W niemieckich miejscowościach wypoczynkowych coraz bardziej odczuwalny staje się kryzys kadrowy w branży gastronomicznej. Braki personelu wymuszają skrócenie godzin otwarcia restauracji, piekarni i kawiarni, co negatywnie wpływa na obsługę urlopowiczów i jakość świadczonych usług.
W regionach takich jak Szlezwik-Holsztyn czy Meklemburgia-Pomorze Przednie wiele lokali gastronomicznych decyduje się na późniejsze otwieranie kuchni, wcześniejsze zamykanie oraz dodatkowe dni wolne. Nawet popularna wyspa Sylt na Morzu Północnym zmaga się z tak poważnym niedoborem pracowników, że niektóre oddziały piekarni zostały całkowicie zamknięte. W odpowiedzi na sytuację, właściciel jednej z sieci uruchomił samoobsługowy punkt sprzedaży w miejscowości Westerland – bez kasjera, bezgotówkowy, dostępny przez cały dzień.
Po prostu mamy za mało pracowników – mówią właściciele lokali, którzy w wielu przypadkach całkowicie rezygnują z serwowania lunchu. Kryzys dotyczy nie tylko kucharzy i kelnerów, ale też sprzedawców, pomocników i personelu sprzątającego.
Jak zauważa Axel Strehl, prezes oddziału Niemieckiego Stowarzyszenia Hoteli i Restauracji (Dehoga) w Szlezwiku-Holsztynie, do pogorszenia sytuacji przyczynia się także zmiana stylu życia turystów. „Goście coraz częściej jedzą późne śniadanie, pomijają lunch, a w zamian wybierają lekki posiłek w ciągu dnia” – tłumaczy Strehl. Zyskuje na tym kolacja, która staje się głównym punktem dnia gastronomicznego. Lokale zaczynają więc dostosowywać godziny pracy do nowego rytmu dnia urlopowiczów.
Niedobory kadrowe to nie tylko efekt bieżącej sytuacji. Wiele osób, które straciły pracę w gastronomii podczas pandemii COVID-19, nie wróciło do zawodu. Branża nie przyciąga też zbyt wielu nowych pracowników, m.in. ze względu na niskie wynagrodzenia, wymagający tryb pracy i brak stabilności zatrudnienia.
Dodatkowo lokale muszą mierzyć się z rosnącymi kosztami energii, pracy oraz – w wielu przypadkach – wysokimi cenami produktów spożywczych. Wszystko to sprawia, że prowadzenie działalności gastronomicznej w miejscowościach turystycznych staje się coraz trudniejsze.
Niemieckie Stowarzyszenie Hoteli i Restauracji bije na alarm. Jak podkreśla jego oddział w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, liczba dni, w których restauracje i piekarnie pozostają zamknięte, rośnie nawet w szczycie sezonu urlopowego. Oznacza to nie tylko straty finansowe dla właścicieli, ale też rosnące niezadowolenie wśród turystów.
Brak możliwości pełnego wykorzystania potencjału gastronomii to poważne zagrożenie dla całego sektora turystycznego w Niemczech. Bez natychmiastowych działań – takich jak zwiększenie atrakcyjności pracy w gastronomii czy ułatwienie zatrudniania pracowników z zagranicy – problem ten może się tylko pogłębiać.