Bujak dla filarybiznesu.pl: Inflacja do końca 2024 r. wzrośnie maksymalnie do poziomu 5-6%
To, że rośniemy, mimo że w naszym najbliższym otoczeniu sytuacja gospodarcza jest nie najlepsza, okazało się możliwe. Natomiast wymaga to rzecz jasna wysiłku, odpowiednich dostosowań w polityce gospodarczej i stabilności makroekonomicznej. Zaś w obecnej chwili takie warunki są zachowane. W związku z tym nie dziwią prognozy, wskazujące na to, że niemiecka gospodarka będzie w najbliższym roku czy nawet dwóch-trzech latach balansować na krawędzi recesji, znajdzie się w stagnacji, a nasza – powinna odnotować w tym czasie bardzo solidny wzrost gospodarczy, w okolicach 4% - mówi w wywiadzie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP.
Maciej Pawlak: Podczas swej ostatniej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński przedstawił m.in. wykres, z którego wynikało, że skumulowany wzrost realnego PKB w latach 2004-2023 wyniósł w Polsce 104,2%, podczas gdy w strefie euro 23,5%, a więc u nas okazał się prawie 4,5 razy wyższy. Czy w sytuacji, gdy gospodarki największych krajów eurostrefy, w tym Niemcy, wciąż przeżywają recesję, lub pozostają w stagnacji, a nasza wychodzi na plus, mamy szansę na podobnie szybki rozwój i dogonienie gospodarek eurostrefy w najbliższych latach?
Piotr Bujak: Jest to jak najbardziej możliwe. Pamiętajmy, że w ciągu ostatnich ponad 30. lat, gdy polska gospodarka się szybko rozwijała, zdarzały się epizody stagnacji czy nawet głębokiej recesji u naszych głównych partnerów handlowych, a nasza gospodarka i tak rozwijała się w tym okresie. Okazało się nawet, że w 2020 r. była jedyną gospodarką w całej Unii Europejskiej bez odnotowanej recesji. To, że rośniemy, mimo że w naszym najbliższym otoczeniu sytuacja gospodarcza jest nie najlepsza, okazało się możliwe. Natomiast wymaga to rzecz jasna wysiłku, odpowiednich dostosowań w polityce gospodarczej i stabilności makroekonomicznej. Zaś w obecnej chwili takie warunki są zachowane. W związku z tym nie dziwią prognozy, wskazujące na to, że niemiecka gospodarka będzie w najbliższym roku czy nawet dwóch-trzech latach balansować na krawędzi recesji, znajdzie się w stagnacji, a nasza – powinna odnotować w tym czasie bardzo solidny wzrost gospodarczy, w okolicach 4%.
Gospodarka Niemiec i kilku innych krajów UE to nasi najwięksi partnerzy w wymianie handlowej z zagranicą. Czy wobec tego recesja, czy stagnacja, którą odnotują w najbliższym czasie, nie będzie negatywnie oddziaływać na nasze szanse rozwojowe?
Trzeba tu uwzględnić strukturę niemieckiej gospodarki, a jednocześnie charakter naszej ekspozycji na popyt z Niemiec. Otóż po pierwsze w tym kraju problemem jest przede wszystkim przemysł motoryzacyjny i kilka innych sektorów przemysłu, takich, jak chemiczny. Natomiast sytuacja na rynku pracy, popyt konsumpcyjny wyglądają całkiem nieźle. A Polska sprzedaje do Niemiec głównie towary konsumpcyjne. Jest to jeden z czynników, które wyjaśniają naszą względną odporność na pogorszenie koniunktury w Niemczech. Poza tym należy pamiętać, że kraj ten przeżywa trudności głównie ze względu na odcięcie od tanich, rosyjskich surowców energetycznych. My ten szok przeżyliśmy wcześniej, sami sobie go zresztą zaaplikowaliśmy, odcinając się w przeszłości stopniowo od rosyjskich surowców energetycznych. Okazuje się to zresztą teraz, że było to bardzo rozsądne strategicznie posunięcie. Kolejna rzecz różniąca gospodarki Niemiec i Polski to ekspozycja na popyt z Chin. Otóż Niemcy są bardziej zależne od chińskiego popytu niż Polska. Nawet uwzględniając pośrednie powiązanie naszej gospodarki z chińską poprzez Niemcy. Jest to więc kolejny element, który powoduje, że Polska może radzić sobie całkiem nieźle, nawet jeśli Niemcy przeżywają problemy.
Dlaczego?
Bo ich słabość związana jest ze specyficznymi czynnikami, które dotyczą ich, ale nie dotyczą zarazem Polski. Występuje tu jeszcze jeden bardzo istotny czynnik – sytuacja w branży motoryzacyjnej. Niemiecki przemysł motoryzacyjny przeżywa kryzys. To się wiąże ze spóźnionymi i niedostatecznymi dostosowaniami do dynamicznego rozwoju samochodów elektrycznych. W Niemczech produkcja w tej branży znajduje się od co najmniej pięciu lat w trendzie spadkowym. Natomiast Polska wsiadła do tego „pociągu” pt. elektromobilność, choć co prawda nie doczekaliśmy się własnej marki samochodu elektrycznego. Ale jednocześnie produkujemy bardzo dużo części do takich pojazdów. Jesteśmy jednym z nie tylko europejskich, ale i globalnych liderów w produkcji i w eksporcie baterii do elektroaut. To też wyjaśnia więc różnice pomiędzy zachowaniem niemieckiej i polskiej gospodarki.
Kiedy może nastąpić zrównanie wielkości naszego PKB i krajów strefy euro według tzw. parytetu siły nabywczej?
Moim zdaniem jest w zasięgu polskiej gospodarki takie zrównanie się w horyzoncie najbliższych 20 lat. A myślę, że przy jakimś korzystnym splocie okoliczności – może nawet wcześniej. Np. gdyby w Niemczech i innych gospodarkach zachodnioeuropejskich sytuacja pozostawała wciąż nienajlepsza, a w naszej działo się dobrze. Ale myślę, że najbardziej realistyczny horyzont, kiedy do tego zrównania poziomów mogłoby dojść, oczywiście przy założeniu, że nie ma na to 100-proc. gwarancji i przy zachowaniu najwyższego wysiłku z naszej strony, to najbliższe 20 lat, powiedzmy do 2040 roku.
Inflacja CPI według szybkiego szacunku GUS w grudniu 2023 r. w porównaniu z grudniem 2022 r. wyniosła 6,1%, a w stosunku do listopada - 0,1%. Przy czym największy wpływ na taki wynik miały ceny paliw do prywatnych środków transportu, które staniały w tym okresie o 6 pkt. proc. Czy w I kwartale br. inflacja będzie dalej spadać? Czy nie grozi nam powtórka sprzed roku, kiedy wynosiła ponad 16-18%, np. gdyby władze nie przedłużyły 0-proc. VAT na żywność i zamrożonych cen prądu?
To samo w sobie na szczęście nie jest w stanie wywołać takiej 16-18 procentowej inflacji. Maksymalny efekt zniesienia wciąż jeszcze obowiązujących elementów Tarcz antyinflacyjnych na wielkość stopy inflacji oceniam na maksymalnie do 4-5 punktów proc., łącznie ze zniesieniem 0-proc. VAT na żywność. Oznacza to, że z obecnego poziomu w najgorszym razie inflacja podskoczyłaby do 10-11%. W porównaniu zaś z „dołkiem” na poziomie 3%, który spodziewany jest w marcu-kwietniu br. inflacja wzrosłaby do 9%. Zdaje się przy tym, że jest to najgorszy poziom inflacji, jaki nam grozi w tym roku, w najgorszym scenariuszu. Bo trudno sobie wyobrazić, żeby wszystkie elementy Tarcz zostały jednorazowo wycofane. Moim zdaniem będzie to proces stopniowy, wobec tego myślę, że inflacja do końca br. wzrośnie maksymalnie do poziomu 5-6%. Nastąpi to po jej wcześniejszym spadku w okolice 3% w okolicach marca-kwietnia. A następnie umiarkowanie odbije do 5-6%, co oznacza, że będzie wówczas i tak niższa, niż na koniec 2023 r.
Chociaż na osiągnięcie tzw. celu inflacyjnego (ok. 2,5%) musimy jeszcze poczekać, pewnie do 2026 r…
Spadek inflacji właśnie do tego poziomu będzie zapewne najtrudniejszy. Nie zapominajmy bowiem, że w warunkach ożywienia gospodarczego, które jest powszechnie oczekiwane, wiodącą rolę będzie odgrywał popyt konsumpcyjny. A to w obecnej sytuacji na rynku pracy, przy mocnym, dwucyfrowym wzroście płac, co generuje presję kosztową dla firm, nie będzie środowiskiem sprzyjającym osiągnięciu celu inflacyjnego. Zatem nie dziwi, że cała Rada Polityki Pieniężnej, co byłoby do niedawna zaskakujące, nie rozważa na razie kontynuacji obniżek stóp procentowych.
Jakie są szanse na utrzymanie relatywnie mocnego złotego wobec euro i dolara w kolejnych miesiącach? Jakie podstawowe czynniki o tym zdecydują?
Przede wszystkim przejście głównych światowych i europejskich banków centralnych do obniżek stóp procentowych – to będzie poprawiać nastroje inwestycyjne na świecie, zwiększać apetyt na ryzyko, będzie sprzyjać aktywom i walutom takich gospodarek, jak polska. A dodatkowo decydujące będą lokalne czynniki, czyli bardziej konserwatywne podejście NBP, tj. utrzymywanie relatywnie wysokich stóp procentowych oraz bardzo dobra sytuacja w naszym bilansie płatniczym, czy wysoka konkurencyjność naszej gospodarki. Ale także prawdopodobieństwo zwiększonego napływu środków unijnych do Polski.