Królestwo Tajlandii staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem turystycznym. Rosnąca liczba gości z zagranicy oznacza coraz wyższe wpływy z turystyki przyjazdowej, które w ubiegłym roku osiągnęły rekordową wartość ponad 2 bilionów batów (ponad 62 mld USD). W tym roku Tajowie spodziewają się kolejnych rekordów, zarówno jeśli chodzi o liczbę turystów, jak i wielkość przychodów sektora turystycznego.
Tajlandia od dawna zaliczana jest do najbardziej popularnych kierunków wakacyjnych na świecie. O atrakcyjności turystycznej tego kraju decydują nie tylko panujący tam ciepły klimat, piękna i często unikatowa przyroda, rajskie plaże, czy mnogość zabytków kultury materialnej, z przepięknymi świątyniami buddyjskimi na czele. Dla wielu turystów magnesem przyciągającym do Tajlandii jest znana na całym świecie kuchnia tajska, a także bardzo popularny masaż tajski, nie mówiąc o innych bardziej czy mniej wyszukanych rozrywkach dla dorosłych, powszechnie dostępnych w większości miast i kurortach.
Motywem mającym znaczenie przy wyborze Tajlandii jako miejsca wypoczynku może być też powszechnie znana gościnność i przyjazność rodzimych mieszkańców. Nie bez powodu Tajlandia nazywana jest Krainą Uśmiechu. Na pewno czynnikami sprzyjającymi rozwojowi turystyki przyjazdowej są dosyć dobrze rozwinięta infrastruktura turystyczna i relatywnie niskie ceny. Poza tym jest to kraj uznawany za bezpieczny. Chociaż i tam w przeszłości miały miejsca ataki terrorystyczne (m. in. w Bangkoku i na wyspie Phuket), a w popularnych wśród turystów miejscach notuje się wzrost przestępczości pospolitej.
W ubiegłym roku Tajlandię odwiedziło 38,3 mln zagranicznych turystów, tj. o 7,9 proc. więcej niż rok wcześniej. Dzięki temu przemysł turystyczny wygenerował dochód szacowany na ponad 2 biliony batów (ponad 62 mld USD), o ponad 9,6 proc. więcej niż w 2017 r. Ale o miejscu Tajlandii na turystycznej mapie świata świadczy też przykład Bangkoku, który po raz czwarty z rzędu w rankingu Mastercard’s Global Destination Cities Index został uznany za najpopularniejsze miasto świata. Stolica Tajlandii gościła w ub. r. ponad 22 mln turystów, wyprzedzając europejskie stolice Londyn i Paryż, którym nie udało się przekroczyć poziomu 20 mln zagranicznych gości.
Rekordowy napływ turystów do Tajlandii w ostatnich latach to przede wszystkimi zasługa turystów z Azji, a głównie Chińczyków, których z roku na rok przybywa coraz więcej. Według Ministerstwa Turystyki i Sportu liczba turystów z Państwa Środka wzrosła w ub. r. o 7,4 proc. do poziomu ponad 10,5 mln. Natomiast w pierwszej połowie 2019 r. było ich już ponad 5,6 mln. Chińczyków zresztą trudno nie zauważyć w Tajlandii. Zorganizowane grupy chińskich turystów, często ubrane w takie same czapeczki, kurtki można zaobserwować nie tylko podczas zwiedzania świątyń czy muzeów w Bangkoku, ale też wieczorem w dzielnicach rozrywki w Pattayi czy innych nadmorskich kurortach.
Oprócz Chińczyków najwięcej turystów zagranicznych przyjeżdża z Malezji, Korei Południowej, Laosu, Japonii, Indii, Rosji, USA, Singapuru, Wietnamu i Hongkongu. Z każdego z tych kierunków przybyło w ub. r. co najmniej 1 mln turystów Z kolei z Europy Zachodniej najwięcej jest gości z Wielkiej Brytanii i Niemiec. A z naszego regionu najliczniej reprezentowani są polscy turyści, dla których Tajlandia stała się obok Zjednoczonych Emiratów Arabskich jednym z najpopularniejszych kierunków egzotycznych wakacji zimowych. Trudno się temu dziwić, ponieważ gdy Polska jest skuta lodem w Tajlandii temperatury powietrza przekraczają 30 stopni.
W tym roku ruch turystyczny do Tajlandii nie rośnie już tak szybko jak w ubiegłym, ale utrzymuje tendencję wzrostową. Jak poinformowało Ministerstwo Turystyki i Sportu, w pierwszych sześciu miesiącach 2019 r. odnotowano przyjazd 19,8 mln turystów zagranicznych, tj. niecałe 1,5 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. A to oznacza, że nie wiadomo, czy do końca roku uda się przekroczyć liczbę 40 mln odwiedzin turystów zagranicznych. A na początku roku Ministerstwo Turystyki i Sportu prognozowało napływ nawet 41,1 mln turystów zagranicznych (wzrost o 7,5 proc.), którzy mieli wygenerować przychody rzędu 2,6 bilionów batów. Niedawno rząd obniżył prognozę liczby gości zagranicznych do minimalnie poniżej 40 mln osób. Ale i tak będzie to rekordowy wynik. Warto wspomnieć, że jeszcze 10 lat temu do Tajlandii przyjeżdżało „zaledwie” 14,6 mln obcokrajowców.
Według rządowych analiz, czynnikami, które przyczyniły się do mniejszego od planowanego ruchu turystycznego są: spowolnienie gospodarki światowej, napięcia w relacjach handlowych między USA a Chinami, a także umocnienie się narodowej waluty (bat) w stosunku do innych walut.
Nie jest tajemnicą, że spora część zagranicznych turystów odwiedzających Tajlandię nie zadowala się podziwianiem buddyjskich świątyń czy korzystaniem ze słonecznych kąpieli na bardziej czy mniej zatłoczonych plażach nadmorskich kurortów. Kraina Uśmiechu znana jest też ze swojej ciemnej strony – seksturystyki, która ma tam swoją długą tradycję. W powszechnej opinii panuje przekonanie, że przemysł erotyczny w Tajlandii zaczął się rozwijać w okresie wojny wietnamskiej, gdy stacjonowali tam amerykańscy żołnierze, spragnieni bardziej wyszukanych rozrywek od gry w karty. Jednak tak naprawdę wzmożony popyt na usługi erotyczne pojawił się już podczas II wojny światowej, głównie ze strony stacjonujących tam Japończyków. Od tamtej pory seksturystyka stała się jedną z „wizytówek” kraju, przynosząc jej organizatorom pokaźne zyski. Według niektórych szacunków, w okresie największej hossy obroty przemysłu erotycznego mogły stanowić nawet kilkanaście proc. PKB Tajlandii. Rozwój seksturystyki został zahamowany wybuchem paniki związanej z popularyzacją wiedzy o AIDS w latach 80., ale jakiś drastyczny spadek popytu na usługi erotyczne nie nastąpił. I obecnie przemysł erotyczny w Tajlandii - mimo wielu prawnych zakazów - funkcjonuje całkiem nieźle.
Według większości szacunków, usługami erotycznymi zajmuje się w Tajlandii od 200 tys. do miliona osób. Ale są też estymacje zakładające, że w „branży” może pracować nawet 2 mln osób. Rozwoju przemysłu erotycznego nie ogranicza nawet obowiązujący od lat 60. ubiegłego wieku zakaz prostytucji. Prawo obchodzone jest w ten sposób, że domy publiczne działają pod szyldami barów i raczej nie na głównych ulicach dzielnic rozrywki, na których z kolei królują puby, kluby go-go i salony masażu. Notabene w tych ostatnich klienci też mogą czasami liczyć nie tylko na tradycyjny masaż tajski, rożnego typu masaże całego ciała, czy bardzo popularny w Tajlandii masaż stóp i ale i na „ponadstandardową” usługę, zwaną tam „happy endem”.
Nic nie wskazuje na to, żeby administracja chciała jakoś drastycznie ograniczać skalę seksturystyki. Natomiast istnieją ambitne plany dotyczące rozwoju właściwej turystki. Zgodnie z hasłem „New Shades of Emerging Destinations” rząd zamierza promować nieodkryte wcześniej, albo mało znane kierunki, tworzyć nowe miejsca pracy, a co za tym idzie dbać o równomierny rozwój kraju. W ramach nowej strategii rozwoju turystyki Tajlandzka Organizacja Turystyczna (The Tourism Authority of Thailand) wytypowała 55 alternatywnych miejsc i regionów w całym kraju, gdzie wzrost liczby turystów był mniejszy niż w najczęściej odwiedzanych miejscach Tajlandii i teraz będzie je promować. Poza tym większy nacisk ma być położony na promowanie kreatywnej turystyki, obejmującej tajską kulturę, doświadczenia oraz sposób życia, nie zapominając przy tym o stałym podnoszeniu jakości produktu turystycznego.