Czy za serią podpaleń, także w Polsce, stoją „mali” agenci Kremla?

Najprawdopodobniej po wydaleniu wielu rosyjskich dyplomatów z Unii i Wielkiej Brytanii, którzy de facto byli szpiegami, Moskwa zaczęła werbować nowych, „małych” agentów. Według „Tagesschau” takie posunięcie jest bardzo możliwe. Nasuwa się pytanie: czy stoją oni za serią podpaleń zakładów i obiektów handlowych w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Polsce?

Cztery samozapalające bomby w przesyłkach lotniczych wskazują zdaniem reporterów „Tagesschau”, informacyjnego kanału pierwszego programu niemieckiego radia i telewizji ARD, że może to być systematyczne działanie rosyjskich tajnych służb. Pierwsza z nich spowodowała pod koniec czerwca pożar w centrum logistycznym DHL w Lipsku, kolejne dwa podobne wypadki zdarzyły się w Wielkiej Brytanii i Polsce.

Czwarta przesyłka, podobnie jak pierwsza, trafiła do Niemiec, ale została wykryta zanim jeszcze zaczęła płonąć. To ona miała przynieść śledczym decydujące informacje, które pozwoliły prześledzić drogę, jaką przebyła. Niedługo później zostali aresztowani dwaj podejrzani, jeden w Polsce, drugi na Litwie. Wprawdzie każdy z pakietów nosił adres innego nadawcy, ale to były fałszywki. Rzeczywistym nadawcą miał okazać się osobnik zatrzymany na Litwie.

Zdaniem Michaela Götschenberga i Holgera Schmidta, autorów artykułu zamieszczonego na portalu Tagesschau.de, nie ma pewności, czy za samozapalającymi się przesyłkami rzeczywiście kryją się rosyjskie tajne służby. Takie podejrzenie budzi jednak fakt, że były one skierowane właśnie do Niemiec, Polski i Wielkiej Brytanii (czyli tych państw europejskich, które są najbardziej zaangażowane we wspieranie Ukrainy w jej wojnie obronnej przeciw Rosji).

W każdym razie 8 sierpnia prokuratura generalna w Dreźnie wszczęła postępowanie w związku z pożarem kontenera w składzie DHL, które potem przejęła federalna prokuratura generalna. Sprawa płonących paczek stała się publiczną jednak dopiero pod koniec sierpnia, gdy Urząd Ochrony Konstytucji, czyli niemiecki kontrwywiad, oraz Federalny Urząd Kryminalny wydały ostrzeżenie przed zagrożeniem ze strony samozapalających się bomb w przesyłkach lotniczych skierowanych do niemieckich firm.

Oficjalnego potwierdzenia podejrzenia ze strony prokuratury generalnej, że za tymi aktami sabotażu mogłyby stać rosyjskie służby, jednak nie ma. Według „Tagesschau” do berlińskiego studia ARD (ARD-Hauptstadtstudio) oraz programu SWR z Niemiec południowo-zachodnich miały dotrzeć informacje, że prokurator generalny Jens Rommel uważa te zdarzenia za „czyny o specjalnym znaczeniu dla bezpieczeństwa wewnętrznego” i dlatego w ramach tak zwanego prawa ewokacji (przejęcia postępowania prowadzonego przez niższą instancję) zajął się tą sprawą jako „czynem polegającym na usiłowaniu poważnego podpalenia”.

Autorzy artykułu uważają, że gdyby potwierdziły się podejrzenia, że chodzi o akty sabotażu, opisane przez nich działania pasowałyby do wzoru, który rysuje się już od kilku miesięcy. Niemiecki kontrwywiad przypuszcza bowiem, że pozbawione wskutek wydaleń w ciągu ostatnich kilku lat wielu swoich skrytych za dyplomatycznymi paszportami fachowców działających w państwach Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii rosyjskie tajne służby sięgają teraz po tak zwanych „low level agents”, dosłownie „agentów niskiego poziomu”, albo w luźniejszym przekładzie „małych agentów”.

To według „Tagesschau” ludzie bez wywiadowczego tła i wyszkolenia, ale za to skłonni do działania za stosowne wynagrodzenie. Takimi „małymi agentami” są według federalnego prokuratora generalnego aresztowani w kwietniu w Bayreuth Dieter S. i Alexander J. Na zlecenie rosyjskich tajnych służb mieli przygotować akcje sabotażu na terenie Niemiec. „Konkretnie mieli planować przeprowadzenie ataku na linię kolejową wykorzystywaną do transportu uzbrojenia z Niemiec do Ukrainy” – piszą Götschenberg i Schmidt.

Tego rodzaju przypuszczenia dobrze współgrają z zarejestrowanymi w ciągu ostatnich miesięcy obserwacjami niezidentyfikowanych dronów nad niemieckim terytorium. „Niedawno zauważono nad parkiem przemysłowym Brunsbüttel poruszające się z dużą prędkością wysoce profesjonalne drony, których policja nie była w stanie zlokalizować” – piszą autorzy artykułu na Tagesschau.de. Brunsbüttel to portowe miasto w Szlezwiku-Holsztynie u ujścia Łaby do Morza Północnego. W jego parku przemysłowym ChemCoast Park mieści się kilka znaczących zakładów chemicznych.
W sierpniu, w obawie przed aktem sabotażu, ewakuowana była baza NATO w Geilenkirchen w Północnej Nadrenii-Westfalii, liczącym niespełna 30 tysięcy mieszkańców mieście tuż nad granicą z Holandią, oddalonym 20 kilometrów od Akwizgranu. „Nie ulega wątpliwości, że taki sabotaż, jeśli można by go powiązać z Rosją, stanowiłby nową jakość w konfrontacji z Kremlem” – napisali Michael Götschenberg i Holger Schmidt na portalu Tagesschau.de.
 

Źródło

Skomentuj artykuł: