Koronawirus przestraszył turystów. Biura podróży odwołują wiele zagranicznych imprez, a popyt na krajowe wyjazdy rośnie - pisze dzisiaj "Dziennik Gazeta Prawna".
- Wszystko wskazuje na to, że szykuje się kolejny dobry sezon, nie tylko nad polskim morzem, lecz także na Mazurach i w górach – uważa Jacek Piasta, ekspert Instytutu Hotelarstwa, cytowany przez "DGP".
Jak pisze dziennik, hotelarze mówią o wzmożonym ruchu w rezerwacjach. Karolina Marszałek, menedżer hotelu Lubicz w Ustce, przyznaje, że telefon z pytaniami o dostępność pokoi latem dzwoni na okrągło. Codziennie też spływają kolejne potwierdzenia rezerwacji.
- Właśnie zabukowałam kolejne miejsce na lipiec – mówi. Jak tłumaczy, zwykle takie zainteresowanie jak teraz jest widoczne w kwietniu. Dominują klienci z Polski.
Według dziennika, hotelarze na razie są zadowoleni z obrotu sprawy, mają jednak świadomość, że ewentualny wybuch epidemii koronawirusa w Polsce może ostatecznie pokrzyżować im plany. Może bowiem sprawić, że nikt nie będzie chciał opuszczać domu, także latem, a na pewno nie będzie chciał jeździć tam, gdzie jest dużo ludzi.
- Branża straci, gdy epidemia wybuchnie również w Polsce. Dlatego należy pomyśleć o rozwiązaniach, które uchronią ten sektor, ale i biura podróży przez kłopotami na wypadek takiej sytuacji – mówi Paweł Niewiadomski, prezes Polskiej Izby Turystyki.
I jak dodaje, "być może przyszedł czas na powołanie sztabu kryzysowego".
- Dobrym rozwiązaniem byłoby też powołanie funduszu katastrof na wzór holenderskiego, na który składki płaciliby sami przedsiębiorcy. To może być jednak trudne do przeprowadzenia w praktyce. Branża się mobilizuje w razie kłopotów, potem następuje rozprężenie. A ważne jest, by taki fundusz działał przez cały czas. Wtedy ma sens