Strefa euro potrzebuje odbudowy popytu - a więc spadku inflacji, ewentualnej perspektywy luzowania polityki pieniężnej, czy przyrostu dochodów realnych - to czynniki, na które w tym kontekście najbardziej można liczyć. Natomiast na poziomie strukturalnym obecnie doświadczamy kolejnego okresu, kiedy Europa pozostaje w tyle za Stanami Zjednoczonymi, które obecnie pozostają bastionem wzrostu gospodarczego. Myślę, że w perspektywie bardziej długoterminowej kluczowe będzie, w jaki sposób zdefiniowane zostanie źródło konkurencyjności europejskiej gospodarki - powiedział w wywiadzie z Maciejem Pawlakiem dla portalu filarybiznesu.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, wiceprezes Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej.
Maciej Pawlak: „Jesteśmy prawdopodobnie w celu inflacyjnym” – powiedział na czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP, Adam Glapiński. Jeśli w lutym inflacja wyniosła nie więcej niż 3,5% (w styczniu było to 3,9%) to faktycznie spadła do poziomu nienotowanego od wielu miesięcy. Jednak wielu ekspertów uważa, że to zjawisko krótkotrwałe. Jak długo pozostanie nie większa niż 2,5-3,5%?
Łukasz Kozłowski: Prawdopodobnie jej najniższy poziom zobaczymy w okolicach marca.
A więc jest szansa na jej dalsze spadki?
Tak. W marcu może spaść do poziomu zbliżonego do celu inflacyjnego, nawet do 2,5%. Tyle że, niestety, w kolejnych miesiącach możemy się spodziewać pewnego odbicia. Będzie to miało związek z tym, że efekty bazy będą bardziej działały w kierunku wzrostu średniorocznego wskaźnika inflacji. Istotne są w tym także kwestie związane z polityką fiskalną władz. A więc tego, że tylko do końca marca - o ile nic się nie zmieni - pozostaniemy z zerowym VAT-em na żywność. A sytuacja w drugiej połowie obecnego roku będzie się kształtować w zależności od tego, w jakim stopniu będą obowiązywać rozwiązania w zakresie mrożenia cen energii, bądź władze zdecydują się je wycofywać. Już te dwa czynniki mogą spowodować wzrost inflacji nawet o 3 punkty procentowe. Wobec tego końcówka br. może okazać się czasem, kiedy inflacja dojdzie do poziomu 6%. To jest czynnik, który NBP i Rada Polityki Pieniężnej mocno akcentują od paru miesięcy.
„Prawdopodobnie w tym roku rozpoczną się obniżki stóp procentowych w bankach centralnych USA i Europejskim Banku Centralnym. Uprzedzam, że jeśli oni obniżą te stopy, to nie oznacza, że my też mamy obniżyć. Bo mamy inną sytuację” – powiedział również prezes Glapiński podczas ostatniej konferencji prasowej. Czy faktycznie już do końca br. spłacający kredyty nie doczekają się obniżek stóp procentowych?
Każdy kolejny komunikat Rady Polityki Pieniężnej, po jej kolejnych posiedzeniach i kolejne wypowiedzi na comiesięcznych konferencjach prasowych prezesa Glapińskiego ukierunkowane są na gaszenie oczekiwań, że stopy procentowe mogą maleć. Ja ufam tym oświadczeniom. Myślę, że faktycznie w tym roku nie doczekamy się zmiany poziomu stóp procentowych. A więc stopa referencyjna pozostanie na obecnym poziomie 5,75%. Powstaje w związku z tym pytanie: w którym momencie roku 2025 polityka pieniężna banku centralnego może zacząć być luzowana - czy będzie to bardziej na początku przyszłego roku, a może dopiero 2026? Wszystko bowiem wskazuje, że obecne stopy utrzymają się jeszcze stosunkowo długo.
A jak to się może przełożyć na dalszy kurs złotego?
Gdy FED i EBC będą luzować politykę fiskalną i powiększać się będzie dysparytet stóp procentowych USA i krajów strefy euro w stosunku do naszych stóp, to może jeszcze bardziej wzmacniać naszego złotego niż do tej pory. Z jednej strony wypowiedzi prezesa NBP utrzymują w ryzach oczekiwania związane z obniżkami stóp procentowych. A z drugiej strony - są to wszystko sygnały dla inwestorów, które bardzo mocno ukierunkowują na umacnianie polskiego złotego względem innych walut. Myślę, że ten trend będzie kontynuowany, zwłaszcza, że prezes Glapiński nie wyraził niepokoju związanego z tym, że złoty się umacnia. Przeciwnie, powiedział, że jest zadowolony z tego faktu.
W ostatnich tygodniach kurs złotego się jednak uspokoił. Istnieją jego pewne wahania, ale pozostają stosunkowo niewielkie.
Kurs złotego się faktycznie w miarę ustabilizował, ale w dalszej perspektywie pozostanie na kursie dalszego umacniania się.
PKB w strefie euro w IV kwartale 2023 r. pozostał bez zmian wobec III kw. ub.r. i wyniósł 0%. Podobnie w stosunku do IV kw. 2022 r. - wzrósł w IV kw. o 0,1 proc. Pod jakimi warunkami rozwój gospodarczy eurostrefy wyzwoli się ze stagnacji i odbije się w górę?
Wymaga to całkowitego opanowania podwyższonej inflacji, choć strefa euro jest już bardzo bliska tego celu. Ponadto wiele się mówi o dokonywaniu dalszych obniżek stóp procentowych przez EBC. Chodzi też o to, by odpuściła presja kosztowa związana z wysokimi cenami energii po stronie producentów czy usługodawców. To także kwestia poprawy łańcuchów logistycznych, ponieważ Europa dużo straciła na tym, że rynek chiński stał się dużo mniej chłonny. A więc, że dużo trudniej jest firmom europejskim na nim funkcjonować. Ponadto strefa euro potrzebuje odbudowy popytu - to jest spadku inflacji, ewentualnej perspektywy luzowania polityki pieniężnej, czy przyrostu dochodów realnych - to czynniki, na które w tym kontekście najbardziej można liczyć. Natomiast na poziomie strukturalnym obecnie doświadczamy kolejnego okresu, kiedy Europa pozostaje w tyle za Stanami Zjednoczonymi, które obecnie pozostają bastionem wzrostu gospodarczego. Myślę, że w perspektywie bardziej długoterminowej kluczowe będzie, w jaki sposób zdefiniowane zostanie źródło konkurencyjności europejskiej gospodarki. Ponieważ jej model funkcjonujący do tej pory, w szczególności w obliczu gwałtownych zmian na rynku energii, uległ poważnemu zachwianiu. Wobec tego obecnie nadszedł etap przedefiniowania zasad działania tej gospodarki.
A więc widzi Pan szansę na jakąś bliską perspektywę odbicia europejskiej gospodarki i i jej wzrostu choćby 1-procentowego?
To jest możliwe jeszcze w tym roku. Wygląda na to bowiem, że kraje unijne najgorsze mają już chyba za sobą.
Sejm w Polsce podjął uchwałę zawierającą apel do Komisji Europejskiej, by wprowadzić embargo na żywność z Rosji i Białorusi. Jak bardzo powstrzymanie zwłaszcza importu taniego zboża z tych krajów i zastąpienie go krajowym, droższym, może wpłynąć na dalsze kształtowanie się inflacji w naszym kraju?
W kontekście ewentualnego wzrostu inflacji u nas to jednak nie jest czynnik fundamentalny. Oczywiście, sytuacja, w której rynek zostanie „wyczyszczony” z taniego zboża ze Wschodu, zapewne przyniesie jakiś impuls inflacyjny. Ale w praktyce bardzo duże znaczenie mają ceny globalne. W tym kontekście nie spodziewam się, żeby ewentualne embargo miało jakiś zasadniczy wpływ na ceny żywności u nas. Zwłaszcza, że gdy spojrzymy na dane, to napływ zboża ze Wschodu do nas na masową skalę już się skończył. Miało to zresztą miejsce w ubiegłym roku, kiedy faktycznie nasze magazyny były tym zbożem wypełnione po brzegi. Myślę, że ewentualnie większy wpływ na rynek może mieć fakt, czy Europa faktycznie zagospodaruje powstałe nadwyżki zboża, które wypełnia silosy, niż to czy przykręcona zostanie śruba napływowi dodatkowego zboża nie tylko z Białorusi, ale i z Ukrainy.