 2024 r. A ponieważ inwestycje są przy tym bardziej importochłonne niż konsumpcja, osłabienie tempa inwestycji oddziaływało w kierunku obniżania dynamiki importu. Ponadto trzeba pamiętać, że w polskich firmach przez ostatnich kilka kwartałów, przez większą część 2024 r. i wcześniej – w trakcie 2023 r. – trwało ograniczanie zapasów.
Z czego to wynikało?
Ponieważ polskie firmy wcześniej w trakcie postpandemicznego odbicia aktywności gospodarczej w 2021-2022 r. bardzo mocno zwiększały stany swoich zapasów, wprost drastycznie, na rekordową skalę. Zaś w 2024 r. trwał proces ograniczania, normalizacji stanów zapasów. To także ograniczało zapotrzebowanie na importowane dobra.
Czy kolejne miesiące przyniosą zmiany na lepsze w naszym handlu zagranicznym?
Jak najbardziej. Środki unijne z KPO napływają – i to będzie pobudzać akcje inwestycyjną naszych firm, a w ślad za tym może być podwyższona dynamika importu. Nawet przy pewnym odrodzeniu eksportu, choć ono staje wciąż pod znakiem zapytania, wobec międzynarodowych wojen handlowych, to wraz z wciąż oczekiwaną koniunkturą na naszych głównych rynkach eksportowych – w Niemczech i innych krajach UE – deficyt handlowy Polski może się utrzymywać, a nawet narastać, podobnie jak deficyt na rachunku obrotów bieżących. Właśnie poznaliśmy dane na ten temat za luty br. Okazało się, że mamy do czynienia z deficytem, choć niewielkim (0,1% PKB), ale po raz pierwszy od dłuższego czasu (zarówno w styczniu br., jak i w poprzednich miesiącach ub.r. odnotowywana była na tym rachunku nadwyżka). Naszym zdaniem do końca roku deficyt ten może wzrosnąć do poziomu 1% PKB.
Przypomnijmy, co się składa na rachunek obrotów bieżących?
To pojęcie szersze niż tylko porównanie wielkości eksportu i importu. Jego głównym elementem jest wartość nadwyżki wydatków kraju z tytułu bilansu handlowego i obrotów usługami (importu towarów i usług) i bilansu odsetek i dywidend na rzecz inwestorów zagranicznych.
Według danych NBP w marcu br. oficjalne aktywa rezerwowe NBP osiągnęły poziom 237,5 mld dol. z czego wartość złota (niemal 497 ton) wyniosła 49,84 mld dol. I tym samym przekroczyła planowany od dawna przez NBP poziom 20% wartości jego aktywów rezerwowych. W samym marcu br. NBP dokupił 16,5 t złota. Polska zajmuje obecnie 13. miejsce na świecie pod względem posiadanych zasobów złota, którego mamy więcej niż m.in. Wlk. Brytania czy Hiszpania. Szczególnie duże zakupy tego kruszcu rozpoczęły się od 2023 r., kiedy jego zasoby zaczęły systematycznie rosnąć z ówczesnego poziomu ok. 220 t do ok. 350 t na początku 2024 r. i ok. 450 t na początku br. Co może być przyczyną wzmożonych zakupów złota przez NBP w ostatnich dwóch latach?
Wiąże się to z obawami o dalszych przebieg wojen i konfliktów na świecie i narastaniem ryzyka geopolitycznego. To wszystko sprzyja wzrostowi popytu na złoto. W tej chwili obserwujemy także skrajnie wysoką niepewność, dotycząca losów światowej gospodarki, w związku z polityką handlową i konwencjonalną USA, przy jednoczesnej awersji do ryzyka na rynkach finansowych. To też podbija ceny złota. Ponadto ulega erozji zaufanie do Stanów Zjednoczonych, zanika przekonanie, że dolar jest bezsprzecznie najważniejszą walutą rezerwową na świecie – choć taki jego status pewnie się jeszcze długo utrzyma. Ale część posiadaczy rozmaitych aktywów uznaje, że nie można mieć pełni zaufania do amerykańskiej polityki. W związku z tym ci inwestorzy w jakimś stopniu próbują zdywersyfikować swoje portfele rezerwowe (mam na myśli banki centralne). I odchodzą od aktywów denominowanych w dolarach USA, takich, jak np. amerykańskie obligacje – zresztą widać, że są już one wyprzedawane i ich wartość w ostatnich dniach, mocno rośnie, zwłaszcza tych długoterminowych, wobec zapowiedzi Trumpa dotyczących ceł. Wobec tego inwestorzy wolą zwiększać w swoich aktywach udziały złota. Bowiem jego wartość jest niezależna od zawirowań geopolitycznych, zmian w amerykańskiej polityce. Pamiętajmy przy tym, że złoto jest jednym takim aktywem, za którym nie stoi żadne zobowiązanie.
Na czym to konkretnie polega?
Gdy kupowane są amerykańskie obligacje, czy same dolary, albo jakakolwiek inna waluta światowa, wszystko opiera się na zaufaniu do emitenta tej waluty czy obligacji. Nie mają one bowiem pokrycia w czymś twardym, poza wiarygodnością ich emitenta. A złoto w tym kontekście pozostaje twardym aktywem – nie ma problemu z wiarygodnością jego emitenta. W świecie, w którym wiarygodność tracą wszyscy, gdzie obecnie można wątpić w stabilność każdej gospodarki na dłuższą metę, nie dziwi, że rośnie zainteresowanie złotem, a to wpływa na wzrost jego wartości. To właśnie jego wiarygodnością w oczach inwestorów można tłumaczyć ustawiczny wzrost cen tego kruszcu w ostatnim czasie – cena złota przekroczyła wyraźnie 3100 dol. za uncję na koniec marca br., co oznacza jego prawie 20% wzrost od początku br.
W Polsce za dolara płacimy obecnie najmniej od czerwca 2021 r. – ocenia Bankier.pl. Obecnie jego kurs wynosi 3,76 zł, choć jeszcze nie tak dawno temu przekraczał 4 zł/dol. np. 4,29 zł - w kwietniu 2023 r. Wielu komentatorów tłumaczy to zjawisko reakcją na politykę prezydenta Trumpa. Czy jego polityka, zwłaszcza w zakresie ceł w handlu USA z innymi krajami, faktycznie tłumaczy w tym przypadku wszystko?
W tym przypadku mogą także wchodzić w grę jakieś działania Chin, które wskutek wojny celnej z USA zmniejszają swoje zaangażowanie w amerykańskie aktywa. I to powoduje zauważalną, wyraźną przecenę amerykańskich obligacji długoterminowych. A jednocześnie osłabia kurs dolara. Ale też można na ten problem spojrzeć szerzej. Nie tylko Chiny mogą w tym momencie zmniejszać swoje zaangażowanie w amerykańskie aktywa. Ale także inwestorzy z wielu innych regionów, także z Europy, którzy są zszokowani niektórymi działaniami amerykańskiej administracji. I mogą zmniejszać swoją ekspozycję na amerykańskie aktywa, dążąc do ograniczenia ogólnego ryzyka swoich portfeli inwestycyjnych, czy też ryzyka związanego z otrzymywaniem aktywów rezerwowych.
Mimo, że od początku kwietnia ropa Brent sprzedawana na europejskich giełdach paliw potaniała z ok. 75 do 63 dol./baryłkę, ceny paliw na stacjach paliw w naszym kraju niemal nie drgnęły. Przy tym nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie ceny ropy miały odbić w górę. A jednocześnie specjalistyczne portale, takie jak e-petrol.pl przewidują jedynie kilkugroszowe obniżki za litr paliw na stacjach benzynowych na okres 14-20 kwietnia. Dlaczego benzyna wciąż kosztuje tyle, co w ostatnich tygodniach? Kiedy jej cena spadnie?
Zazwyczaj dochodzi do 2-3 tygodniowego opóźnienia pomiędzy zmianami cen na rynkach – mam na myśli cenę ropy wyrażoną w dolarach, czy notowania złotego do dolara – a zmianami cen paliw na stacjach benzynowych. Po takim więc czasie powinniśmy zobaczyć efekty spadku cen ropy na skutek zapowiedzi Donalda Trumpa, przy jednoczesnych efektach z tym związanego umocnienia złotego względem do dolara. Tak więc jeszcze musimy się uzbroić w chwilę cierpliwości, by spadek cen także na naszych stacjach paliw był widoczny. Gdyby jednak po dwóch tygodniach do tego nie doszło, trzeba będzie się bardziej głęboko zastanowić, z czego to wynika.