Szewczak: Środki z KPO dla samorządów to bajki z mchu i paproci [WYWIAD]

Obiecywane unijne środki z KPO dla samorządów to wciąż „bajki z mchu i paproci”. Pieniądze te miały być nie wiadomo jakim „kopniakiem” czy też przełomem dla rozwoju lokalnego, ale tak się przecież nie stało. Zlikwidowano nawet istniejący wcześniej „Program Inwestycji Strategicznych” dla samorządów. Jak powiedziała wiceminister finansów Hanna Majszczyk, rząd w tej sytuacji nie przewiduje nawet rozwiązań pomostowych dla gmin, które już zawarły umowy z wykonawcami w ramach tego Programu, ale nie otrzymały jeszcze na to odpowiednich środków - powiedział w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Janusz Szewczak, analityk gospodarczy, były członek zarządu Orlenu.

Maciej Pawlak: Pomimo zauważalnej poprawy nastrojów gospodarczych wśród naszych przedsiębiorców, w większości województw nadal wyrażali oni – według ostatniego raportu GUS - pesymistyczne opinie na temat koniunktury. Negatywne nastroje gospodarcze dominowały przede wszystkim w przetwórstwie przemysłowym, budownictwie, handlu detalicznym oraz w transporcie i gospodarce magazynowej. Widoczne to było w przeważnie ujemnych wartościach regionalnego wskaźnika ogólnego klimatu koniunktury. Z kolei bardziej optymistyczne oceny koniunktury w większości województw zaobserwowano w handlu hurtowym, zakwaterowaniu i gastronomii oraz w informacji i komunikacji. Skąd się biorą, z czego wynikają negatywne nastroje wśród przedsiębiorców w przemyśle, budownictwie, transporcie czy gospodarce magazynowej? Jakie widać w tym zakresie perspektywy poprawy?

Janusz Szewczak: Odnotowano faktycznie jeden z gorszych od dłuższego czasu poziomów negatywnych nastrojów wśród przedsiębiorców. Stanowi to potwierdzenie kilku tez. Po pierwsze gospodarka dla obecnie rządzącej koalicji stanowi kompletnie drugorzędną, jeśli nie trzeciorzędną sprawę. Po drugie rząd Tuska nie dysponuje fachowymi kadrami menedżerskimi. Jednak skoro ten rząd, w tym minister skarbu państwa, był w stanie zgodzić się na zwolnienie z samego tylko Orlenu 95% bezpośredniej kadry menedżerskiej – dyrektorów wykonawczych, nie licząc członków zarządu firmy, to mogło oznaczać tylko absolutną katastrofę. Obrazowo można by to przedstawić porównaniem ze słynącą z dobrego pieczywa piekarnią, która jednego dnia zwalnia pięciu piekarzy i zatrudnia w to miejsce pięciu murarzy do pieczenia chleba. Wiadomo, jak to będzie się musiało skończyć.

A po trzecie?

Chodzi w tym wszystkim także o całkowity brak koncepcji rozwojowej, czy też wizji gospodarczej, jak również o brak osoby odpowiedzialnej za funkcjonowanie strategii rozwoju gospodarczego. Bo prawdę mówiąc opinia publiczna nie zna nazwisk osób odpowiedzialnych za gospodarkę - na pewno nie jest to minister finansów, Andrzej Domański, który np. nie wypłaca należnych środków głównej partii opozycyjnej, mimo wyroku sądowego.

A ponadto za jego kadencji pogłębia się gigantyczny deficyt budżetowy.

Nazwałbym to skutkami fatalnego działania. Te skutki są rzeczywiście dramatyczne w dwóch odsłonach. A więc prosta droga do katastrofy finansów publicznych, w tym gigantycznego, rekordowego deficytu budżetowego w wielkości ok. 300 mld zł. A także gwałtownie przyrastającego długu publicznego, który najprawdopodobniej pod koniec obecnego roku bardzo zbliży się do konstytucyjnego progu 60% PKB, bądź wręcz go przekroczy. Zapewne sytuacja finansów naszego państwa kształtowałaby się lepiej, gdyby odnotowywane były rosnące budżetowe dochody podatkowe – a tak nie jest. Można wręcz powiedzieć, że doszło do dramatycznego spadku zysków (a także przychodów i dochodów) największych spółek Skarbu Państwa. Przecież jeszcze nie tak dawno temu każda z nich potrafiła wpłacać co roku do budżetu państwa po kilkadziesiąt miliardów zł podatków i opłat. Taki Orlen np. wpłacał nawet 60-70 mld zł każdego roku w latach rządów Zjednoczonej Prawicy. Nic więc dziwnego, że – niejako przy okazji - pogłębia się wręcz fatalna sytuacja katastrofalnego zarządzania w służbie zdrowia. Pani minister Leszczyna stanowi tu fenomenalny przykład niekompetencji. Przecież doszło do ok. 20-30 miliardowej dziury w budżecie NFZ, ponadto na ok. 10 mld zł zadłużone są szpitale powiatowe, nieopłacane są także w pełni jednostki służby zdrowia za tzw. nadwykonania przeprowadzanych w nich zabiegów. Zatem można powiedzieć, że jakiego działu gospodarki nie dotknąć, wszędzie nastąpił ogromny regres. W tym – co się szczególnie rzuca w oczy – dotyczy to zastoju w inwestycjach.

Ma to więc przełożenie na wspomniane negatywne nastroje wśród przedsiębiorców ściśle związanych z realizacją inwestycji, a więc np. z branży przemysłowej, budowlanej czy transportu?

Oczywiście. Przecież przedsiębiorcy patrzą na to, czy mają zamówienia. Wobec tego dla wielu z nich, zwłaszcza w obszarze małego i średniego biznesu, niezwykle istotnym polem optymizmu i możliwości zarobkowych, były inwestycje lokalne realizowane przez samorządy. Tymczasem dziś pozostały one kompletnie bez środków z centrali. Kończą wciąż inwestycje finansowane jeszcze za czasów rządów PiS. Ale w ich miejsce nie pojawiają się nowe. Obiecywane unijne środki z KPO dla samorządów to wciąż „bajki z mchu i paproci”. Pieniądze te miały być nie wiadomo jakim „kopniakiem” czy też przełomem dla rozwoju lokalnego, ale tak się przecież nie stało. Zlikwidowano nawet istniejący wcześniej „Program Inwestycji Strategicznych” dla samorządów. Jak powiedziała wiceminister finansów Hanna Majszczyk, rząd w tej sytuacji nie przewiduje nawet rozwiązań pomostowych dla gmin, które już zawarły umowy z wykonawcami w ramach tego Programu, ale nie otrzymały jeszcze na to odpowiednich środków.

W 2024 r. w porównaniu z rokiem poprzednim odnotowano – według GUS - spadek wielkości przewiezionych ładunków we wszystkich rodzajach transportu, z wyjątkiem transportu rurociągowego i lotniczego. Wg danych UTK, także wielkość przewiezionych koleją towarów w samym kwietniu, jak i od stycznia do kwietnia br., okazała się niższa niż rok temu. Co jest główną przyczyną tej sytuacji? Jak duży na to wpływ ma wciąż słaby eksport?

To fakt. Spadający ciągle eksport ma na sytuację przewozów towarów niezwykle istotny wpływ. A transport, czy – szerzej: logistyka, to „elektrokardiogram gospodarki”. A zatem, jeśli w tym obszarze zaczyna się źle dziać, to znaczy, że gospodarka staje i stygnie. I to natychmiast się przekłada zarówno na miejsca pracy, czy na rosnącą liczbę upadłości firm – zwłaszcza małych i średnich. Ale również drastycznie spadają tzw. inwestycje typu „greenfield”, tj. bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Odnotowywane są w tej mierze spadki na poziomie ok. 50% względem poprzednich lat. To wszystko razem prowadzi do wniosku, że nie ma dobrego gospodarza, nie ma stratega gospodarczego. A przy tym cały, dynamiczny rozwój gospodarczy, czy inwestycyjny ma zostać zastąpiony obserwowanym w to miejsce i trwającym od dłuższego czasu „polowaniem na czarownice” – z kolejnymi etapami zatrzymywań i aresztowań opozycyjnych polityków czy menedżerów. I to ma być „zamiast”. Jedno jest przy tym pewne, że żadna zemsta z nienawiści nie napełni budżetu państwa, ani tym bardziej kieszeni i portfeli jego obywateli.

W grudniu 2024 r. mediana wynagrodzeń miesięcznych brutto w gospodarce narodowej wynosiła 7266,80 zł, a więc tyle samo osób zarabiało mniej, jak i więcej, niż ta kwota. Wielkość mediany jednocześnie okazała się – według wyliczeń GUS - niższa o 20,2% od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w tym miesiącu, tj. 9107,20 zł. Czy w przyszłości różnica między obu wskaźnikami powinna się zmniejszać?

Ten trend pogłębiania się różnicy pomiędzy wysokością obu wskaźników jest widoczny – oznacza słabnący wzrost wynagrodzeń. Obecna inflacja spadła do poziomu nieco ponad 4%, ale to przede wszystkim zapowiada dalszy spadek tempa wzrostu wynagrodzeń. W tym kontekście nie dziwią propozycje ministra finansów, który według informacji medialnych zapowiada wzrost od przyszłego roku minimalnych wynagrodzeń na poziomie zaledwie 4,7 zł. Kumulują się wiec obecnie negatywne zjawiska w polskiej gospodarce. Tym samym powstaje autostrada do bardzo poważnego kryzysu finansów publicznych – z ogromnym wzrostem kosztów obsługi zadłużenia, jak również z groźbą – w nieodległej perspektywie – obniżenia międzynarodowych ratingów dotyczących polskiej gospodarki. A także dalej widocznym, w mojej ocenie, brakiem zainteresowania obecnego rządu tą sferą życia społecznego jaka jest gospodarka i budżet państwa.

Źródło
Tagi