Na początku przyszłego roku, przy granicy litewskiej, ruszy budowana - w oparciu o rosyjskie pieniądze i technologie - białoruska elektrownia jądrowa Ostrowiec o mocy 2,4 GW. Rząd litewski zarzuca realizatorom przedsięwzięcia niedopełnianie procedur bezpieczeństwa nazywając inwestycję „rosyjskim projektem geopolitycznym”.
Litwa protestuje już od ponad 10 lat - od momentu, kiedy Białoruś zdecydowała się na zlokalizowanie swojej elektrowni jądrowej zaledwie 23 km od granicy i 55 km od Wilna. To znacznie bliżej niż do Mińska oraz innych większych miast Białorusi. Dzisiaj Litwini nie mają już żadnych nadziei, że niebezpieczną w ich opinii elektrownie jądrową w Ostrowcu da się powstrzymać.
Lista zastrzeżeń Litwy wobec białoruskiej inwestycji jest długa. Oprócz lokalizacji przy samej granicy, Wilno zarzuca Mińskowi brak transparentności przedsięwzięcia oraz brak zbadania jego bezpieczeństwa oraz wpływu na środowisko na Litwie. Przy budowanej elektrowni przepływa rzeka Wilia, która potem płynie przez wiele litewskich miast, w tym Wilno i Kowno.
- W razie wypadków z udziałem ciekłych ścieków promieniotwórczych trafiłyby one do ziemi i wód Wilii
Władze w Wilnie wyliczają incydenty, które na przestrzeni lat miały miejsce na terenie budowy. Najpoważniejsze dotyczą wypadków związanych z możliwością uszkodzeń korpusu jednego z reaktorów. Litwa składała już liczne skargi do organów międzynarodowych m. in. Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA), jednak nie przyniosły one spodziewanych rezultatów.
Wprawdzie Komitet Wdrażania Konwencji Espoo orzekł, że Białoruś załamała postanowienia konwencji o zapobieganiu szkodom w środowisku, ale strona białoruska temu zaprzeczyła.
- Białoruś i Rosja mają własne organy nadzoru jądrowego i nie są sygnatariuszami konwencji międzynarodowych – wyjaśnia niemożność podjęcia skutecznych działań Augutis.
Obecnie elektrownia przygotowuje się już do cyklu testowego przed importem paliwa jądrowego. To ostatni krok przed uruchomieniem pierwszego z dwóch bloków. Jego premiera planowana jest na pierwszy kwartał 2020 roku.
Litwa już przed kilkoma miesiącami zapowiedziała, że nie pozwoli białoruskiej energii elektrycznej wejść na swój rynek. Tego samego, w ramach solidarności oczekiwała od swoich sąsiadów. Tak się wreszcie stało w przypadku Polski. W mijającym tygodniu pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski przypomniał że Polska będzie utrzymać własne wytwarzanie energii na wystarczającym poziomie, by zabezpieczyć potrzeby rynku wewnętrznego.
- Nie zamierzamy importować energii z Rosji i Białorusi niezależnie od tego, czy pochodzi z elektrowni jądrowych czy źródeł opartych na innych technologiach – zapewnił Naimski.