Ryzykiem dla tych prognoz, które formułuje teraz NBP, jest bardziej sytuacja globalna. W ubiegłym tygodniu Arabia Saudyjska i Rosja podjęły decyzję, o tym, że dalej będą utrzymywać cięcia w produkcji ropy naftowej. To podniosło ceny ropy brent o 8 dolarów za baryłkę. Do tego niepewna sytuacja panuje na rynku gazu, miały miejsce strajki w Australii, która jest głównym eksporterem LNG. To m.in. powodowało, że kontrakty na terminale europejskie, rosły o 40%. Zatem na rynkach energii panuje duża niepewność. To się może krótkoterminowo odbijać na cenach paliw. Z Jakubem Rybackim, kierownikiem zespołu makroekonomii, p.o. kierownika zespołu strategii w Polskim Instytucie Ekonomicznym, rozmawia Maciej Pawlak
Stopy procentowe, wbrew przewidywaniom większości ekspertów ekonomicznych, obniżone zostały przez RPP o 0,75 pkt. proc. Jak duże jest prawdopodobieństwo, że w tym roku nastąpią dalsze obniżki stóp?
Wydaje nam się, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny, na pewno widzimy po tej obniżce, że złoty dość mocno się osłabia, a to nie jest najbardziej pożądany kierunek. Oczywiście prezes NBP, nie dał jednoznacznej rekomendacji czy będą dalsze obniżki czy nie. One mogą wystąpić, ale wydaje mi się, że prawdopodobniejszym scenariuszem jest, że do obniżek RPP wróci w przyszłym roku.
Prezes Glapiński, na czwartkowej konferencji po posiedzeniu RPP, mówił o prognozach spadku inflacji w kolejnych miesiącach br. We wrześniu ma ona osiągnąć poziom 8,6%, w październiku - 7,4%, by na koniec roku dalej spaść - do ok. 6-7%. Czy obniżenie stóp procentowych: ostatnie, a może i kolejne, nie osłabi zbytnio trendu spadku inflacji do wartości, o których mówił szef NBP?
W krótkim terminie, dwóch-trzech miesięcy, raczej nie. Natomiast wydaje mi się, że ryzykiem dla tych prognoz, które formułuje teraz NBP, jest bardziej sytuacja globalna. W ubiegłym tygodniu Arabia Saudyjska i Rosja podjęły decyzję, o tym, że dalej będą utrzymywać cięcia w produkcji ropy naftowej. To podniosło ceny ropy brent o 8 dolarów za baryłkę. Do tego niepewna sytuacja panuje na rynku gazu, miały miejsce strajki w Australii, która jest głównym eksporterem LNG. To m.in. powodowało, że kontrakty na terminale europejskie, rosły o 40%. Zatem na rynkach energii panuje duża niepewność. To się może krótkoterminowo odbijać na cenach paliw. Na pewno jest tak, że o ile do tej pory miało miejsce stosunkowo szerokie hamowanie cen żywności, to teraz takie trendy są mniej widoczne.
Jakie jeszcze problemy występują na światowych rynkach paliw?
Występują również problemy np. w Indiach, które są jednym z głównych eksporterów produktów rafinacji ropy naftowej. A to może globalnie wpływać na same jej ceny. Wobec tego otoczenie zewnętrzne naszej gospodarki jest dużo mniej korzystne. Jednocześnie jednak inflacja bazowa spadała w ostatnich miesiącach nawet bardziej od oczekiwań. Prezes Glapiński pokazywał podczas konferencji wykres, z którego wynikało, że indeks cen PPI (produkcji sprzedanej przemysłu) w naszym kraju znajduje się teraz w deflacji. Jednak ceny usług nie chcą spadać, nawet wbrew oczekiwaniom w Europie, a na Zachodzie - nawet rosną. To jest pewnie taki trend, który oznacza, że coraz trudniej będzie u nas o kolejne szybkie hamowanie inflacji.
Decyzja RPP
Na wspomnianej konferencji prezes Glapiński wspomniał o sytuacji w krajach najbliższych geograficznie Polsce, zwłaszcza o gospodarce Niemiec - oni też mają problemy. To także rzutuje na nasz eksport, w końcu Niemcy to nasz największy partner w handlu zagranicznym.
Zdecydowanie tak. Właśnie zostały opublikowane prognozy Kiel Institute for the World Economy - odpowiednika PIE na Zachodzie. Niemiecka placówka pokazała, że Niemcy w tym roku czeka recesja. PKB naszego zachodniego sąsiada skurczy się średniorocznie o ok. 0,5 pkt proc. Takie oceny zaczynają się pojawiać, doszło do tego parę słabszych danych z sektora przemysłowego. Okazało się, że produkcja przemysłowa spadła w tym kraju o 2% w skali roku. Bardzo mocno cierpią na obecnej sytuacji branże energochłonne. Jest to pokłosie problemów z uzależnieniem się Niemiec od rosyjskich surowców. Z drugiej strony spowalnia gospodarka chińska, a jest ona poważnym kierunkiem eksportu dla Niemiec rozmaitych maszyn, różnego rodzaju robotów, elektroniki, więc przemysł niemiecki związany z tymi urządzeniami działa słabiej. Dojdą pewnie do tego również problemy w niemieckiej motoryzacji. Do tej pory w tej branży było tak, że nawet, gdy liczba wszystkich wyprodukowanych samochodów spadała, to w miarę możliwości rozwijała się branża elektromobilnościowa. Tymczasem obecnie, gdy zapanowała gorsza koniunktura, będzie to trudniejsze. Inaczej mówiąc, skoro przemysł niemiecki sobie gorzej radzi, to tak samo przemysł polski też raczej będzie miał pod górkę. Nie zapominajmy, że mniej więcej 27-28% całości naszego eksportu przypada na Niemcy. Do tego dodajmy pośrednie powiązania - dość dużo eksportujemy do Czech, które później wykonują gotowe produkty dla Niemców. Więc udział powiązań sąsiadów Polski z sytuacją naszej gospodarki jest znaczny
W Polsce PKB w II kwartale br. spadł o 0,6 proc. rok do roku według finalnego odczytu GUS. To oznacza pogłębienie ujemnej dynamiki z I kwartału, gdy PKB zmalał o 0,3 proc. rok do roku. III kwartał przyniesie kolejny spadek PKB, czy też istnieje szansa na jego wzrost?
Raczej odbicie, czeka nas wzrost, choć raczej umiarkowany, skromny. Na pewno dwa poprzednie kwartały ujawniły spadek PKB - z dwóch przyczyn. Z jednej istotny, negatywny wpływ wywarły zapasy. W 2022 r. przedsiębiorstwa podwyższały bowiem zapasy. To z kolei podwyższało PKB. Teraz je jednak obniżają. Uważam przy tym, że to nie jest trend długotrwały. A zatem nie obniży on poziomu PKB na stałe.
Jak zatem będzie w kolejnych kwartałach?
W trzecim kwartale powinno być już lepiej. Zaś najpóźniej w czwartym kwartale powinniśmy widzieć zupełnie inne zmiany z tego tytułu. Cały obecny rok w porównaniu z zeszłym rokiem pewnie oznaczać będzie ok. 0,5- 0,6% wzrostu PKB. A zatem to nie będzie to jakimś dużym wzrostem na tle sytuacji w poprzednich latach. Na pewno będzie pod tym względem lepiej u nas niż w strefie euro, na porównywalnym poziomie do większości państw Europy Środkowej, lepiej niż w Czechach.
Po tym, gdy stopy procentowe w Turcji zostały niedawno podniesione z 17,5 do 25%, okazało się, że sierpniowa inflacja w tym kraju sięgnęła niemal 60%. Jakie są przyczyny tak wysokich wzrostów cen w tym kraju? Jakie mogą płynąć stąd wnioski dla Polski?
Turcja miała duży problem ze stabilnością kursu walutowego liry. Jeżeli jej kurs się osłabiał, to siłą rzeczy napędzało inflację. Społeczeństwo tego kraju ma małe zaufanie do władz tureckich, wobec tego większość Turków przetrzymuje oszczędności w dolarach. A to sprawia, że dużo działań w zakresie polityki monetarnej władz Turcji realnie nie odnosiło skutku. W tej sytuacji Turcy zaczęli się szybko przyzwyczajać do tego, że ceny szybko rosną. Zaś samo to już zaczęło samo nakręcać inflację. Czy Turcja może być jakimś odniesieniem dla Polski? Pewnie nie. U nas mieliśmy okres wysokiej inflacji, ale okazał się chwilowy. A jednocześnie wiele zmian, które wpływały w Polsce na wzrost cen, miały podłoże ogólnoświatowe, zewnętrzne. Rok temu mieliśmy dość duży wzrost cen paliw, surowców energetycznych, to musiało w Polsce, a także w strefie euro napędzić inflację. Ale zaczyna się ona obniżać, albo przynajmniej rosnąć wolniej. Przed nami zapewne jest okres, w którym inflacja może być jeszcze podwyższona. Może będzie nawet dłuższy, niż się można było wcześniej spodziewać. Bo o ile udało nam się zejść z ponad 18% w lutym do obecnych 10, a pewnie zejdziemy jeszcze w miarę szybko z 10 do 5%. Ale ostatni okres powrotu do normalności, tj. do celu inflacyjnego (ok. 2-3%) pewnie będzie wydłużony.