NASZ WYWIAD! „W budownictwie czeka nas spokojniejszy okres” – mówi Jan Styliński, prezes PZPB
Czeka nas obecnie okres spokojniejszy i – wydaje się – znacznie mniej burzliwy niż to, co obserwowaliśmy w latach 2016-2018 – mówi w rozmowie z Maciejem Pawlakiem Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Jak Pan ocenia 2019 rok w branży budowlanej? Czy problemy związane z np. z trudną sytuacją finansową w części małych i średnich firm minęły?
W porównaniu z sytuacją sprzed jeszcze kilku miesięcy - kiedy nie wiedzieliśmy, jak niewielki spadek koniunktury budowlanej i produkcji budowlano-montażowej odbije się na kondycji firm - nastąpił okres małej stabilizacji. Czeka nas obecnie okres spokojniejszy i – wydaje się – znacznie mniej burzliwy niż to, co obserwowaliśmy w latach 2016-2018. Spodziewamy się wyciszenia negatywnych nastrojów, zwiększenia rentowności, zwłaszcza dużych podmiotów, które w ostatnich kilkunastu miesiącach miały najniższą rentowność wśród wszystkich firm naszej branży działających na rynku. Natomiast nie ma róży bez kolców.
Dlaczego?
Ta zwiększająca się rentowność dużych firm i generalna stabilizacja branży będzie trochę działać na niekorzyść mniejszych podmiotów, czyli sektora MŚP, który w ostatnich kilkunastu miesiącach, notował dość dobre wyniki finansowe. Niektóre małe i średnie firmy miały rentowność na poziomie 12 proc., a średnia wahała się między 8, a 9 proc. A więc w tym segmencie firm spodziewamy się lekkiej korekty w dół – taki poziom rentowności w MŚP będzie w najbliższym czasie trudny do osiągnięcia. Ale z drugiej strony to delikatne schłodzenie sektora MŚP nie będzie silnie odczuwalne. Spodziewam się także stabilizacji cen materiałów budowlanych. Jeśli nastąpią tu jakieś wahania - nie będą one duże. Natomiast przy obecnym niewielkim bezrobociu wciąż problemem pozostanie dostępność wolnych rąk do pracy.
Czy ubytek Ukraińców, z których część zapewne wyjedzie do pracy w Niemczech, będzie mocno odczuwalny w budownictwie?
Nie spodziewam się by był to bardzo poważny ubytek. Myślę, że do Niemiec wyjedzie ok. 20-30 tys. osób, opuszczając nasz rynek budowlany. Byłoby ich pewnie więcej, lecz niemiecka polityka imigracyjna zmierza do zatrudniania fachowców najwyższej klasy. Tymczasem wśród obcokrajowców, którzy w Polsce pracują – grupa najwyższej klasy profesjonalistów, operatorów maszyn czy doświadczonych spawaczy jest relatywnie wąska. Zdecydowana większość kadry zasila u nas podstawowe potrzeby rynku budowlanego. A nie są to osoby, których właśnie Niemcy poszukują. Tak więc ten spodziewany odpływ Ukraińców do Niemiec nie będzie dramatyczny, na ogromną skalę. Tym bardziej, że dla profesjonalistów zarobki na rynku polskim w porównaniu z niemieckim czy norweskim obecnie nie różnią się zasadniczo.
Na przykład?
Porównam przykładowo wynagrodzenie spawaczy. Na rynku norweskim, jednym z najlepiej opłacanym w Europie, taki fachowiec jest w stanie zarobić ok. 80-90 zł na godzinę. Natomiast w Polsce - 60 zł. Biorąc pod uwagę niższe u nas niż w Norwegii koszty życia, ta różnica w stawkach nie jest zatem taka kolosalna, jak by się mogło wydawać. Zatem biorąc pod uwagę zmniejszanie się różnic w zarobkach uważam, że odpływ profesjonalistów nie będzie duży. Nie spodziewamy się w tym obszarze armagedonu. Co jednocześnie nie zmienia faktu, że zatrudnienie w całej branży budowlanej, mimo historycznie wysokiego poziomu produkcji budowlano-montażowej, przewyższającego o kilkadziesiąt mld zł produkcję z 2011 r., jest o ok. 40 tys. niższe, niż wówczas. Zatem nawet bez utraty jakichkolwiek Ukraińców w naszej branży i tak będziemy odczuwali niedobór rąk do pracy w budownictwie. Choć sytuacja w tym obszarze nieco się poprawiła np. w porównaniu z połową 2018 r. – wtedy było 389 tys. zatrudnionych w naszej branży, a ostatnie dane GUS mówią o zatrudnieniu na poziomie 436 tysięcy. Ale historycznie najwyższy poziom wynosił 490 tys.
Czyli prawie pół miliona…
Właśnie. Cały czas brakuje jednak kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Rzecz jasna część tego niedoboru niwelowana jest zwiększoną automatyzacją w procesie budowanym - będziemy ten trend nadal obserwować w 2020 roku. Ponadto będzie miało miejsce zwiększone zapotrzebowanie na prefabrykację, następować też będzie coraz lepsze usprzętowienie firm. Wszystko to w jakiejś części pozwoli zmniejszyć popyt na pracowników. Takie też będą trendy z pewnością zauważalne w nowym roku.
Jaki jest główny warunek tego, by budownictwo rzeczywiście stanowiło jedną z głównych lokomotyw napędzających całą gospodarkę?
Stabilna polityka inwestycyjna państwa. Bowiem procesy budowlane są długotrwałe. Zarówno ich przygotowanie, jak i przygotowanie samych robót, ale i kształcenie nowych kadr i utrzymanie ich na rynku. Dla nas na dziś najważniejszą barierą – dużym znakiem zapytania – jest brak dostatecznej wiedzy na temat tego, co w polityce inwestycyjnej zarówno na szczeblu władz państwowych, jak i samorządów, będzie się działo w najbliższej dekadzie. Jeżeli będziemy w stanie tę strategię publiczną w zakresie inwestycji stworzyć w sposób konsekwentny i wiarygodny na 8-10 lat, wówczas rynek budowlany będzie w stanie racjonalnie inwestować w usprzętowienie i w ludzi.