40 proc. przedstawicieli branży motoryzacyjnej w Polsce odczuwa niepokój związany z Brexitem, ale tylko 4 proc. firm podejmuje proaktywne działania i wynajmuje dodatkowe przestrzenie magazynowe. Pozostali biernie czekają na rozwój zdarzeń.
Dużo lepiej niż Polacy do Brexitu są przygotowani producenci brytyjscy, czescy i słowaccy, słabiej zaś Rosjanie – wynika z badania „MotoBarometr 2019. Nastroje w automotive” przeprowadzonego przez firmę Exact Systems. Eksperci firmy zwracają uwagę, że poziom obaw zależy od siły powiązania danego kraju z rynkiem brytyjskim, a stan przygotowań jest wypadkową portfolio danego producenta i geograficznej dywersyfikacji klientów.
Producenci z Polski, najbardziej ze wszystkich analizowanych krajów, obawiają się konsekwencji Brexitu (40 proc.). Podobne nastroje panują na Słowacji i w Niemczech. Natomiast najmniejszą niepewność obserwujemy w Portugalii, Rumunii i Rosji – odpowiednio 13, 11 i 10 proc. wskazań.
Obawy o skutki wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE nie idą w parze ze wzmożonymi przygotowaniami. Okazuje się, że najlepiej w tym zakresie radzą sobie firmy z UK. Już 24 proc. z nich deklaruje, że wynajęło dodatkowe magazyny, a 4 proc. przeniosło produkcję do innego kraju. Nieźle radzą sobie nasi sąsiedzi ze Słowacji oraz Czech. Największą bierność obserwujemy za to w Rosji, gdzie nikt nie działa zapobiegawczo przed Brexitem, a w Polsce, na Węgrzech i Rumunii odpowiednio tylko 4, 6 i 7 proc. firm zabezpieczyło swoje magazyny.
Poziom obaw o scenariusz brexitowy zależy od stopnia powiązania danego kraju z rynkiem UK. Polska jest jednym z pięciorga głównych unijnych partnerów Wielkiej Brytanii w handlu samochodami i komponentami. Dlatego odczujemy skutki twardego Brexitu podwójnie. Bezpośrednio jako straty w eksporcie oraz pośrednio, ponieważ mniejsza sprzedaż aut z UE w Wielkiej Brytanii oznacza niższe zapotrzebowanie np. na polskie części w unijnych fabrykach. Jeżeli w portfolio firmy przeważają towary eksportowane do UK lub stamtąd importowane, już teraz podejmowane są działania. Pozostałe zakłady czekają na decyzje polityków
Pewne jest, że do Brexitu dojdzie. Pytanie tylko na jakich zasadach. Przed nami 11 miesięcy okresu przejściowego – wymiana towarów będzie odbywać się w niezmieniony sposób, a politycy mają czas na wypracowanie nowego porozumienia handlowego. Jeśli to się nie uda, handel obejmą zasady WTO, co oznacza przywrócenie pełnej kontroli granicznej, wysokie cła i problemy z homologacją. Dlatego decyzja o sposobie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej będzie kluczowa dla sektora motoryzacyjnego. Politycy z obu stron obawiają się odpowiedzialności, co oznacza, że negocjacje mogą się przeciągać w nieskończoność.
Odraczanie Brexitu aktualnie nie wpływa negatywnie na całą branżę, ale zdarzają się przypadki zamknięcia czy przeniesienia zakładów lub wstrzymania produkcji niektórych aut. Pozostali producenci żyją z dnia na dzień i działają na tyle, na ile pozwala koniunktura. Widać jednak niepewność. Miękki Brexit może okazać się dla brytyjskiej gospodarki pozytywnym bodźcem. Natomiast no-deal to potencjalnie największy wstrząs w historii naszej motoryzacji, bo wywrze krytyczny wpływ na dotychczasowy model dostaw just-in-time. Jak obliczyło SMMT każda minuta opóźnienia produkcji będzie kosztować branżę 50 tys. funtów. Oba rozwiązania, czyli wyjście z umową lub bez, są obecnie równie prawdopodobne
Patrząc długofalowo cena utrzymywania status quo może okazać się wysoka. Na Wyspach 2019 był trzecim rokiem z rzędu, w którym spadła produkcja aut (-14,2 proc.), osiągając poziom 1,3 mln sztuk – najniższy od 2010 r. Niepewne jutro blokuje także inwestycje, które spadły ze średnio 2,5 mld funtów w poprzednich latach do 90 mln funtów w I półroczu 2019 r. W pozostałych krajach UE decyzje inwestycyjne również są często wstrzymywane do czasu rozstrzygnięcia brexitowej sagi. Europejska motobranża zamiast się modernizować i rozwijać, stoi w miejscu. A innowacyjna konkurencja z Chin czy USA rośnie.
Ekspert Exact Systems podkreśla, że okresy na 3-4 tygodnie przed spodziewaną datą Brexitu zawsze są napięte. Tak było m.in. w październiku 2019 r., gdy 1/3 producentów motoryzacyjnych zredukowała zatrudnienie w obawie przed potencjalnym, twardym Brexitem. Jeśli do niego dojdzie, nałożone zostaną 10 proc. taryfy celne WTO, przez które produkcja aut na Wyspach i ich eksport na kontynent mogą stać się nieopłacalne. Zagrożona likwidacją byłaby m.in. fabryka Nissana w Sunderland, która wysyła 70 proc. swojej produkcji do UE. Pozostali japońscy producenci w UK także musieliby rozważyć przeniesienie zakładów. Nad wyprowadzką na kontynent zastanawia się także Ford, zatrudniający 13 tys. osób.