Bazowe oczekiwania są takie, że z naszym eksportem nie będzie w najbliższych latach zbyt dobrze. Wobec tego w kontekście wzrostu PKB liczymy bardziej na wzrost konsumpcji wewnętrznej i na inwestycje. Zwłaszcza, że przecież jednocześnie chcemy wydawać 5 proc, naszego PKB na obronność. To też w dużej mierze będzie generować popyt importowy, co spowoduje utrzymanie się ujemnego salda handlowego - mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, wiceprezes Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej.
Maciej Pawlak: W kwietniu, według danych GUS, inflacja CPI wyniosła 4,3% w porównaniu z kwietniem 2024 r. Przy czym ceny usług wzrosły w porównaniu z kwietniem ub. roku o 6,3%, a towary - o 3,5%. W stosunku do marca ceny towarów i usług wzrosły o 0,4% (w tym usług o 1,1%, a towarów o 0,2%). Najbardziej w ciągu roku podrożały ceny: żywności i napojów (o 5,3%), alkoholu i tytoniu (o 6,1%), użytkowania domu i nośników energii (o 10,8%), zdrowia (o 5,3%), edukacji (o 8,1%) oraz restauracji i hoteli (o 6,1%). Jak wpłynie na poziom inflacji planowane jeszcze w br. całkowite uwolnienie cen nośników energii?
Łukasz Kozłowski: Jest to czynnik, który będzie podtrzymywał podwyższoną inflację. Ponieważ, gdy porównamy sytuację obecną z ubiegłoroczną, to częściowe wówczas odmrożenie cen nośników energii spowodowało, że w II półroczu 2024 r. inflacja podskoczyła do poziomu powyżej celu inflacyjnego RPP: z 2,6% w czerwcu do 4,2% w lipcu i 5,0% w październiku. Ale planowane za kilka miesięcy całkowite uwolnienie cen energii związane jest z koniecznością ich przywrócenia do poziomu, który panuje realnie na rynku. Może być to więc czynnik, który spowoduje przedłużenie okresu występowania podwyższonej inflacji. Natomiast wydaje się, że nie czeka nas bardzo dramatyczny skok cenowy, ponieważ widać, że ceny wielu nośników energii na rynkach generalnie prezentują się w miarę korzystnie. A to prawdopodobnie spowoduje, że nie będzie tak dużego wzrostu cen energii, jakiego moglibyśmy oczekiwać jeszcze kilka miesięcy temu.
Co to w praktyce może oznaczać?
To całkowite uwolnienie cen energii będzie rzecz jasna czynnikiem, który podbije poziom inflacji, natomiast widać, że jest szansa, iż nie podbije to inflacji do poziomu 5-6%, ale do takiego, która co prawda przekroczy cel inflacyjny, a ściśle jego górny, dopuszczalny poziom (3,5%) ale nie bardzo wyraźnie. Myślę, że będzie to ok. 4,5%.
Kiedy inflacja powróci bardziej trwale do celu inflacyjnego RPP NBP (1,5-3,5%)?
Myślę, że jest to perspektywa przyszłego roku. W 2026 r. powinna się znaleźć w celu. A gdy nie nastąpią w gospodarce jakieś nieprzewidywalne obecnie szoki, powinno to być zjawiskiem trwałym.
PKB Polski w I kwartale 2025 r. wzrósł według szacunków GUS rok do roku o 3,2 proc. Jednak w IV kwartale ub.r. wzrost ten wyniósł 3,4 proc. Jakie mogą być przyczyny spadku tempa wzrostu PKB w I kw. br.? Jakie są szanse na zaplanowany w ustawie budżetowej wzrost PKB w całym br. o 3,9 proc.?
Owe 3,2 proc. wzrostu PKB w I kwartale br., w porównaniu z I kw. ub.r. nie jest wynikiem najgorszym. Bowiem wiele prognoz wskazywało na to, że w I kwartale br. wzrost PKB okaże się niższy – wielu analityków rynku spodziewało się w swoich prognozach znaczniejszego spowolnienia tempa wzrostu. Zatem czynnikiem, na który oczekuje się, że będzie warunkiem ożywienia gospodarczego w tym roku, będzie uruchomienie inwestycji na większą skalę. Ponieważ czynnik oddziaływania konsumpcji na PKB już jakoś działa, choć jej poziom wciąż nie zachwyca. Nasze społeczeństwo powraca zatem do konsumpcji, ale to wciąż nie jest skala jej przyrostu, jaka miała miejsce jeszcze kilka lat temu. Jednak dopełnieniem czynników, które bezpośrednio przekładają się na wzrost gospodarczy maja być dopiero inwestycje zakładane w najbliższych 2 latach, które, według wieloletnich założeń makroekonomicznych przyjętych przez ministerstwo finansów, mają rosnąć na poziomie 8% rocznie. Wydaje mi się, że realizacja tego elementu okaże się kluczowa dla dalszego wzrostu PKB Polski. Natomiast wygląda na to, że inwestycje – i to na dużą skalę - stanowią czynnik, na który wciąż bardzo czekamy. I niestety wciąż czynnik wzrostu eksportu nie jest rozkręcony. Wygląda więc na to, że trzeba będzie nań czekać dłużej niż na wzrost inwestycji. Ponieważ rozwój eksportu uwarunkowany jest sporą słabością naszych głównych partnerów handlowych.
Czy na tempo wzrostu PKB nie ma istotnego wpływu narastająca wielkość deficytu budżetowego?
Z różnych badań wynika, że nadmierny poziom zadłużenia stanowi czynnik zagrażający wzrostowi gospodarczemu w długim terminie. Natomiast w odniesieniu do efektów krótkoterminowych, wydaje się, że obecny deficyt budżetowy, który jest naprawdę duży, raczej trudno postrzegać jako czynnik, który w sposób istotny hamuje wzrost gospodarczy. Choć, paradoksalnie, gdybyśmy mieli niższy deficyt, być może wzrost gospodarczy był nieco wolniejszy. Bowiem deficyt stanowi czynnik, który stymuluje popyt i spożycie w gospodarce. Są wydatki rządowe, które nie są finansowane z podatków, ale funkcjonują na zasadzie finansowania zewnętrznego, ze środków unijnych, które nie będzie spłacane natychmiast, ale w przyszłości. Tak więc zaryzykowałbym tezę, że w rzeczywistości, na krótką metę, obecny wysoki deficyt bardziej podbija wzrost gospodarczy, niż go ogranicza. Ale rzecz jasna należy to oceniać bardziej kompleksowo – także w ujęciu długoterminowym. Bowiem musimy redukować deficyt i to nie tylko ze względu na unijną procedurę nadmiernego deficytu. Ale także ze względu na to, iż stanowi on na dłuższą metę zagrożenie stabilności makroekonomicznej naszej gospodarki. Gdyby sytuacja obecnej nierównowagi finansowej budżetu państwa utrzymywała się przez dłuższy czas, to rządzący muszą rozpatrywać ją jako jedno z najważniejszych wyzwań, które stoi przed polityką gospodarczą Polski na najbliższe lata. Jest to bowiem tak duży deficyt, że się go nie da ograniczyć w ciągu jednego czy dwóch lat – to zadanie na dłuższy okres.
Jak poinformował GUS eksport w styczniu – marcu 2025 r. wyniósł 92,4 mld USD, a import 94,4 mld USD, co oznacza spadek w skali roku w eksporcie o 3,9%, a w imporcie - wzrost o 2,1%. Przy czym ujemne saldo w handlu zagranicznym ukształtowało się na poziomie 2,0 mld USD (w I kw. 2024 r. było dodatnie i wyniosło 3,7 mld USD). Kiedy mogą zostać zahamowane negatywne tendencje w naszym handlu zagranicznym?
Myślę, że to kwestia jeszcze co najmniej kilku kwartałów. Jest to uwarunkowane przede wszystkim słabym popytem w krajach strefy euro – naszych głównych partnerów handlowych. Pewnie zacznie się on polepszać – Europejski Bank Centralny obniża stopy procentowe, co poprawia warunki kredytowe i może stanowić stymulację wzrostu popytu w tych gospodarkach. Rzecz jasna wiele też zależy od tego, jak dalej ewentualnie będzie postępować rozwój wojny handlowej pomiędzy USA, a Unią Europejską. Większe zakłócenia w ich wzajemnych relacjach zwiększają ryzyko także dla rozwoju handlu zagranicznego naszego kraju. Zwłaszcza, że mimo, iż Polska bezpośrednio wiele nie eksportuje do USA, bowiem jest to dla nas partner handlowy, do którego eksport stanowi ok. 3,6 proc. całego polskiego eksportu (5,3 proc. importu). Natomiast w odniesieniu do eksportu wartości dodanej, a więc uwzględniającego wkład wszystkich krajowych czynników produkcji eksportowanego towaru/usługi, USA są naszym partnerem handlowym nr 2. A zatem pośrednio produkty polskiego eksportu, także po przetworzeniu w innych krajach, są w dużej mierze eksportowane do USA. Zatem trzeba patrzeć na to ryzyko, o którym tu mówimy, w szerszym kontekście. Biorąc je przy tym pod uwagę przewidywanie przyszłości jest bardzo trudne.
Dlaczego?
Z uwagi na pewną niestabilność polityki za oceanem realizowanej w tym zakresie. Choć dostrzec można pewne pozytywne sygnały, świadczące o tym, że na szczęście po stronie USA jest pewna skłonność do zawierania rozmaitych ugód, czy łagodzenia początkowo bardzo ostrego stanowiska. A to, jak myślę, rokuje pozytywnie – a więc brak realizacji najczarniejszych scenariuszy, które jeszcze miesiąc temu były dość często kreślone. Nie zmienia to jednocześnie faktu, że strefa euro znajduje się dopiero w początkowej fazie ponownej poprawy koniunktury, po jej wyraźnym osłabieniu w ostatnim czasie. W tym kontekście kluczowe są Niemcy, których sytuacja wygląda nie najlepiej. Być może dzięki uwolnieniu się od ograniczeń budżetowych Niemcy będą więcej wydawać, a w konsekwencji powinien to być – choć na krótką metę – czynnik, który będzie pobudzał popyt, co jest z punktu widzenia Polski wiadomością pozytywną. Ponieważ pozwalałby nam więcej eksportować na ten rynek. Do tego istnieje perspektywa, zapewne przyszłego roku, kiedy efekty tych zmian w Niemczech będzie można dostrzec. Warto zauważyć, że polskie ministerstwo finansów w opublikowanych założeniach makroekonomicznych zakłada, że przez kilka kolejnych lat dojdzie do szybszego wzrostu importu niż eksportu. Wobec tego eksport, w kontekście wzrostu naszego PKB, nie będzie czynnikiem, który będzie sprzyjał naszej gospodarce. Być może jednak to się w końcu zmieni. Ale bazowe oczekiwania są takie, że z naszym eksportem nie będzie w najbliższych latach zbyt dobrze. Wobec tego w kontekście wzrostu PKB liczymy bardziej na wzrost konsumpcji wewnętrznej i na inwestycje. Zwłaszcza, że przecież jednocześnie chcemy wydawać 5 proc, naszego PKB na obronność. To też w dużej mierze będzie generować popyt importowy, co spowoduje utrzymanie się ujemnego salda handlowego.
Czy jeszcze w tym roku, przy wciąż trwającej stagnacji w Niemczech, w sytuacji, gdy import z Niemiec do Polski systematycznie się zmniejsza, a z Chin – systematycznie zwiększa, Chiny mają szansę stać się naszym partnerem nr 1 w imporcie w miejsce Niemiec?
Myślę, że to jednak nastąpi nie prędko. Niemcy są wciąż naszym głównym partnerem handlowym. Nawet gdy ich gospodarka stanęła w miejscu, to siła dotychczasowych więzi kooperacyjnych między firmami obu krajów plus efekt bliskości geograficznej – stanowią czynniki na tyle istotne, że raczej sobie nie wyobrażam, by status Niemiec jako głównego partnera handlowego Polski, był w jakikolwiek sposób zagrożony w krótkim terminie.