Główne banki centralne na świecie agresywnie podnoszą stopy procentowe, aby jak najszybciej zdławić inflację. Wysiłkom tym ton nadaje Rezerwa Federalna, co stanowi niezaprzeczalny atut dolara. Ostatnie informacje z gospodarki – w tym dzisiejszy odczyt inflacji – nie zwiastują, że ten fundament siły amerykańskiej waluty miałby w najbliższym czasie kruszeć.
Minął dokładnie rok od lokalnego szczytu WIG20. W tym czasie najważniejszy indeks warszawskiej giełdy runął z 2480 pkt o przeszło 40 proc. i jest praktycznie najniżej od pandemicznego dna. Rentowność polskich dziesięcioletnich obligacji podniosła się z około 2,5 proc. do ponad 8 proc. Dolar podrożał o przeszło jedną czwartą i kosztuje ponad 5 zł.
Ostatnie fale zachorowań na koronawirusa, wojna, widmo kryzysu energetycznego i recesji oraz czynniki lokalne odegrały ważną rolę w napędzaniu rynkowych turbulencji, lecz ich nieustającym źródłem jest rosnąca determinacja głównych banków centralnych, by agresywnym podnoszeniem stóp jak najszybciej zdławić inflację. W wysiłkach tych przoduje Rezerwa Federalna, co stanowi niezaprzeczalny atut dolara. Ostatnie informacje z gospodarki, w tym dzisiejszy odczyt inflacji, nie zwiastują kruszenia tego fundamentu siły amerykańskiej waluty w najbliższym czasie.
Uporczywa inflacja i rozgrzany rynek pracy pieczętują kolejny ostry ruch Fed
– We wrześniu dynamika cen konsumenckich w USA wyhamowała zaledwie z 8,3 do 8,2 proc. rok do roku. Wskaźnik w czerwcu osiągał czterdziestoletni szczyt na poziomie 9,1 proc. rok do roku. Wygasanie inflacji CPI przebiega w ślimaczym tempie. To już szósty kolejny miesiąc, gdy inflacja w USA przekracza pułap 8,0 proc. rok do roku. Uporczywość i impet presji cenowej odzwierciedla też fakt, że w ostatnim roku skala miesięcznego skoku cen okazała się skromniejsza od prognoz zaledwie raz – podkreśla Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
O ile dynamika cen producenckich powoli, ale wygasa, to dynamika cen bazowych w ujęciu rok do roku ustanowiła nowy cykliczny szczyt na pułapie 6,6 proc. Dane o inflacji przypieczętowały czwartą kolejną podwyżkę stóp procentowych o 75 pb i sprawią, że na posiedzeniu 2 listopada Fed podniesie koszt pieniądza do przedziału 3,75-4,00 proc. Rezerwa Federalna nie spuści z tonu, tak długo jak nie dojdzie do bezdyskusyjnego zwrotu inflacji i wyraźnego pogorszenia się kondycji rynku pracy.
– Droga do tego jest bardzo daleka. Rynek pracy jest bowiem wciąż w wyśmienitej kondycji, która cementuje wysoką inflację. We wrześniu stopa bezrobocia obniżyła się w USA do 3,5 proc., a wynagrodzenia były 5 proc. wyższe niż rok wcześniej. Gigantyczny, przeszło dwudziestomilionowy ubytek zatrudnienia w pandemii został w rekordowym tempie odtworzony. Liczba wakatów, choć spada, wciąż przekracza dziesięć milionów etatów – wylicza Bartosz Sawicki.
Nie widać końca bessy i dominacji dolara
Agresywna walka Rezerwy Federalnej z inflacją rozkręca bessę na światowych giełdach, napędza wyprzedaż na rynku obligacji skarbowych i jest fundamentem siły dolara. Tworzy jednocześnie warunki rynkowe, w których inwestorzy stronią od ryzykownych inwestycji, m.in. na rynkach wschodzących. Fed pozostanie niewzruszony rynkowymi turbulencjami czy spadkami cen nieruchomości. Decydenci są świadomi, że bez schłodzenia rynku pracy, stłumienie inflacji nie będzie możliwe i prędzej zbyt mocno zacieśnią politykę, niż przedwcześnie złagodzą jej kurs.
Przekaz płynący od amerykańskich władz monetarnych jest jasny: nie popełnimy błędu przedwczesnego porzucenia restrykcyjnego nastawienia i nie myślimy o obniżeniu stóp w 2023 roku. W rezultacie, w najbliższych tygodniach nie powinna pojawić się znaczna przestrzeń do osłabienia dolara, który od miesięcy niepodzielnie króluje na rynku walutowym. Nie ma też widoków na wyrwanie się parkietów akcyjnych z bessy.
– Dolar korzysta na polityce Fed jako bezpieczna waluta i fundament systemu finansowego jest beneficjentem ucieczki inwestorów od akcji i obligacji. Sprzyja mu także wiodąca pozycja USA pod względem wydobycia ropy i gazu. To, co jest mocną stroną dolara, stanowi o słabości euro i złotego. Kurs EUR/USD w obliczu widma kryzysu energetycznego i ryzyka głębokiej recesji w Europie powinien do końca roku pozostać poniżej parytetu. W rezultacie, nawet w czwartym kwartale – w umiarkowanie optymistycznym scenariuszu – wciąż będziemy płacić za dolara zapewne więcej niż 4,75 zł. Na razie zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest śrubowanie przez USD historycznych rekordów z września – podsumowuje ekspert Cinkciarz.pl.